piątek, 29 października 2010

Czarna swinio, dlaczego mi to robisz?!



jak glosi madrosc ludowa, w siatkowce jesli nie wygrywa sie 3:0 to przegrywa sie 2:3
         Nie jestem jedynym warszawskim japonista w Tokio. Moje kontakty z innymi krajanami sa jednak ograniczone, bo po pierwsze, (moze poza Daroslawem) z zadnym z nich nie mialam w Polsce stycznosci, a po drugie - cytujac pewnego znajomego Szweda: “Nie po to przyjechalem do Japonii, zeby sie obijac po miescie z innymi Skandynawami”.
         Lecz skoro stalo sie juz tak, ze los zeslal mi przedwczoraj na schodach w Yotsuya doktor Starecka, to dzieki bezcennym informacja, ktorych mi dostarczyla wniknelam w piatkowe mini-spotkanie krajowych todajowiczow (todajowiczan?) na kampusowej stolowce. Dowiedzialam sie dzieki niemu, ze na chwile obecna na uniwersytecie przebywaja: dwie rodzime studentki-badaczki (w tym ja), jeden stypendysta Japan Foundation (Daroslaw), jeden absolwent (ktory przeniknal na Todai robic druga magisterke) oraz dwie wolnostojace wykladowczynie. 
         W takim wlasnie skladzie posiedzielismy, powciagalismy makaron, a jedyna namacalna korzyscia, jaka z tego wynikla byl fakt, ze okazalo sie, ze Tomek (w/w Absolwent, Ktory Przeniknal) jest w posiadaniu wejsciowek na mecz otwarcia MS w siatkowce kobiet, gdzie Skosne gospodynie mialy podejmowac Polki. Bilety pochodzily nie z bylekad ale od japonskiej telewizorni, ktora (jak sadze) desperacko potrzebowala zorganizowac jakas, jakkolwiek miniaturowa, grupke poslkich kibicow do pokazywania w przerwach rozgrywki.
         Coz, ojczyzna w potrzebie, zarzucilam wiec ambitny plan spedzenia wieczoru w Mitrace, z tekstem o japonskich zwyczajach pogrzebowych i udalam sie z Daroslawem oraz Tomkiem na Shibuye po zone Tomka oraz farbki dla dzieci. Farbki mialy nas przepoczwarzyc we wzorowych fanow sportu, pokrytych barwami narodowymi. (Jak sie okazalo wiekszosc z nas kibicowanie znala jedynie-li z telewizji, lecz co do tego, ze geba pokryta farbami jest przy owym kibicowaniu elementem obowiazkowym bylismy zgodni)

czarna, wkurzona swinia tzw. Valleyboo - maskotka mistrzostw
        Przejeci nasza podniosla rola nazarlismy sie, nawodnilismy, oraz (przykro przyznac ale jak typowi krajanie) przemycilismy na hale widowiskowa kilka chu-haiow (bez wpomagania ciezko przekrzyczec 50.000 japonskich gardel...)

tu mozna kliknac, zeby zobaczyc, gdzie DOKLADNIE bylismy.  miejsca nieszczegolnie VIPowskie ale darowanemu koniow i tak dalej...
          Hala Yoyogi, gdzie odbywaja sie zawody MS jest wielka, a mecz otwarcia (wbrew zdjeciu powyzej) sprzedal sie dobrze. Podejrzewam, ze po czesci dlatego, iz tak naprawde wcale nie byl meczem otwarcia tylko PIECIOGODZINNYM WIDOWISKIEM z prezentacja skladow, setem dj’ki (w diamentowych sluchawkach!), wywiadem z zespolem, ktory skomponowal oficjalna piosenke mistrzostw, wystepem slynnej lokalnej sopranistki, pokazem baletu, wykonaniem Etiudy Rewolucyjnej na dwa fortepiany, konferansjerka lokalnych celebrytow oraz cala gama dodatkowych atrakcji, ktore (chyba) mialy wzbudzic w japonskich kibicach sportowego ducha. 
          Od siebie moge napisac, ze dzielnie krzyczalam w naszym mini-sektorku. W owym, otoczonym stosowana tasma ostrzegawcza rezerwaciku stanowilismy prawdziwa redute, utopiona w MORZU Japonczykow. Japonczycy zas kibicowali po japonsku, to jest w przrazajacy, skoordynowany sposob, przypominajacy troche wiec w Korei Polnocnej. Zreszta zjawisko niepowtarzalnego skosnego, totalitarystycznego kibicowania opisywala juz u siebie Ada. Jedyna roznica jaka zaobserwowalam to to, ze podczas wczorajszego meczu zamiast maskotki groszka bawila nas maskotka czarnej, turniejowej swini, a zamiast hasla “Japan Retusuu goo!” zolci wrzeszczeli glownie “Nippon, ippon!!!” to jest (more or less)  “Dawaj Japonio, jeszcze jedeeeen!!!”. 
          Zreszta, doping okazal sie skuteczny. Nasze dziewczyny, ktore po fatalnym poczatku meczu wywalczyly (z pewnym trudem, ale jednak) przewage 2:0, w trzecim secie zaczely popelniac bledy, na co Japonki, (widzac, skubane swoja szanse) wlaczyly tryb kamikadze, zaczely ofiarnie rzucac sie do KAZDEJ pilki i nie odpuszczajac ani na milimetr, dzieki czemu umeczyly bialo-czerwone 2:3 w tie-breaku.
          Spuszczony nam lomot, lomotem ale trzeba przyznac, ze widowisko dobrze sie ogladalo, mecz mial tempo (prawie jak z przygod kapitana Tsubasy!) a faworyt zmienial sie co najmniej trzy razy. Przyznaje: Skosne wygraly sprawiedliwie, choc chyba glownie dzieki niemocy polskiego sztabowego psychologa. (Albo podstepnemu sabotowaniu naszych treningow!)

