czwartek, 25 listopada 2010

Dziecko w Klozecie (Closet Child i trzy inne przystanki na Harajuku)



Japonia! Kraina, gdzie spelniaja sie modowe sny.. I KOSZMARY!!!
        Dokladnie trzy tygodnie minely, odkad z Jednoreka Finka ostatni raz nawiedzilysmy Harajuku, rezerwat rozowych lolit, zoltych pseudopankow i poliestrowych gotow. Wtedy mialysmy tylko czas przejsc sie wzdluz ulicy Takeshita i zajrzec do La Foret, pietrowca wypelnionego butikami japonskich projektantow. Wszystko bylo drogie, przesadzone i malo pociagajace... Nie pojmuje jak to mozliwe, ze na swiecie najwieksi japonscy designerzy slyna z prostoty, a lokalnie nie moga sie powstrzymac, zeby gdzies nie dodac falbanki, a na falbance koronki, a na koronce kokardki A NA KOKARDCE DIAMENCIKA!
        Niemniej gdzies posrod tych sklepow dla doroslych ksiezniczek, milosnikow visual-kei, j-rocka oraz  innego talatajstwa ukrywal sie co najmniej jeden butik ze starymi, uzywanymi kolekcjami Vivienne Westwood. A nic tak nie pomaga na chorobe, jak wyprawa na zakupy. Plus: uwazam, ze moim obowiazkiem jest nadwyzke pieniedzy ze stypendium wpompowac na powrot w japonska gospodarke, a nie wywozic ja do domu, (jak namietnie czynia Chinczycy)... W kazdym razie stalo sie: dzisiaj drugi raz starlysmy sie z Finka z Harajuku.
        Tym razem przed ekspedycja przeprowadzilysmy rozeznanie za pomoca Google Street View, co znaczaco ulatwilo nam nawigacje. W zwiazku z tem , na podstawie naszej dzisiejszej wyprawy, chcialabym zasugerowac wszystkim, ktorzy kiedykolwiek beda w Tokio MAJZILLOWA TRASE WYCIECZKOWA PO HARAJUKU I OKOLICACH

Przystanek 1: Closet Child - sklep z uzywanymi ubraniami gothic-lolita, punk i gothic (a przynajmniej tym, co w tym kraju za punk i gothic uchodzi. Glownie szkocka krata z cwiekami oraz kokardkami w przypadku punka, oraz czarna guma z kokardkami w przypadku gotyku). 
        Jesli rzeczywiscie interesujecie sie tego typu odzieza to... IDZCIE SIE LECZYC!!! ekhm.. to znaczy jesli interesujecie sie tego typu odzieza, na pewno zachwyceni bedziecie Closet Child. Wszystkie ubrania sa w swietnym stanie a kosztuja mniej wiecej 1/3 tego, co musielibyscie wydac na wersje nieuzywana takiej na przyklad kreacji Victorian Maiden... Co oczywiscie wcale nie znaczy, ze ubrania w CC sa tanie - ich ceny oscyluja wokol 10000 jenow.


Wewnatrz niestety nie mozna robic zdjec, jest tam jednak bardzo rozowo i..gesto. Tu odcinek z butami.
        Tych, ktorym bardziej przypada do gustu europejski model second-handowy polecam jednak inne miejsce...

Hala Kinji - nasz przystanek numer dwa. Dokladnie na przeciwko La Foret.
        Ten sklep to gratka dla naprawde zacietych vintage’owych mysliwych. Wyglada niespecjalnie, ciuchow sa tony, na pierwszy rzut oka nie baudzo atrakcyjnych (za to bardzo tanich)...

Nie dajcie sie jednak zwiesc! Byl i Mark Jacobs i Comme des Garcons. Nawet jesli rozmiar nie do konca pasuje, poczucie spelnienia po odnalezieniu takiej perelki jest wielkie! Na pocieszenie zawsze mozna wybrac sobie cos z kosza “za 200 jenow”, gdzie zywot koncza chyba wszystkie harajukowe ubrania.
        Kiedy juz czlowiek rozgrzeje zakupowy entuzjazm pozostaje tylko jedno miejsce do odwiedzenia:

