środa, 13 października 2010

Pupki dla Chopina

post, w ktorym spelniam wiele Waszych zyczen, uswiadomionych czy nie

      Mili moi! Dzisiejsza historia zaczyna sie niewinnie, od tego, ze nie wiedzialam kim jest Vicky. Wazne jest to o tyle, ze tajemnicza Vicky miala wczoraj urodziny, na ktore zaprosil mnie mailem Portugalczyk - tenze sam ktory wydal wiele pieniedzy, by na plecach utrwalic sobie na wieki wiekow dwa ludki z gry komputerowej. (Jako, ze ja nadal kontestuje Facebooka, rzeczony Portugalczyk zobowiazal sie przesylac mi na maila co ciekawsze informacje z zycia akademikowego).
Rozpytanie u znajomych o tozsamosc solenizantki niewiele wnioslo, poza tym, ze dowiedzialam sie, iz ‘She is beautiful!’. Coz, skoro beautiful to postanowilam dolaczyc do imprezy - kto wie moze przez przebywanie w towarzystwie pieknych troche tego piekna splynie i na mnie. Plus oczywiscie wyczuwalam nikly aromat potencjalnie darmowej wodki.
Instykt mnie nie zawiodl, rzeczywiscie okazalo sie, ze Japonczycy wynalezli skads nieodplatny alkohol (choc podejrzewam ze kupili go ze skladki na ‘samorzadnosc studencka’, ktora co miesiac potracaja mi z oplaty akademikowej...). W zwiazku z nadmiarem procentow (oraz niedoborem pozywienia) przyjecie szybko przemienilo sie w powtorke z niedzielnego nomikaja, bardzo radosna i chaotyczna. Dosc rzec, ze udalo mi sie poznac Vicky (faktycznie ‘bjutiful’!) a nastepnie spora czesc wieczora spedzilam budujac pietrowa, koronkowa i absolutnie nielogiczna tyrade na temat tego dlaczego dobrze, ze Haruki Murakami nie dostal Nobla i ze w zasadzie wolalabym przeczytac “Jedz, modl sie i kochaj” niz kolejna jego ksiazke... Aaaanyhows, w zgodnym duchu wspolnoty studenckiej osuszylismy wspolnie z AIKOMowcami kilka butelek (w tym cos, co jak tlumaczyli nam Japonczycy jest zwane “napitkiem robotnika” i kosztuje mniej wiecej tyle co woda mineralna...brr...)


Kiarolu, Portugalczyk prosil, zeby specjalnie z dedykacja dla Ciebie umiescic na blogu zdjecie jego plecow. Niestety zanim pomyslisz, ze to calkiem niezly towar, wyjawie Ci iz zaraz potem towar ow ujawnil swa nienawisc do slowa pisanego, a nastepnie przedstawil wlasny plan na zycie, ktory zaklada ze w wieku 50 lat zarobi tyle na sprzedazy marihuany, ze bedzie mogl przejsc na emeryture. So, I guess not.
Gdy osiagnelam stan odpowiedniego zmeczenia, a spora czesc towarzystwa chciala jeszcze jechac rowerami na dworzec Kichijoji na karaoke, podziekowalam grzecznie i powleklam sie do pokoju. Bylo troche troche po polnocy lecz w mej skrzynce lezakowal zupelnie swiezy maile z Todaiu. (I mean REALLY?? Czy ludzie tam nie spia???). Dotyczyl pomocy przy obsludze polskiego teatru tanca, ale ja, na moim alkoholowym, wyostrzajacym zmysly haju przeczytalam go jako oferte darmowego posilku na koszt ambasady. Entuzjastycznie odpisalam ze chetnie wspomoge krajan i zaleglam.
Zatem z powodu (albo przynajmniej w zwiazku z) bjutiful Vicky dzisiaj wstalam i pierwsze co musialam zrobic to odnalesc niejaki Theater X oraz droge dotarcia tamze. Naprawde nie wiem jak ludzie zyli w Tokio bez Google Maps. Ono nawet mowi mi za ile mam kupic bilet! (Jesli ktos zna system metro-kolejowy aglomeracji tokijskiej to wie, ze to nie taka prosta sprawa, zwlaszcza jesli sie czlowiek spieszy..). W kazdym razie po krotkiej wizycie na Todaiu, gdzie objawila sie kolejna porcja papierow do podpisania (WILL THIS EVER END?!) wyruszylam. Na miejscu znalazlam pozostalych zwerbowanych w ramach programu ‘jedzenie i bilety za rozdawanie programow/urywannie dupek od biletow’ studentow, oraz MOST HIDEOUS PLAKAT WYDARZENIA KULTURALNEGO EVAHR!

