piątek, 12 listopada 2010

Jedziemy na wycieczke!



Czyli: ku pouczeniu y przestrodze spisane refleksye z kengaku. Przygotujcie sie, bo narracja bedzie raczej niespieszna i pelna dygresyi. Doradzam lekture na raty.
         Powrocilam z zapowiadanej hucznie wycieczki wydzialowej. Podroz odbyla sie bez przeszkod, co nie znaczy, ze bez niespodzianek. Najsampierw: miejscem zbiorki okazal sie (jak przystalo na wycieczke pionu humanistyki) budynek medycyny (numer dwa). Miejsce zupelnie mi nieznane, totez postanowilam odszukac je wczesniej, za pomoca znajomej Polki. Niestety jedyna wiadomoscia jaka udalo mi sie od owej Polki wydobyc byl fakt, ze chcialaby ze mna siedziec w autobusie. I wtedy mnie oswiecilo: TOZ TO WYCIECZKA SZKOLNA - NIE OBEDZIE SIE BEZ PSYCHOLOGICZNEJ WOJNY O MIEJSCA W AUTOKARZE!
        Naiwnie zalozylam, ze od koniecznosci strategicznego wybrania partnera do jazdy ocali mnie wlasnie uprzednie umowienie sie z Polka. Fakt: na codzien nie jestem zwolennikiem tworzenia polskiego getta (zwlaszcza, ze jako sie rzeklo, moje zwiazki z lokalnymi krajanami w Tokio sa raczej luzne) - no ale jesli tworzyc getto to tylko w Dzien Niepodleglosci, right? Jedyna kwestia, ktorej nie wzielam pod uwage byla opcja, ze fellow-Polka zapadnie na tajemnicza (powiedzialabym raczej: tajemniczo watpliwa) grype i okaze sie nastepnego dnia niezdatna do wycieczkowania. O czym poinformowala mnie oraz organizatorow telefonicznie bladym switem dnia odjazdu. Oh, well: czyli jednak gra o miejsce w autokarze! 
        Gra taka ma zasadniczo dwa etapy: pierwszy, w ktorym przybyli jako pierwsi poszukuja szansy, zeby siedziec przy oknie, oraz drugi, kiedy Ci, co dotarli pozniej poszukuja szansy, zeby siedziec przy tych przybylych jako pierwsi, ktorzy wygladaja najbardziej interesujaco. Szczesliwie, udalo mi sie pojawic w miejscu zbiorki na styku wspomnianych etapow, wiec, gdy wspielam sie do autokaru mialam do wyboru komplet siedzacych juz tam pojedynczo osob. Yay?.. Coz, jak to mowia: The odds were good, but the goods were kind of odd. 


Wybrany przeze mnie, (czysto na podstawie warunkow zewnetrznych) towarzysz: Francuski Pustak. Szybko okazal sie byc oficjalnie najbardziej prozna osoba z jaka mialam w zyciu stycznosc. Pierwsze skojarzenie? 


O, tak.
         Szczesliwie jakos znalezlismy wspolne tematy i spedzilismy nasz czas w autokarze, dyskutujac  o modzie vintage, gumowych rekawicach jako akcesorium modowym, chemicznym czyszczeniu rzygowin, lacinskich sentencjach, wloskich firmach kosmetycznych, reformach emerytalnych oraz ikonograficznym motywie serca jezusowego. 
        W  ten jakze rozrywkowy sposob udalo nam sie zabic dwie godziny jazdy, a potem juz zostalismy rzuceni w wir zwiedzania. Szalency w biurze miedzynarodowym zaplanowali dla nas straszliwy harmonogram poznawania wszystkich interesujacych miejsc prefektury Gunma. Jako, ze prefektura Gunma najwyraziej nie dysponuje interesujacymi miejscami, w zamian dostalismy garsc substytutow, po ktorych jesli pozwolicie oprowadze Was za pomoca obrazkow.


Pierwszy punkt programu: Opuszczona (i zapuszczona) fabryke jedwabiu z poczatku ubieglego wieku  - 富岡製糸場


Pelna kokonow jedwabnikow oraz wycieczek japonskich emerytow!


Punkt drugi: Chram shintoistyczny Ichinomiya


Najciekawsze w nim byly dlugie schody, miedzy brama a wlasciwymi budynkami - tu pokonuje je nasza Pani Przewodnik (przebrana na okolicznosc oprowadzania studentow Todaiu za cos na ksztalt blekitnego krasnoludka)


Elementy, ktore na pewno spotkacie w chramie: woda do rytualnego oczyszczenia...


ofiary z origami....




... i naturalnie dzieci swietujace “7-5-3”!
        W dalszej czesci dnia czekalo na nas muzeum historii  prefektury Gunma: od czasow mocno prehistorycznych po amerykanskie naloty podczas Drugiej Wojny

Te podobizny trzech kaplanek to akurat bardzo znany przyklad figurek haniwa skladanych w grobowcach. Cudowne!

Jako, ze ‘kazdemu jego porno’ moja uwaga skupila sie glownie na sali z lokalnymi lalkami teatru bunraku


Mozna bylo sobie takze przyswoic ewolucje gunmaskich domow - tu przyklad z okresu okolowojennego...


w komplecie z lodowka ulubionej firmy mego Meza!
         Po (dlugim und mozolnym) zapoznaniu sie z historia okolicy zostalismy zawleczeni w miejsce, ktore podobno stanowi jej przyszlosc.
Fabryke Takasaki! Produkuja tu WSZYSTKO, czego w Japonii nie lubie: batoniki soyjoy,  energetyzujace Calorie Mate’y oraz : last but not least:


ZNANY KAZDEMU GAIJINOWI IZOTONICZNY NAPOJ O, JAKZE ZACHECAJACEJ ,NAZWIE ‘POCARI SWEAT’!!! (Pieczatki z nazwami odwiedzanych miejsc albo rzeczy z ktorych owe miejsca sa slynne, Japonczycy lubia sobie wbijac do przewodnikow/zeszytow whatever. Smiem stwierdzic, iz ja wbilam ja sobie w miejsce o wiele bardziej gustowne!)
         Nocleg Todai zafundowal nam w tradycyjnym hotelu japonskim - z goracymi zrodlami, lokalnym pozywieniem oraz yukatami do dyspozycji gosci.


