poniedziałek, 8 listopada 2010

Nie konbiniuj! (コンビニにするな!)

W zwiazku z tym, ze wychodzi na to, iz ostatnio pisze tylko o ciuchach albo pozywieniu, postanowilam ratowac wlasny wizerunek mlodego naukowca i zamowilam pierwsza porcje ksiazek do swego (na razie mocno efemerycznego) doktoratu... Wyniklo z tego, jak to zwykle, wiele przygod.
         Na czele listy moich ulubionych japonskich wynalazkow stoi dumnie instytucja convinience store, pieszczotliwie (i dlatego, ze Skosni maja problem ze slowami, ktore zwieraja ponad 4 sylaby) nazywanego tu konbini. Pomysl niewielkiego sklepu, w ktorym 24 godziny na dobe mozna kupic najbardziej potrzebne do zycia produkty (pokarm, alkohol, ponczochy, paste do zebow, swierszczyki... you name it!) nie jest co prawda tutejszym wynalazkiem, ale to wlasnie w Japonii ze wzgledu na optymalne warunki nastapil prawdziwy rozkwit convinience store. 
        Od pierwszych punktow sieci 7-Eleven, otwartych w latach 70tych przemysl konbini rozrosl sie na Wyspach do grubo ponad 40,000 sklepow obecnych w kazdym mozliwym miejscu. Nie da sie przejsc przez japonska ulice, nie natrafiwszy na oddzial przynajmniej jednej z kilu operujacych tu sieci konbini. 
        W ich metrazu nie ma miejsca na magazyn, wszystkie produkty dowozone sa na biezaco, po kilka razy dziennie (dlatego mam niepokojace wrazenie, ze wiekszosc kupowanego tu paczkowanego sushi jest swiezsza niz polskie sushi restauracyjne...). Dodatkowo w konbini mozna na ten przyklad: zrobic ksero, skorzystac z bankomatu,zaplacic rachunek, nadac przesylke  kupic bilet na loterie oraz wreszcie: odebrac i oplacic zamowienia z ksiegarni Amazon. Ten ostatni aspekt przerabialam dzisiaj i gorzko tego pozalowalam.
        Chcialam caly proces miec z glowy juz rano, totez wstawszy odpowiednio wczesniej, najsampierw popedalowalam na poczte zaopatrzyc sie w odpowiednia ilosc gotowki. Zgodnie ze swa przekleta  humanistyczna natura juz spod bankomatu zmuszona bylam zawrocic do akademika, po PIN do konta, ktorego jakos nie jestem w stanie zapamietac.      
        Nastepnie wyruszylam na poszukiwanie konkretnego konbini, ktory wybralam jako punkt docelowy amazonowej dostawy. Chcialam go przyszpilic, zeby kiedy juz dostane potwierdzenie nadania przesylki nie musiec sie miotac, tylko jechac jak po sznurku do celu.


NIENAWIDZE szukac czegokolwiek w Japonii. Plan zagospodarowania przestrzeni jest tu pokeciem mocno abstrakcyjnym, podobnie jak nazwy ulic czy numery budynkow...
        Wlasciwego oddzialu wspolpracujacej z Amazonem sieci Lawson oczywiscie nie znalazlam, za to naturalnie zgubilam sie i zmitrezylam na tyle czasu, ze okazalo sie, iz pora juz pedzic na zajecia. Na szczescie dotarlszy na kampus przypomnialam sobie, ze przeciez tam takze mamy sklep Lawsona. Niczym wielki, bialy pocisk wpadlam do niego tuz przez zajeciami, blagajac sprzedawczynie, zeby wskazala mi ktory z 10 ustawionych przy wejsciu automatonow sluzy do placenia za zamowienia w internetowej ksiegarni. 



