sobota, 20 listopada 2010

Ashikaga Wine Fest!



Exhibit A: Dluga Noga na japonskich Bachanaliach
         Japonczycy, w przeciwnosci do Polakow, nie zagubili ducha tradycji dozynkowej. W okresie jesiennym, zwlaszcza wokol 23-go listopada (ktory jest tu wolny, jako ‘dzien pracy’, a raczej ‘podziekowania za udana prace na polach i lasach’) odbywa sie mnostwo festynow, bazarow oraz wszelkiego rodzaju eventow, poswieconych jednej z bardziej fundamentalnych rzeczy w tutejszej kulturze, czyli (swiezo zebranemu) POZYWIENIU. Jako, ze weekend pogodynka oglosila pieknem i ja postanowilam dolaczyc do wesolej celebracji plodnosci zyznej gleby japonskiej.
         Stosowna temu okolicznosc wynalazl dla mnie Amerykanin z intensywnego kursu jezykowego (ten sam, ktory nie tak dawno pomogl mi rozbroic automat do platnosci amazonowych). Skubany, kojarzyl, ze trzeci weekend listopada to przeciez takze weekend beaujolais nouveau. Oczywiste stalo sie zatem, iz najlepszym miejscem, w ktore moglismy jechac, sa japonskie winiarnie (tak, tak - maja je tu). Oznaczalo to co prawda pobudke bladym switem, oraz skomplikowana wyprawe w gory, (najpierw koleja, potem specjalnym eventowym autobusem, wreszcie podejscie z buta do wlasciwej plantacji), lecz stanowczo bylo warto!


Chociaz z daleka wzgorza winiarni Coco, naszego celu, wygladaly, jak oboz uchodzcow ewakuowanych po blizej niezidentyfikowanej klesce zywiolowej...
       W miare jak sie zblizalismy oczom naszym ukazywaly sie prawdziwe cuda!


To Japonia, wiec kazdy pracownik winiarni czynnie partycypuje w jej swiecie. Nawet jesli oznacza to wdzianie na swe osiemdziesiecioletnie, zolte cialo kostiumu kupidynka.
       Jesli chodzi o wspoltowarzyszy mej ekskursji: poza Pomocnym Amerykaninem przylaczyla sie do nas takze jego japonska dziewczyna oraz dwa mile nerdy. JAK TO JEST ZE GDZIE SIE NIE WYBIORE NATYCHMIAST POJAWIAJA SIE NERDY? Am I some kind of a weird nerd-magnet?


Rosjanin, nerd numer jeden. Uwieczniony podczas otwierania pierwszej tego dnia butelki winia (ta jeszcze byla darmowa, dolaczona do biletu wstepu, razem ze stosownym otwieraczem i kielonkiem). Dwa ciekawe fakty o Rosjaninie: Ma na imie Iwan, co dodaje mu od razu 100 punktow do rosyjskosci, oraz pracuje dla pewnego niewielkiego, skromnego studia developerskiego. O TEGO 

Objuczeni butelkami, wspielismy sie na winne zbocze z ktorego roztaczal sie urokliwy widok - urokliwy, zwlaszcza, gdy ogladany z perspektywy pelnego kieliszka. Na scenie w oddali gral mily uchu jazzik (to jest muzyka przypominajaca zarzynanie prosiaka), swiecilo sloneczko - po prostu bajka!


Nie samym winem czlowiek zyje, po paru godzinach musielismy spelzc na dol na siku oraz stosowna dawke tzw. mnięsa. Tu Pomocny Amerykanin meczy sie z japonska specjalnoscia: kielbasa NA KOSCI. Jak wyjasnila nam obecna wsrod nas przedstawicielka Skosnych: najpierw produkuje sie kielbasa a POTEM nadziewa ja na kosc. Po co? Tego nikt nie wie.



Dzika Majzilla w starciu z Meksykanskim Kuciakiem!


Nazarci i napici powzielismy typowo pijacki plan wspiecia sie na szczyt gory, na ktorej polozona byla winiarnia. Troche to trwalo, lecz na szczescie mielismy ze soba napoje energetyzujace!


Na gorze czekaly nas wartosciowe nagrody. WIELKA DMUCHANA BUTLA WINA (tu czczona przez Rosjanina i nerda numer dwa: Amerykanskiego zyda Wygladajacego Jak Bill Gates Za Mlodu) ....


...oraz piekny widok na cala winnice w swietle zachodzacego slonca!