Need I even say anything?
         Zolci maja szkodliwa obsesje na punkcie Vivienne. Ona sama wypowiadala sie pare razy nie do konca przyjaznie o swoich psychopatycznych japonskich fanach... niemniej jednak to wlasnie dzieki japonskiej fiksacji na punkcie Brytyjki powstaja miejsca takie jak ten butik. Gotowy wchlonac kazda ilosc pieniedzy, bo jest tu wszystko: od najnowszych akcesoriow po perelki z kolekcji od lat 70tych. Czesc w gablotach, chociaz i ich zawartosc mozna nabyc, jesli nasz portfel jest dostatecznie wypchany... Ale stanowczo najpiekniejsze jest to, ze znajduja sie tez rzeczy na kieszen studenta!
        (Tu wtret historyczny: mialam kiedys obsesje na punkcie butow, ktore Vivienne zaprojektowala w kolaboracji z Melissa - krolowa plastikowego (!) obuwia. To bylo doprawdy ciezkie zakochanie, kilka miesiecy je odchorowalam... A tu wchodze do sklepu, patrze i widze: dokladnie te buty w dokladnie tym kolorze, ktory mi sie najbardziej podobal. Drzaca dlonia sprawdzam rozmiar. TAK, TO ZNAK Z NIEBIOS. Ja te buty musze miec!)



My precioussssss... 6800 jenow!
         Aha! Na zakonczenie dnia na Harajuku polecam jeszcze wizyte w Sweets Paradise. - knajpce przy wyjsciu z Takeshity, gdzie placi sie za wstep i mozna wpychac w siebie dowolne ilosci ciast, ciasteczek, kremowek, tortow, galaretek etc.

Na przegryzke jest tez curry, kanapki i kawa, ale kto by sie tam przejmowal!


OCZYWISCIE, ZE MAJA CZEKOLADOWA FONTANNE!!!
        Po tej monstrualnej bombie kalorycznej pozostaje tylko potoczyc sie na stacje i opuscic magiczny, slodziutki swiat Harajuku...
Czytam: Swoj referat na konferencje Turkow.  
Slucham: Diorama - Truth and Movement. To takie Hit me baby one more time w wersji dark-electro
Dokonania: I GOT DA SHOEZ!!!
Fun Fact: Z Finka przysieglysmy sobie tym razem nie zbaczac do Topshopu ani Forever 21. Zajrzalysmy jednak do lokalnego H&M, sprawdzic, jak sprzedaje sie hamowa kolekcja Lavina (taz sama, o ktora jak slysze zabijano sie w Zlych Tarasach). Ha! Na Harajuku szmatki wisialy smetnie na wieszakach w pustawej sali. Wyglada na to, ze Japonki nie daly sobie wcisnac kitu i (w przeciwnosci do Polek oraz polowy globu) spostrzegly, ze wiekszosc z sukienek jest z naprawde tandetnego materialu. Do tego zle pozszywanego. Shame on you H&M!
PS. Zeby nie bylo, zem taka odporna na urok loli-stylu..



...faktem jest, ze zawsze marzylam o okraglej torbie w ksztalcie pudla na kapelusze!


.. a rekawiczki naprawde byly mi potrzebne - poprzednie juz sie przecieraja! Kokardki to taki bonus na pamiatke z Harajuku

4 komentarze:

  1. aaaaaaaaaaaaaa czekoladowa fontanna :) jak już będę bogaty i piękny to każę sobie coś takiego ustawić przed moim pałacem :)

    A w sprawie zakupów proponuję przyjąć taką zasadę - problemem nie jest tempo wydawania pieniędzy przez żonę tylko tempo zarabiania ich przez męża :) Dodatkowo dług publiczny Polski jest mniejszy niż w Japonii, a nasz rozwój gospodarczy szybszy :) można więc uznać, że transfer aktywów do Japonii nie może się spotykać ze szczególnym potępieniem :)

    Co do butów to się nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuba się pyta, czy to znaczy, że nam przywieziesz takie mini-kimonko :]
    Pozdrawiamy*

    OdpowiedzUsuń
  3. "Cukiernia" jeśli można tak to nazwać kusi nawet mnie, a z pożerania słodyczy raczej nie słynę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Cukier - jedyna prawda potrzebna Ci na temat butów: Potrzeba ich więcej. ZAWSZE! :D

    OdpowiedzUsuń