Gdybyscie kiedys znalezli sie w podobnej sytuacji: kierujcie sie na czerwona maszyne!
        Niestety tenze sam automaton sluzy takze do: kupowania biletow lotniczych, kuponow na loterie, skladania zamowien w lokalnym odziezowym oraz diabli wiedza do czego jeszcze. Kazda czynnosc mozna wybrac z menu, kture oczywista nie funkcjonuje w jezyku angielskim... Namietnym klikaniem wszystkich przyciskow, zawierajacych nazwe “Amazon” (lub jemu podobna) udalo mi sie jednak doprowadzic ustrojstwo do panelu wprowadzania numeru platnosci. Numer wklepalam, lecz niestety poleglam na kolejnej planszy, mowiacej co nastepuje: “PROSZE PODAC NUMER POTWIERDZAJACY ZAMOWIENIE (8888)”. Czego tez diabelstwo ode mnie chce?! Jakiegos PINu znowu? PINu w mailu od Amazona, ani na moim koncie nie bylo ani sladu. Sprzedalam zatem automatonowi kopa (staje sie to w Japonii moim przykrym przyzwyczajeniem..) i ze zwieszonym nosem powedrowalam na zajecia.
        Odzyskawszy na nich nieco wigoru postanowilam szukac pomocy u Amerykanina, mego ziomka z lawki (jestesmy dosc dobrze skumplowani, od czasu, gdy probowalismy razem zjesc lunch, dzieki czemu pol godziny szukalismy pewnej legendarnej wloskiej knajpy w poblizu Todaiu, a gdy ja juz znalezlismy okazala sie zamknieta. Nic tak nie jednoczy jak wspolne frustracje!) W kazdym razie Amerykanin jest ekonomista, ma analityczny umysl bankowca i wiedzialam, ze kto jak kto ale on pewnie poradzi sobie z potworna maszyna.
         Faktycznie, poradzil sobie. Przeczytal ze zrozumieniem komunikat “Prosze podac numer potwierdzajacy zamowienie (8888) i zasugerowal, zeby... po prostu wpisac “8888”. PO JAKIEGO GRZYBA MASZYNA KAZE MI WPISAC 8888? JAKA JEST JEGO ROLA JAKO POTWIERDZENIA?! I wreszcie: DLACZEGO AKURAT 8888 A NIE 7777?!!!!! Te filozoficzne pytania drecza mnie do dzisiaj. A Amerykaninowi powinnam chyba postawic piwo.
Czytam: Czytanke o dryfujacych mostach. Tematy rozdzialow naszych zajec z lektury to dzielo kogos, kto mocno naduzywal kwasu.
Slucham: Roxette - Spending My Time. Ta piosenka ma juz 20 lat! How weird is that?
Dokonania: Nie bedzie Amazon plul mi w twarz!
Fun Fact: W konbini jesli mamy ochote mozemy na przyklad za 100 jenow nabyc JAJO NA  TWARDO!

7 komentarzy:

  1. Coraz bardziej zaczynają mnie interesować te potworne automaty do wszystkiego.
    Na przykład ten uroczy czerwony automat LOPPI (z twojego zdjęcia), posiada słuchawkę telefoniczna. To znaczy można przez nią skontaktować się z obsługa, czy może pogadać z automatem? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ Majusie,
    to 8888 jest niczym - say mellon and enter, służy odróżnieniu wrogów od przyjaciół :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W temacie terminali-od-wszystkiego to akurat jesteśmy mocno opóźnieni - w Warszawie szczytem osiągnięć jest kilka pudeł pozwalających zrobić przelew elektroniczny, bankomatów z opcją wpłaty gotówki (ciągle popsute po nasi pomysłowi współobywatele wpychają do nich wszystkie znalezione w okolicy rzeczy z ciekawości co się stanie) oraz zapowiadane od kilku miesięcy paczkomaty (docelowo przychodzisz do takiego ustrojstwa wpisujesz kod i odbierasz paczkę dostarczoną z allegro, ebaya itd.) z tymi ostatnimi urządzeniami jest jednak mały problem - ciągle są w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. a jakby JW była ciekawa jak właściwie wyglądają plebejskie rozrywki, którym oddaję się razem z Pani małżonkiem w weekendy to proszę link....

    http://picasaweb.google.com/tomasz.dzierzek/Radiowek20101106?authkey=Gv1sRgCJKnlaiGg4nFtAE&feat=directlink#

    Sarny akurat tam nie było ale proszę zwrócić uwagę na używaną pirotechnikę - wszystko mojej domowej produkcji i udało mi się tym razem podczas produkcji nie podpalić :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Maj, polecam Ci za zamówienie z Amazona zapłacić w byle którym kombini (u sprzedawcy), trzeba tylko przynieść wydruk z kodem kreskowym, który Ci Amazon wyśle, a sprzedawca to piknie czytnikiem, przyjmie pieniądze i wyda rachunek. Potem poczta przywozi przesyłkę na Twój adres akademikowy (przy przesyłce powyżej 1500 jenów jest to bezpłatne).

    OdpowiedzUsuń
  7. @Lil'Wolff - dzieki, ale zanim ja ten kod wydrukuje, zaniose i zdolam sie umowic z kurierem, to juz trzy razy skonam z niecierpliwosci :D Chyba po prostu bede wykorzystywac Lawsona na kampusie glownym...

    OdpowiedzUsuń