czwartek, 14 października 2010

Rekultywacja Mimozy, part 1



Szybkie studium ruchu sieciowego objawilo mi (czy moze raczej potwierdzilo moje podejrzenia), ze czytacie tegoz bloga glownie w godzinach pracy. Tak trzymac!
     Kochani, dzis krocej niz zwykle, by nie sabotowac pracy Waszych biur, korporacji i tak dalej. Po pierwsze chcialbym rozstrzygnac palaca (niektorych) kwestie CO JA W ZASADZIE ROBIE W JAPONII. Otoz jestem tzw. rysercz stjudentem czyli 研究生’em. Rzad japonski wyplaca mi sredniej wielkosci (jak na lokalne mozliwosci) stypendium za ktore mam zyc i prowadzic badania naukowe. To stawia mnie poza systemem (nie jestem oficjalnie na zadnym roku ani zadnym trybie studiow), co z kolei z jednej strony jest motywujace (mam pelna wolnosc) a z drugiej strony deprymujace (mam pelna wolnosc, ergo jesli sie zapre i postanowie przez najblizsze osiemnascie miesiecy nie pokazac sie na zadnym wykladzie tylko skupic na badaniu chlebkow melonowych nikt mi nic nie moze zrobic). Krotko mowiac zostalam wypchnieta na pierwszal linie walki  miedzy naukowa ambicja a studenckim lenistwem.
     Zarys swojej polityki naukowej juz kiedys przedstawialam: pierwszy semestr poswiecam calkowicie na zajecia z japonskiego, probujac stworzyc sobie jakiekolwiek narzedzie komunikacji. Z tego wprost wynika, ze na razie wykladow mam niewiele, czekam na duzy test poziomujacy przed ogolnouniwersyteckim intensywnym kursem jezykowym. Zycie naukowe rozkreca mi sie wiec bardzo powoli, dlatego tez stawiam na zycie spoleczne.
     Z okazji oddaniu sie interakcja miedzyludzkim najwazniejszym zdarzeniem, ktore mam Wam dzisiaj do odnotowania jest to, ze ZJADLAM DWA LUNCHE. (Hm, niestety zaden nie byl za darmo...)
     Lunch numer 1 zwiazany byl z Todaiowa grupa studentow zagranicznych i jako ze byl to pierwszy tego typu event w tym semestrze w calosci uplynal na nienerwowym przedstawianiu sie nowych czlonkow towarzystwa. Moja konkluzja byla taka, ze za diabla nie wiem dlaczego na tym uniwersytecie polowa bialych to Francuzi (a jesli dodac Szwajcarow to bedzie grubo wiecej), ktorzy wszyscy jak jeden maz studjuja fizyke jadrowa, sa bardzo przystojni, tylko niestety uokrutne z nich pustaki. Wyczuwam tu jakis wazny trend socjologiczny ale nie mam narzedzi, zeby go porzadnie namierzyc. W kazdym razie zjawisko Francuskich Pustakow bede badac dalej (Kiarolu licze na Twe zainteresowanie) albowiem lunche zamorszczakow maja miejsce co tydzien. Podobno ma byc tez przyjecie Halloweenowe (ewenementowi japonskiego Halloween na pewno poswiece osobnego posta, kiedy juz nadejdzie ku temu pora).
     Po przeprawie z fellow naukowcami zabookowalam sobie popoludnie z Mimoza, pomna ze skoro placa jej za tutoring to niechze sie troche wysili i wykona ze mna troche mozolnego konwersowania. Nie wiedzialam jak sie nastawiac na spotkanie ale o dziwo, nakarmiona kanapka i napojona kawa Mimoza okazala sie bardziej czlowiekiem niz roslina i spedzilysmy mile dwie godziny na sympatycznej dyskusji. Moze zatem po prostu nie powinnam oczekiwac od niej pomocy administracyjnej tylko milo spedzonego czasu. Niestety z tego wynika ze rzad japonski nie placi mi za tutora tylko ZA GEJSZE... Oh well, I’ll take what I can get.
     Tymczasem, jesli jestescie ciekawi jak Mimoza spiewa: Mimoza spiewa TAK.
     A jesli nie macie dosc i znacie japonski mozecie nawet sprobowac wniknac w jej umysl via blog 
    Jak Mimoza wyglada widzicie zapewne na zdjeciu na gorze.
     Krotko mowiac: rozpoczynam mozolna rekultywacje Mojej Japonki. Dzisiejszy dzien daje mi jakas nadzieje. Chyba, ze dziewczyna byla pod wplywem narkotykow.
Czytam: Nic nie czytam. Jestem jak Portugalczyk. Moze po prostu zamienie rubryke “czytam: na rubryke “jem”.
Slucham: Zager & Evans: In the year 2525. PURE AWESOME brought to me by Maciek-paciek
Dokonania: Ha, ostatnio chwalilam sie, ze pomagalam komus w orientacji na terenie kampusu. Dzis wstapilam na wyzszy poziom egzystencji i pomagalam zagubionym bialasom odnalezc sie w sieci komunikacyjnej Tokio. (You think it’s easy? THINK AGAIN).
Fun Fact: Telewizja w japonskich pociagach jest dla mnie zrodlem nieskonczonej radosci. Po rozstrzygnieciu konkursu na najlepszy chlebek melonowy otwieram konkurs na najdziwniejsza reklame. Najpierw cos nie tyle dziwnego ile przerazajacego... TARAKO... Brrr...
PS. Specjalne, wyjatkowo serdeczne pozdrowienia dla Asiulli, zmuszonej rekonwalescencjowac w otoczeniu kompletnych  komputerowych wariatow.
PPS. Uwielbiam Wasze telefoniczne maile i prosze o wiecej - tylko blagam bez polskich znakow, bo rozbrajaja moj komofon.