Wieczorek zapoznawczy...


...z dostatkiem pokarmu oraz napitkow...


...okazalo sie, ze w pokoju jestem z Koreanka, ktora konczy juz doktorat na temat... najblizszego ziomka pana o ktorym doktorat pisac bede ja!  Most convinient!
          (Bez dokumentacji fotograficznej odbyly sie: obowiazkowy nomikai, moja samotna poznonocna kapiel w goracych zrodlach pod gwiazdami oraz odziewanie Majzilli w yukate w ktorej wygladam raczej groteskowo bo 1: posiadam piersi 2. mam 169 cm wzrostu to jest o jakies 20 cm lydki za duzo)


Nastepnego poranka odkrylysmy z Koreanka, ze hotel posiada takze tradycyjny ogrod!


Sezonowa atrakcja w Japonii: liscie czerwonego klonu, ktore przybieraja tak intensywny kolor, ze skacowanego obcokrajowca na sam widok zanczyna jeszcze bardziej bolec glowa!
         Anyways: kolejny dzien zaplanowano nam luzniej (wyjawszy moze sniadanie o 7:30)...


Zostalismy wywiezieni na szczyt gory... podczas podrozy kolejka odnalazla sie Jednoreka Finka! Tu jestesmy jescze podekscytowane perspektywa tego, co czeka nas na szczycie...


NIestety okazalo sie, ze poza resztkami sniegu znalezlismy tam tylko kilka nieczynnych wyciagow narciarskich i mroz


W zwiazku z powyzszem, dano nam na tym opustoszalym szczycie DWIE GODZINY WOLNEGO. Z Finka i Pustakiem oszalelismy z nudow conajmniej trzykrotnie... Tu w delirium moi towarzysze przeprowadzaja cwiczenia ogolnorozwojowe, przy czym Finka wystepuje w tradycyjnym finskim nakryciu glowy!
        Gdy wreszcie zwieziono nas na dol Finka miala juz zapalenie pluc, ja zgubilam rekawiczke a Pustakowi zaczely sie mieszac japonski z francuskim i angielskim... Spokoj ducha odzyskalismy w pobliskiej wioseczce, gdzie wszyscy studenci oddawali sie wybranym przez siebie tradycyjnym sztukom (wyplatali koszyki z trawy, lepili maski, klecili origami etc.).
  Obrany przez nas na cel warsztat garncarski byl jednak niestety wyjatkowo zamkniety, zatem najechalismy wioskowa knajpe, gdzie bezprzykladnie wykorzystywalismy nasza biala skore do wyludzania darmowego pokarmu oraz napojow...


Dzielni eksplorerzy o zachodzie slonca. Czy widzac takich klaunow w swojej kawiarni nie dalibyscie im darmowego ciasta?
      Generalnie zatem kengaku okazalo sie sympatycznym przezyciem: moze nie ze wzgledu na atrakcje Gunmy ale raczej dzieki pysznemu jedzeniu oraz (zwlaszcza!) szansie odmoczenia zadka w goracych zrodlach... Wszystko to ze swiadomoscia, ze moi znajomi z intensywnego kursu pisza w tym samym czasie regularny, piatkowy test ze znakow!
Czytam:  Nagai Akira - 医龍 (Team Medical Dragon), t. 5 
Slucham: Lamb - Gorecki. Wiadomo
Dokonania: Veni, vidi, nauczylam trzy osoby mowic po polsku “Masz piekna pupe”
Fun Fact: Jedna z tych osob niestety caly czas wymawia to: “Masz piekna pipe”
PS. Produkowany w Gunmie Calorie Mate is sadly responsoble for bringing us THIS. Jack Bauer pokonany przez Japonskie Agentki w Spodniczkach, czyli dzisiejszy wpis z kategorii Dziwne Skosne Reklamy!!

5 komentarzy:

  1. Luźne skojarzenie z bitwą o miejsce w autokarze - dokładnie 10 lat temu ja się nie biłam (bo już nie było o co) i poznałam Ciebie. I nawet jeśli uważasz, że jestem meduzą, z którą nie masz o czym rozmawiac, to ja tam się cieszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. a mi w trakcie wycieczek autokarowych zawsze bardziej zależało na miejscu dalej od okna - można zabrać więcej kanapek i jest je łatwiej pochować no i więcej miejsca na nóżki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh, plan wycieczki zupelnie jak moje kengaku, ktore na ibadai nazywalo sie ryuugakusei ryouko.
    Nawet kac drugiego dnia sie zgadza :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli chodzi o wycieczki to podstawową zasadą u mnie było jak najdalej od kierowcy i ciała pedagogicznego, bo im dalej tym weselej :)
    Brat Krzysztofa

    OdpowiedzUsuń
  5. No cóż, wycieczki u mnie w technikum to było wyzwanie dla wątroby. Jedna jaka była zaplanowana nie odbyła się. Przyczyna - zanim autokar ruszył w trasę wszyscy już byli pijani łącznie z ciałem pedagogicznym. Dyrektor dostał szału i zakazał wycieczek. :P

    OdpowiedzUsuń