poniedziałek, 18 października 2010

Wielki Zderzacz Nipponow (大型ニッポン衝突型加速器)



ech, w Japoni jak i w Polsce weekend, weekend a zanim sie czlowiek spostrzeze to juz po weekendzie... 

         Poniedzialek powital mnie (tak samo jak podejrzewam wiekszosc z Was) okrutnym wyciem budzika. Nastal dzien kwalifikacji na samobojczy kurs japonskiego. Niestety, oznaczaly one koniecznosc wczesnego zwleczenia sie z lozka, bo o ile przecietni studenci zaczynaja zajecia o 10:20 (podejrzewam, ze dlatego, zeby nie przeladowac doszczetnie metra kumulacja studentow, uczniow oraz pracownikow firm) to Centrum Edukacji Lingwistycznej Todaiu postanowilo zaprosic nas wszystkich na troche wczesniejsza pore.
        Podlaczywszy sie do zapobiegliwie pozostawionej w lodowce butli wysokoslodzonej kawy, wsiadlam na Rozowe Ostre i... wreszcie mialam okazje doswiadczyc prawdziwego, japonskiego Porannego Szczytu Komunikacyjnego! Na drodze do stacji Mitaka, wokol stacji Mitaka i wreszcie na terenie stacji Mitaka klebil sie nieprawdopodobny tlum Japonczykow. Taka masa ryzojadow jest zreszta dosyc zjawiskowa. Chodzi o to, ze wszyscy Ci stloczeni ludzie poruszaja sie super-plynnie a caly klaster sprawia upiornie wrecz organiczne wrazenie. (Cos jak na tym fragmencie z wyjatkowego arcydziela kinematografii:  ... to znaczy wyjawszy zombie)... Owo organiczne wrazenie trwa mniej wiecej do momentu, kiedy w ten nad wyraz zorganizowany tlum nie wrzuci sie losowego bialasa, ktory nie zostal wychowany w kulturze, gdzie na jednego obywatela przypada z grubsza jeden metr szescienny. Wtedy wlasnie uruchamia sie WIELKI ZDERZACZ NIPPONOW! Mysle, ze na skutek moich kolizji z losowymi Japonczykami na pewno powstaly jakies nowe, nieznane dotychczas w kosmosie czasteczki. 
        Po tak ekstremalnych doznaniach transportowych, Todai powital mnie cisza i spokojem, pustymi parkingami rowerowymi oraz ogolna atmosfera zen. Rozwialo ja dopiero dotarcie pod budynek uniwersyteckiej szkoly jezykowej, gdzie - daje slowo! - klebil sie taki sam tlum jak na stacji, z ktorej pare minut wczesniej  z ulga ucieklam. 
        Przy okazji przypadkiem okazalo sie, ze test poziomujacy intensywne kursy to jeszcze nie teraz, bo przeciez najsampierw trzeba sie na tenze intensywny kurs w ogole zalapac! Ludzi gotowych poswiecic swoje zycie na oltarzu nauki japonskiego bylo wiecej niz myslalam (i najwyrazniej wiecej niz spodziewalo sie Centrum Edukacji). Oblal mnie zimny pot, albowiem potencjalne niedostanie sie go grupy intensywnego maltretowania japonszczyzna powaznie zamieszaloby w moich (jakkolwiek watlych) planach naukowych. W desperacji zaznaczalam wiec na stosownej, rozdanej nam ankietce co sie dalo: ze kocham japonski, ze musze go znac, ze mam mnostwo czasu, ze moj profesor mnie tu przyslal, ze w razie potrzeby oddam zycie za Cesarza oraz co tam jeszcze. Coz, rozpoczety po ankietce pisemny test znajomosci jezyka byl raczej latwy (zwlaszcza w zestawieniu z testem mojego wydzialu), wiec... natychmiast wpadlam w panike, ze jesli napisze go za dobrze  to uznaja ze zaden kurs mi nie potrzebny. Szczesliwie, zapomnialam znaku na “kupowac” (i paru innych podstawowych), wiec dalam wyrazne swiadectwo ze konkretna edukacja jest mi niezbedna (ona, oraz powrot na pierwszy rok japonistyki). Dzieki temu, ze w miare szybko zmeczylam nieszczesny test udalo mi sie (po ledwie godzinnym oczekiwaniu w kolejce zlozonej - coz za niespodzianka! - z samych Chinczykow i Francuzow... ja nie wiem co to za dziwne kondominium i czy te dwa narody nie postanowily czasem w tajnej wspolpracy podstepem przejac wladzy w Japonii) dostac na rozmowe kwalifikacyjna. Tam dalam wydaje mi sie niezly pokaz wlasnej desperacji, tego jak trudny jest moj temat badan i jak nieadekwatny wobec niego moj poziom jezyka. Pan interviewer (wywiadowca?) skupil sie na uspokajaniu mnie poczym (sadze, ze) dal mi do zrozumienia, ze raczej mnie przyjma. Lecz do 21go wszystko pozostaje niejasne (dam dam DAM!)
        W ramach relaksu (i pomna swojej porazki ze znakiem “kupowac”) popoludnie spedzilam na wydzialowych zajeciach ze znakow, na ktorych bylam ja, dziesiecioro Koreanczykow oraz Jednoreka Finka (spotkalam ja juz w piatek). Z Finka nawiazalysmy porozumienie w imie “white-power” oraz “shopping-power” (Finka jest bardzo zasmucona, ze w Japonii nie ma z kim chodzic na zakupy.. hm.. LOOK NO FURTHER!!!)... Zajecia byly, jak przystoi zajeciom z pisma, smiertelnie nudne, lecz coz, kiedy Japonia bez znakow to jak chlebus bez maselka. Moj mozg doznal nieodwracalnych uszkodzen na skutek proby zapamietania 400 kanji na raz.