4 komentarze:

  1. W pracy jak sama nazwa wskazuje, raczej nie należny się przepracowywać, bo przepracowany pracownik to mało wydajny pracownik. Wiec dbając o swoją wydajność staram się poświęcać jak najwięcej czasu zajęciom nie związanym z pracą. To na tyle zawiłej logiki Chudego. :)

    Do wydarzeń z biura mego, to pomagam Krzysztofowi w wymyśleniu sposobu jak wysłać do Japonii wieniec chlebowy tak żeby dojechał jeszcze ciepły. I przy tym nie zbankrutować. Jak widać jestem tak zapracowany że nie wiem co robić żeby się nie nudzić.

    O widzę że podejmujesz się jakże trudnego tematu wybrania najlepszej/najgłupszej reklamy japońskiej. :P

    Ja nawet lubię tą: http://www.youtube.com/watch?v=ByqvjYb9_58

    OdpowiedzUsuń
  2. (cukier) z wysyłaniem jedzenie do Japonii to niestety kanał totalny - paczka która dojdzie w czasie poniżej 72 godzin (teoretycznie 48) będzie kosztować 2300 zł toż to skandal - jak w takich warunkach dożywiać koleżanki przebywające w odległych krajach :) Jest opcja dłuższej przesyłki pokrojonego w kawałki i zamrożonego (-18 o C) wieńca ale to jest jeszcze droższe. A podobno świat to globalna wioska...... Żadne rządowe delegacje nie udają się do Japonii więc darmowy transport odpada ..... no nic trzeba projektować ten pocisk balistyczny.

    A jeśli chodzi o robotę to moi pracodawcy podniecają się perspektywą, że ktoś mógł przeżyć katastrofę Tu-154 i pewnikiem został dobity przez Rosjan :() Więc poczytam sobie chociaż zacnego bloga :) i uniknę gwałtu (intelektualnego of course) ze strony PiS-owskiej specgrupy ds. kraksy Tutka.

    A właśnie apropos Mario Brosa i górników z Chile http://i.imgur.com/kbxiG.jpg

    OdpowiedzUsuń
  3. (cukier) sprawdziłem adres na google maps - spory ten akademik - tylko w pobliżu nie ma żadnych kamer internetowych :( a ja tak chciałem zobaczyć jak rano policja zamyka drogi a przerażeni mieszkańcy uciekają na widok pędzącej środkiem drogi mayonelli :) wybuchające samochody, strzelające czołgi, samoloty... a potem ekipy sprzątające wszystko czyszczą odmalowują i tak do kolejnego przejazdu szlachetnej do szkoły :)

    OdpowiedzUsuń
  4. (Asiulla pisze): he he zaczynam sie zaprzyjazniac z roznymi funkcjami komputera:)
    Moja rekonwalescencja po malutku dobiega konca.
    Wielkie buziaki dla Majzilli:)

    OdpowiedzUsuń