Ucieszona dziewczyna Pomocnego Amerykanina: najlepszy sort Japonczyka: wietrzona (po wyjezdzie zagranicznym), mowiaca zrozumiala angielszczyzna i wreszcie: pozbawiona akcesoriow z Hello Kitty. Gatunek rzadki, acz cenny!


A to juz ostatnie zachowane zdjecie naszej bohaterskiej druzyny, tuz przed zachodem slonca i ostatecznym zachodem naszej wzglednej trzezwosci...
         Coz, planowalismy wrocic kolo 17tej, zaraz po zmroku... Niestety po drodze przydarzyla nam sie kolejka do autokaru, bedaca swietna okazja do obalenia jeszcze paru butelek. Potem pamietam, ze bylismy w taksowce. Potem w onsenie, z ktorego wyploszylismy wszystkich lokalesow. Potem w spoznionym 50 minut pociagu na Shinjuku (ktory byc moze jest tylko wytworem mojej pijackiej wyobrazni, bo przeciez NIEMOZLIWE ZEBY W JAPONII JAKIKOLWIEK POCIAG BYL 50 MINUT SPOZNIONY!!!). 
        W kazdym razie wbrew pozorom japonskie beaujolais nouveau potraktowalo mnie lagodnie - dzis rano zdolalam bez klopotow wstac na msze. Dopiero pozniej okazalo sie, ze w tym tygodniu Pierwsi Chrzescijanie wyjatkowo organizuja w Mitace LITURGIE DLA DZIECI. Dzieci bylo mnostwo i wrzeszczaly niecnie. Swietna sprawa na kaca. 
Czytam Pisze: Trzy wypracowania, ktore mam jutro oddac.
Slucham: Flowing Tears - For Tonight. Kto nie sluchal takiej muzyki, majac 15 lat niech pierwszy rzuci kamieniem!
Dokonania: Dostalam sie na pierwsza w Japonii konferencje naukowa!
Fun Fact: Konferencja owa, to jakis skonczony met, zorganizowany przez blizej niezidentyfikowana turecka fundacje. Dobrze, ze na razie jestem na takim poziomie naukowym, iz nie ma jeszcze wydarzenia, w ktorym udzial bylby dla mnie obciachem!

7 komentarzy:

  1. Rosjaninowi za pracę dla TEGO studia należy się minimum 500 punktów oraz specjalny bonus co rundę do ataku i defensa :)

    JW przyciąga Pani NERDÓW ? Niemożliwe :) no ale dopóki na 1m3 nie znajdzie się 10 nerdów nie dojdzie do wytworzenia się nerdowej osobliwości i nasz wszechświat jest bezpieczny :)

    A to całe młode wino czy przypadkiem nie jest równie podłe jak siara, którą wytwarzam u siebie w kadziach ? Tylko że mój napitek ma 17 % :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Agnieszka N pisze:
    Flowing Tears... wspomnienia wracaja, nie sluszalam tego od lat... dzieki Ci o Maju!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kość jest... hm... do trzymania? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiec zacznę od początku.
    Boski jest kupidynek ze skwaszoną miną pana w "średnim" wieku. (Piszę średnim dzięki temu moje 16,5 nadal jest wiekiem młodym. :P) Aż bym takiego sobie na święta postawił w pokoju, zamiast tych tandetnych mikołajów. :P
    Iwan - imię godne cara Rosji (właściwie to już był taki sławny egzemplarz, Ivan IV zwany Groźnym), ale praca w tym skromnym studiu robi pewne wrażenie, szczególnie na innych nerdach.
    No i co do kiełbaski ja widzę kolejną korzyść ze wsadzenia kości, po pierwsze soczek ze szpiku może do niej wpłynąć i poprawić smak oraz później można wyssać sam szpik z kostki. A szpik jest bardzo dobry. :) Poza tym jak już zostało stwierdzone jest za co trzymać jak się pałaszuje ten przysmak.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Chudini, Lil' Wolff: Wow, chyle czola przed Wasza kielbasiano-kosciana inwencja!
    @Zucker: Hm, jesli mnie pamiec nie myli Twoje wino, choc faktycznie wchodzi cudnie, to nastepnego dnia jest bezlitosne, i to wlasnie odroznia je od bezprzykladnie lekkiego napitku z winiarni Coco :p

    OdpowiedzUsuń
  6. yeah, fotostory! kiełbasy na kości... nie ogarniam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Po winie Krzysztofa, jak po każdym napoju alkoholowym nic się nie dzieje. :P

    OdpowiedzUsuń