niedziela, 28 listopada 2010

Weekend update



Karaoke heals, science kills!


         Dzien dobry. Moj stan zdrowia wkroczyl w rejon irracjonalny - prawdopodobnie nawet Gregory H. mialby problem ze zdiagnozowaniem mnie...( OMG, maybe it’s lupus...!!!) Piatek, nieomal ozdrowiala i rozochocona brakiem flegmy w zatokach, spedzilam na imprezie urodzinowej Pomocnego Amerykanina. Zaczelismy w hiszpanskiej restauracji (w ktorej kuchnia byla wspaniala, lecz zolci kelnerzy nosili niewiadomo dlaczego falszywe iberyjskie imiona...) a skonczylismy w salonie karakoe na Shibui...


Ponizej, ze specjalna dedykacja dla dwoch osob, ktore jeszcze go nie znaja, trzy slowa o japonskim karaoke. 

          Japonskie karaoke zazwyczaj odbywa sie nie w barze (chociaz taka opcja tez bywa z rzadka praktykowana), lecz w gronie przyjaciol, w przytulnym, wynajetym pokoiku - jednym z bazyliona dostepnych po przybyciu do dowolnego karaokowego przybytku. ‘Karaoke-kabine’ oplacamy na godziny, a w jej wyposazeniu znajduja sie: kanapa, system naglasniajacy, telewizor, dwa mikrofony oraz tomiszcze wielkosci ksiazki telefonicznej, zawierajace kazda mozliwa piosenka na ziemi. Aha - jest jeszcze jeden kluczowy element - telefon w scianie, dzieki ktoremu mozna dodzwonic sie do ‘recepcji’ oraz zazadac stamtad dowolnych napitkow lub pozywienia (z naciskiem na to pierwsze)... Bardzo pomyslowe, prawda? Trzeba  sie tylko wystrzegac wyjsc z lokalesami, alibowiem oni sprawe traktuja stnowczo zbyt powaznie, to jest faktycznie UMIEJA spiewac piosenki (a na pewno jeden popisowy numer - tak zwane o-hako). 



Typowy ‘pilot’ do karaokowego telewizora

         Radocha, radocha, ale darcie gardla do wczesnosobotnich godzin porannych nie bylo takim do konca swietnym pomyslem, skoro nastepnego dnia mialam referowac na konferencji... Szczesliwie konferencja byla interdyscyplinarna, wiec nikt (poza jednym panem specjalizujacym sie w polowie traulerowym...WTF?) nie zadawal mi zbyt podchwytliwych pytan. W kazdym razie na zlocie todajowych doktorantow i post-dokow bylo nadspodziewanie.... ‘fajnie’! Takze ze wzgledu na  obledny obiad w hinduskiej knajpie (tym razem z prawdziwa hinduska obsluga a nie z Japonczykami przebranymi za hindusow)!.. No co? Najpierw pozywienie, potem nadbudowa!
         Niestety, po tak intelektualnye owocnym dniu, dzisiaj rano smarkalam wszystkimi kolorami teczy. Z pewna niesmialoscia udalam sie na niedzielne, starojaponskie tance. W sali cwiczen zainstalowano jedna z cudnych japonskich klimatyzacji, dzieki ktorym jest albo goraco jak w piekle, albo zimno jak w psiarni - bez zadej opcji posredniej. Zdelklarowalam sie wiec jako zadzumiona i cala probe przesiedzialam na lawce rezerwowych, razem z Cesarzem Bobo. Cesarz Bobo chyba nalezal do ktorejs z kursantek (prawdopodobnie tej, ktorej najbardziej dokuczal i usilowal urwac rekawy od yukaty...). Coz, zolte dzieci w wieku przedszkolnym sa slodkie. Z jednym zastrzezeniem: absolutnie wszystko im wolno, co u niektorych powoduje krancowe zdziczenie. Nie mozna gnojom niczego zakazac, biora sobie co chca, namietnie kopia i maltretuja mamy oraz generalnie zachowuja sie jak male belzebubiatka.... No, ale potem ida do japonskiej szkoly, gdzie czekaja na nich cierpienia tutejszego systemu edukacji, wiec jak sadze wszystko sie jakos tam wyrownuje....
Czytam: S. Tanaka - Japan’s Orient. Rendering Pasts into History. Hehe, jakze piekne jest uczucie, kiedy w taniej jatce ksiazkowej trafi sie na cos, co idealnie nadaje sie do bibliografii!
Slucham: DIary of Dreams - Haus der Stille
Dokonania: Brak
Fun Fact: Moja ulubiona pociagowa kampania spoleczna:


How awesome is that?

6 komentarzy:

  1. Trzeba przyznać że japońskie kluby karaoke maja swój niepowtarzalny urok. Ja na swoje wyprawie też przebalowałem tam jedną noc i na drugi dzień nieźle chrypiałem. Do tego tańce na stole i potłuczone szklanki, oj dział się działo. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. i to tak każdy bez względu na niedostatki wokalu może wyśpiewywać co mu w duszy gra ? :)ojojojoj :) chyba tylko dla tego warto lecieć do nipponu :)jest kilka piosenek, które zawsze chciałem publicznie wykonać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tę kampanię w metrze kojarzę jeszcze z mojego pobytu... więc chyba nie działa? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. behold unbelievers :)

    czy na samą myśl o wyjeździe na działkę Chudego drżeliście ze strachu przed wąskimi i krętymi drogami pełnymi pijanych kierowców i szalonych TiR-owców ?

    czy na widok skutej lodem okolicy wasze dusze kurczyły się od potwornego chłodu bijącego od ponurego bezdennego jeziora ?

    Czy na widok zdegenerowanych lokalsów oddającym cześć Mrocznym Bogom po lasach i bagniskach traciliście resztki wiary ?

    Czy ponure mury szato de Chudy i strome schody u bramy odbierały wam resztki nadziei ?

    A czy na samą myśl o konieczności 2,5 h jazdy w moim towarzystwie i wysłuchiwania moich dykteryjek zbliżaliście się na skraj obłędu :) ?

    A więc strzeżcie się :)

    Cukier zainwestował ostatnie pieniądze w zakup działki na Mazurach. Jak tylko dopełnię wszelkich formalności, to gdzieś w lutym zwołuje obowiązkowe oblewanie nieruchomości. Zgodnie z tradycją o której poinformował mnie ojciec Chudego przy każdym słupku ogrodzenia trzeba obalić setkę wódeczki :) Dotyczy to wszystkich zaproszonych :) Na miejscu stoi przyczepka kempingowa z wszelkimi luksusami więc będzie gdzie potem polec :) Mayonella jest proszona o opanowanie japońskich tańców na odpędzanie złych duchów z nieruchomości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Zucker /karaoke/: Widze Cie wykonujacego TO: http://www.youtube.com/watch?v=PVaic7dqjAA (tak, tak BYLO w katalogu..)

    @ Zucker /dzialka/: gratulacje! w lutym nas naturalnie nie ma, lecz liczymy, ze podciagniesz do przyczepy internet i odbedziemy stosowna wideokonferencje :D

    OdpowiedzUsuń
  6. @Mayonella
    niezwłocznie rozpoczynam trening tańca :)

    OdpowiedzUsuń