sobota, 9 października 2010

When it rains it pours

weekend po mitacku

No i pokaralo mnie za wysmiewanie sie z polskiej pogody. Dzisiaj z samego rana na Mitake runela sciana deszczu. Niestety, jako, ze nie posiadlam jeszcze (zupelnie naturalnej dla tubylcow) umiejetnosci jazdy na rowerze z parasolem, droge na dworzec pokonalam w strugach wody, ktora zapewnila mi darmowe pranie odziezy i niepowtalny efekt tzw. scenicznego makijazu.

Zaprawde, bardzo kusilo mnie zeby zostac w domu i spedzac weekend na slodkim pierdzeniu w stolek ale niestety umowilam sie z Daroslawem, ze pomoze mi kupic telefon. Dodatkowym nieszczesciem bylo glupie wybranie salonu w centrum Tokio, gdzie pan, ktory nas obslugiwal w ogole nie byl przejety nasza bialoscia i (skandal!) traktowal nas jak zupelnie normalnych klientow.

Coz, wobec braku poruszenia moja i Daroslawa zamorskoscia po prostu jak kazdy zolty odsiedzielismy swoje na krzeselku, podczas gdy na stol przed nami wjezdzaly kolejne papiury/umowy/deklaracje (do tej pory nie wiem dlaczego musisalam cztery razy recznie wpisywac swoj adres, zwlaszcza ze byl tez na trzech roznych dokumentach ktore ze soba przywleklam..). Nie bylo latwo (ani tanio) ale osiagnelismy sukces. Za rownowartosc jednego roweru udalo mi sie otrzymac najtanszy mozliwy telefon, najtanszy mozliwy plan taryfowy i olbrzymia satysfakcje.

By uczcic me dolaczenie do sieci telekomunikacyjnej wciagnelismy w pobliskiej knajpie odpowiednio jajcowato-miesnego gluta (Daroslaw) oraz KOTLECIORA (ja). Japonskie jedzenie japonskim jedzeniem, ale nic tak nie utwierdza w poczuciu dobrze spelnionego obowiazku, jak panierowane swinskie mieso, podane na sposob tokijski oraz pokrojone do wygodnego jedzenia palkami. Nazarlismy sie, nagadalismy i rozeszlismy (o, to brzmi prawie jak historia mojego zycia uczuciowego... ZANIM POZNALAM MEGO CUDOWNEGO MEZA).

Kiedy dotarlam do Mitaki bylo juz ciemno, zimno i nadal padalo. Podroz na linii dworzec -akademik poczatkowo byla koszmarna. Pozniej z desperacji wpadlam w delirium, odkrywszy ze skoro i tak od stop do glow jestem mokra, a nowiutki telefon w torbie na pewno utonal, moge rownie dobrze cieszyc sie chwila i wesolo, ze spiewem na ustach (!) wziac za metodyczne zaliczanie najglebszych kaluz oraz wyscigi z samochodami po torze splywow deszczowych.

Dopiero po dotarciu do dom przypomnialam sobie, ze przeciez nie dolaczylam jeszcze do lokalnego NFZ-u wiec ewntualne zapalenie pluc skonczy sie dla mnie bankructwem i deportacja.

Teraz siedze pod kocem, zagryzam aspiryne i modle sie, zeby moje gaidzinskie biale (nomen omen!) krwinki pokonaly wszelkie ewentualne zolte wirusy (hm, zolte wirusy na pewno walcza do ostatka i stosuja taktyke kamikadze...)



uo taki mam tylyfon, nawet kolor sie zgadza



Czytam: instrukcje obsugi telefonu

Slucham: Garbage - Only happy when it rains, cozby innego

Dokonania: Niezapadniecie na zapalenie pluc (miejmy nadzieje)

Fun Fact: W japonskich knajpach, niezaleznie od klasy przybytku na wejsciu dostaje sie nieograniczona ilosc wody i goracej herbaty. Nieocenione w dni obrzydliwe tak jak dzisiejszy.

6 komentarzy:

  1. Maja, a jak będę chciała kiedyś wysłac Ci coś, to muszę krzaczki przepisywac?

    OdpowiedzUsuń
  2. Katiu - nie, chyba ze bardzo chcesz (pamietam jak ja musialam sie bidolic z akcentami w Twoim francuskim adresie :D)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bidoliłaś się? Wycinałaś, paskudo, napisany przeze mnie adres i naklejałaś go na kopertę! Ani razu sama nie napisałaś! Co za insynuacje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Damn, busted! Hmm.. To moze ja Ci wysle na Kurczaba (Korczaka^^) gotowe szablony :D ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyślij :) Możesz załączyc jakieś śmieciaszki japońskie, a ja w odpowiedzi załączę Ci polskie i będzie znów jakbyśmy miały po 15 lat :)))

    Serio piszę, czekam na list z szablonami :)

    OdpowiedzUsuń