Tu mozecie zaobserwowac tylko jego fragment na ulotce. Mam nadzieje ze ambasada dostala te piekna grafike za darmo, bo jesli za nia zaplacili, (albo jesli przynajmniej placa komus, kto wybral akurat ja), to stanowczo nie jest dobrze.

To zas moi towarzysze uketsuke’owej niedoli. Tomoyuki (zdjecie klamie, albowiem wbrew pozorom wlasnie on byl najbardziej wygadany i wyluzowany), Ke oraz Dziewczyna Ktora Tylko Sie Klaniala (ale za to bardzo profesjonalnie!)
W powyzszym skladzie przyszlo nam obslugiwac spektakl Warszawskiego Teatru Tanca pod wiele mowiacym tytulem Tanczac (a jakze!) Szopena. Skoro bylam jedyna blada twarza w okolicy, przypadl mi obowiazek opieki nad kilkoma krajanami, ktorzy zaplatali sie w Tokio, na to wlasnie sensacyjne wydarzenie kulturalne. Jako, ze niezle sobie dawali rade samopas, w wolnych chwiliach przeszukalam budynek X’a w poszukiwaniu pamiatek okolopolskich. Bylo ich duzo: archiwalne plakaty Gardzienic, przeklady Szymborskiej w gablocie, zdjecia kogos kto wygladal bardzo jak Peszek...




do tego na scianie mieli wlasnego Wajde....


..a w szafie na zapleczu znalazlam Witkasia! 
Na widowni mielismy komplet (milosc Japonczykow do Szopena zaprawde wielka jest i niezrozumiala... chociaz moze wreszcie zostala zrozumiana - tuz przed wyjazdem z Polskie widzialam na ten temat ksiazke...hm). By wprowadzic przybylych w nastroj, przed czescia wlasciwa ambasada zaserwowala slowo wstepu i tradycyjny film o tym, jaka to Polska jest piekna, pokryta wierzbami placzacymi, mgla oraz pomnikami Chopina... Hm. Tak naprawde obraz ow nie byl wcale taki zly (Warszawa wygladala w nim co prawda jak polaczenie Wiednia z Manhattanem, lecz coz, prawa PR’u...), ladnie nakrecony i porzadnie zmontowany. Niestety towarzyszyla mu KOSZMARNA typografia, ktora zrujnowala skutecznie wszelkie wrazenia estetyczne. AARGH. Do szalu doprowadza mnie taka typowo rodzima rzecz, jak kupa wlozonej pracy, zmarnowana pod sam koniec przez jeden drobny pierdek, ktorego nikomu nie chcialo sie poprawic (zolty, wielki Times New Roman, W KURSYWIE... I mean REALLY?!). 
Ach, zly to ptak co wlasne gniazdo i tak dalej, ale niestety taniec wspolczesny w wykonaniu krajan przekonal mnie jeszcze mniej niz poprzedzajacy go film. Chociaz moze to moja niewrazliwosc na nowoczesna choreografie. (Katiu, Tobie prawdopodobnie bardzo by sie podobalo...) Poteznie sie wynudzilam, wybudzana tylko z rzadka z letargu przez widok zgrabnych meskich pup w obcislych trykotach. Niestety zupelnie nie zrozumialam o co w tym wszystkim mialo chodzic i czy tancerze na koncu umarli, polozyli sie spac, czy moze po prostu zalegli zmeczeni.
Zatem podsumowujac: niesmialo ostrzegam przed Tanczacymi Chopina. A korzystajac, ze jestem na blogu i mam miliony czytelnikow chce wyglosic dwa oswiadczenia:


1. JESLI JESZCZE KIEDYKOLWIEK ZOBACZE W TEATRZE TANCA SCENE ZASYPANA SZTUCZNYM KWIECIEM, PODPALE SIE. Pina Bausch byla tylko jedna.
2. Im wieksza emocjonalna wartosc tresci tym mniej ekspresyjnie ja podajemy. Muzyka Chopina buzuje emocjami. Co zatem robimy? OH, COME ON!!!
    A na koniec cos dla Misia, zeby wyrownac mu straty moralne zwiazane z nadmiarem tematyki meskich pup i plecow w tym poscie:


Hm, wydaje mi sie, ze to ona. Czy to ona?
Czytam: The Corset: A Cultural History. Dzieki sporej ilosci czasu spedzonej dzisiaj w pociagach wreszcie zmeczylam Harris. Kiarolu: Ty duzo bardziej mi sie podobasz :D
Slucham: VNV Nation - Legion (Archon) Pom Pom POM!!! Syntezatory wyruguja z mojego mozgu Chopina in no time!
Dokonania: Poplamilam keczupem swoja najlepsza sukienke. DAMN YOU, RONALD MCDONALD!!!
Fun Fact: Super Mario ma 25 lat!

PS. Dziekuje za wszystkie mile slowa przeslane na komofon. Juz zaczynam miec problem z tym, ze jak wroce do Polski bede musiala uzywac wiadomosci 120-znakowych bez obrazkow dzwiekow i animacji... Jak to??


A to nocne zycie Mitaki - dostepne codziennie od godziny 17:00

9 komentarzy:

  1. Co do komofona, to wystarczy zakupić taka jerzynke i dalej można się bawić jak w Japonii. :)
    Maju może ci tam wysłać naszego alkoholu, co by tubylcy zobaczyli jak smakuje wódka i miała byś własny wkład w imprezy akademickie. :P
    Jak by co daj znać na maila.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Chudi - o żubrówkę w kraju wiśni całkiem łatwo - oraz o spirytus :)

    @Żona - nieee, to nie ona. Jak ja byłem to reklamowała między innymi suszarki do włosów national i DoCoMo chyba.

    A co do typografii - dopóki nie zwiększysz odstępów między wierszami / czionki to nie masz prawa krytykować innych! Jesteś za to moralnie odpowiedzialna i powinnaś zejść ze sceny blogerskiej!

    OdpowiedzUsuń
  3. (cukier) alkohol jak alkohol - jakby tu wysłać do nipponu wieniec chlebowy ? :) ciekawe czy jest jakaś firma dostarczająca paczki w 24 godziny na drugą półkulę ... albo co tam budujemy rakietę balistyczną i wystrzelimy głowicę z obiadową niespodzianką :) chudy pospawa i poskręca, ja zaprojektuję a sarna wyliczy odpowiedni kurs :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, nie skreślajmy portugalskich dóbr eksportowych tak szybko! Piśmienni mężczyźni i tak z reguły w którymś momencie zycia okazują się NIE piśmienni.Trust me! A że jest człowiekiem czynu nie słowa, even better. Czy wspominałam, że jestem fankę serialu "Weeds"? Jedyny problem jaki widzę (poza lokalizacyjnym) jest taki, że kiedy wkleiłaś jego plecy myślałam, że to brzuch ( z wyfotoshopowanym pępkiem:)).
    Czekam na rozwinięcie akcji.

    OdpowiedzUsuń
  5. To ONA! Druga od lewej! Moja ulubiona herbatka... ;___;

    OdpowiedzUsuń
  6. @M.Wolff - nieeee, te herbatki są tak obrzydliwe... jak można to pić?

    OdpowiedzUsuń
  7. @Maz: uolaboga masz racje! A do tego wolna amerykanka w interpunkcji - pozostaje mi tylko seppuku
    @Cukier: blagam nie! Zolci pomysla, ze to Korea Polnocna zaczyna Wojne Swiatowa i bedzie klopot.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Sarkun - Można pić, CODZIENNIE *____*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha ha ha zeby sobie tatuowac postaci z gier komputerowych na ciele! ha ha h...eee...

    Wait scratch that out...

    OdpowiedzUsuń