tu bilet i pamiatkowa, rozowa krowka szopenowska. tak, tak. krowka szopenowska oraz porcelana z boleslawca - to byl pomysl ambasady na promowanie ojczyzny podczas wielkiej imprezy sportowej. brawa dla tych panstwa.
          Jako, ze wygrana byla tak blisko troszke przezylismy porazke i po meczu wraz ze zgromadzona grupka krajan udalismy sie do knajpy opic smuteczki (oraz troche sobie podjesc - piec setow to naprawde szmat czasu..!). Bylo milo - tokijscy Polacy to grupa postaci jak ze standardowej komedii charakterow: jest Bufon, Organizator, Dowcipnis, Gwiazda, Szara Mysz, Tubylec,  Pani Porzadna, Nowa Panienka a teraz takze i ja. Jeszcze nie wiem jaka osobowosc powinnam przywdziac, zeby pasowac do takiego zgromadzenia, ale mysle, ze z czasem cos wymysle.... Poki co: milego weekendu! 
Czytam Jem:  Meiji Melty Kiss Green Tea Chocolate Special Winter Edition. Pyszne
Slucham: Pije: もも水 - woda o smaku.. hm... brzoskwini. BARDZO pyszna.
Dokonania: Udalo mi sie rozmagnesowac (?) druga ksiazeczke bankowa oraz pierwsza karte paypassowa. Nie mam pojecia z czego to wynika. Moze z tego ze trzymam ja blisko telefonu? Any ideas, technologicznie sprawni przyjaciele?
Fun Fact: Po meczu wracalam do mitaki ostatnim pociagiem. Panowie robotnicy, kladacy/wymieniajacy rury przy dworcu akurat brali sie do roboty! W PIATEK W SRODKU NOCY!

Teoretycznie zostalismy z Daroslawem sfotografowani jako lokalna atrakcja, przez autora TEGO fotobloga, ale nie wiem czy odwazy sie on kiedykolwiek umiescic na swojej stronie nasze biale mordy, wiec by dac Wam chociaz posmak naszych ‘kostiumow’ uwiecznilam sie po powrocie do domu z moja wlasna czarna swinia

5 komentarzy:

  1. Szlachetna Mayonello Pani nie kojarzy postaci z Railguna ? :) poważne niedopatrzenie - trzeba będzie nadrobić zaległości w anime :) Serial jest przedni - Chudini może potwierdzić :) W jednym odcinku pojawia się ... achtung .. oddział klonów (chude panny w spódniczkach ze snajperkami, karabinami szturmowymi, noktowizorami itd.) :) Przy tym wszystkie wydają się czuć miętę do głównego bohatera :) - sama widzisz, że warto obejrzeć :)

    A co do siatkarek .... a kogo obchodzi wynik ? :) w Polsce jak grają dziewczyny to żaden facet wychodzący z meczu siatkówki nie wie jaki był ostateczny wynik :) (to ocena mojego złego alter ego - szowinisty i seksisty) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, ja Cię nie widziałam w telewizorze (fragment meczu obejrzałam nawet i wzruszył mnie hymn :))

    Było anime o siatkarkach, pamiętasz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyglądałaś świetnie w makijażu kibica! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. @Katia: coz, kiedy brzmial hymn to Tomek jeszcze jadl swa Wielka Parowe (tm), jego zona konczyla mnie malowac a Daroslaw usilowal domyc kurtke po moim malowaniu jego... pewnie zanim dotarlismy zdazylas zmienic kanal :-)

    A anime o siatkarkach mnie zagielo... moze byc-li to to =>http://pl.wikipedia.org/wiki/Pojedynek_Aniołów ?

    OdpowiedzUsuń
  5. "Pojedynek aniołów" to chyba jedyne anime o siatkarkach które leciało w Polsce na Polonii 1.

    Co do meczu siatkówki, maskotka jest boska. :)

    A sam mecz, miło było popatrzeć na Azjatki, bo niestety polki nic ciekawego nie pokazały swoja grą.

    OdpowiedzUsuń