a wydawalo mi sie, ze wraz z obrona pracy magisterskiej wreszcie uwolnie sie od przekletych karteczek do pamieciowego kucia. Ha, ha, tough luck! Oto moj najwazniejszy, dzisiejszy zakup... 
Czytam: e-wydanie Polityki. The wonders of technology!
Slucham: Jose Feliciano, Ewan McGregor, Nicole Kidman - El Tango de Roxanneze sciezki dzwiekowej do Moulin Rouge. Moja ulubiona scena: cyrk w pelnym rozpedzie!
Dokonania: Nabylam w/w e-wydanie Polityki. Od ogladania ojczyzny przez pryzmat internetowej Gazety Wybiorczej rozkrecaly mi sie zwoje mozgowe.
Fun Fact: W weekend peklo 1000 odslon bloga. Jestem Wam nieskonczenie wdzieczna za wytrwale klikanie. Jako, ze liczbe czytelnikow oceniam na 15-20 osob to na kazdego przypada calkiem sporo pstrykniec!
wczoraj bite dwie godziny czailam sie, zeby wylapac historyczne, tysieczne wejscie
PS. Dzis mialam pierwszy przyklad karygodnych aspektow aklimatyzacji. Oto, udalam sie na stacje kolejowa, zakodowac sobie w karcie platniczej bilet miesieczny. Pan ekspedient (razony Efektem Majzilli) szybko i sprawnie wyjasnil mi, ze bilet takowy bedzie kosztowal 10,000 jenow (z malym ogonkiem). Bardzo mnie to ucieszylo, bo oznaczalo spore oszczednosci. Dopiero w drodze do domu przeliczylam sobie, ze NIECH DIABLI WEZMA OSZCZEDNOSCI, PLACE 360 ZLOTYCH ZA BILET MIESIECZNY!!!! (Hm, w sumie to tyle samo co w Warszawie, TYLKO Z, BAGATELA, JEDNYM DODATKOWYM ZEREM...)

11 komentarzy:

  1. Maju napisałaś takiego posta ze nawet nie wiem jak go skomentować, nic nie potrafię dodać i ująć. Zaglądam już po raz 10 i nadal mi nic do głowy nie przychodzi.

    Więc napisze tylko to.

    PIERWSZY :P

    OdpowiedzUsuń
  2. W Bordeaux na każdym kroku spotykało się studentów kujących japoński. Faktycznie chyba jakiś spisek. Daj znac, jak znajdziesz Japończyka kującego oksytański, dobra? :>

    OdpowiedzUsuń
  3. tysiąc wejść gratulacje szlachetna Mayonello, to teraz liczymy głosy do pierwszego miliona :)

    a czy zechciałaby Pani w chwili wolnej rzucić okiem na tego linka ? http://www.sklep.arpol.net.pl/pl,catalog,konserwy_miesno-warzywne_400g,42.html
    Planujemy wysłać dla ciebie jakąś paczkę żywnościową na święta i szukamy produktów, które przejdą przez nippońskie cło. Czy skład dań jest odpowiedni ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego czułam się w Tokio zmęczona - trzeba walczyć o każdy milimetr przestrzeni życiowej! >.<
    Ale wierzę w Miodulkę, bo ona na pewno sobie poradzi :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Maju - a teraz policz sobie ile kilometrów możesz przejechać metrem/koleją na tym bilecie miesięcznym - z jednego krańca megamiasta na drugi ;-). Poza tym: bilet za 36 pln to chyba jakiś "tfu" studencki! :P

    OdpowiedzUsuń
  6. No co do komentarza, wiedziałem że jak się prześpię i zacznę w pracy nudzić to coś sobie przypomnę.
    Jak brakuje ci wieści z polski, polecam jedyny słuszny portal http://www.tvn24.pl/
    Na nim samą prawdę znajdziesz. :P
    Co do odsłon widać muszę więcej klikać bo liczyłem już co najmniej na 10000. No nic, może trzeba napisać skrypt który będzie otwierał mi co jakiś czas twojego bloga. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Chudini: wiem, zes mym najwierniejszym klikaczem! na pewno dostaniesz ten wielki wachlarz - bedzie na nim narysowana olbrzymia Miss Doronio!

    @Maz: no wlasnie ze 20, wiec troche slabawo jak na pincset zlotych.

    @Zucker: niestety zolci bez litosci konfiskuja wszelki pokarm :-(

    @Katia: ale w mojej wiezy Babel nie ma nawet pietra romanistycznego! THIS IS AN OUTRAGE!!!

    @Wolff: Miodulka na szczescie pasie sie poza metropolia i poza szczytem komunikacyjnym. jak bedzie musiala go jeszcze raz przejsc to jej chyba czulki odpadna :D

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja już nie chcę jechac do Japonii.Phi. Buraki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Maju wielki wachlarz ma być nie dla mnie, tylko dla brata ciotecznego. wiec chodzi o wycenę takowego towaru. :P
    Dla mnie to japonkę poproszę taką do metra 65 cm. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. @Katio - chill! porzadna romanistyka jest osobno, na kampusie Komaba :D moja wieza babel to tylko literaturoznawstwo! wiec przyjezdzaj!

    @Chudy. Chetnie sprzedalabym Ci dziewczyne, ktora obsluguje mnie w okienku ubezpieczenia zdrowotnego w urzedzie miejskim - jest przeslodka! Niestety, zeby zmiescila sie do walizki trzeba bedzia ja porobac na kawalki...

    OdpowiedzUsuń
  11. Spoko w domu sobie poskładam :P

    OdpowiedzUsuń