środa, 26 października 2011

Ramóweczka



...tydzień przetacza się raczej leniwie, z braku laku zwierzę się Wam zatem ze swoich telewizyjnych przyzwyczajeń... (jak to „JAK NIE MASZ O CZYM PISAĆ TO NIE PISZ!!!”?)

          Jeśli macie 15-35 lat i przejawiacie jako-takie zainteresowanie popkulturą, z dużą dozą prawdopodobieństwa żyjecie w bliskiej znajomości z przynajmniej jednym amerykańskim serialem. Pewnie nawet więcej niż jednym. Może nawet jesteście entuzjastami całej rzeszy tytułów, zawsze gotowymi poszerzyć repertuar zainteresowań. Zakładając optymistycznie, że tak właśnie jest, jesień stanowi równocześnie Wasz ulubiony oraz znienawidzony czas w roku. Dlaczego? Każdy, kto stara się trzymać rękę na pulsie telewizyjnego świata wie, że przełom września i października to okres, gdy na ekrany wchodzi nieogarniona liczba premier. Dla fana seriali przetrwanie w dobrym zdrowiu tych dwóch miesięcy przypomina prowadzenie skomplikowanego przeszczepu połowy organów. Trzeba zdecydować którym nowościom dać szansę, znaleźć czas, by je (przynajmniej fragmentarycznie) przejrzeć, wreszcie dokonać selekcji wśród tytułów, których oglądanie należy kontynuować oraz amputować kilka staroci, żeby zrobić miejsce dla premier. Dzisiaj, krótkie podsumowanie tego, jak ja oraz ma Długa Noga przetrwałyśmy ów jakże ciężki czas.
         (A jeśli seriale macie głęboko w zadku? Cóż, to nie jest notka dla Was.)


Telewizyjne Nadzieje 2011  American Horror Story  +  Once Upon A Time


         Oba dopiero się zaczęły, ale za oba mocno trzymam kciuki. (No, może za AHS trochę bardziej, bo pomysł ciekawszy, wyniki oglądalności słabsze, a recenzje mieszane). Pomysł, żeby twórcy Glee i Nip/Tuck zrobili oldschoolowy horror, raduje mnie niepomiernie. Nie tylko dlatego, że istnieje nadzieja, iż ewentualny sukces ich nowej produkcji spowoduje wielce pożądaną kasację Glee. Chodzi raczej o to, że AHS, ze swoim straszeniem via camp to coś, czego dawno w telewizji nie było. Jeśli się uda, historia rodziny, wprowadzającej się do nawiedzonego domu o bardzo zagmatwanej przeszłości, będzie jak połączenie Lśnienia z Twin Peaks. Jeśli się nie uda.. cóż, może to być nieprzeciętne bajoro, ni to straszne, ni to śmieszne...... A propos, Once Upon A Time również ociera się o campowe przegięcie, chociaż trochę bardziej w duchu Labiryntu Fauna. Oto pewien adoptotowany chłopiec odszukuje biologiczną matkę i usiłuje wytłumaczyć jej, że macocha, której go oddano to w istocie Zła Królowa z bajki, a prawdziwa mama jest zaginioną córką Królewny Śnieżki (I AM NOT MAKING THIS SHIT UP). Dalej zaznajemy opowieści o małym miasteczku, w którym postacie z dziecięcych bajek uwięziono, odbierając im pamięć. Fajne? Zależy, jak kreatywnie uda się postaci i wątki z historii dla dzieci umieścić we współczesnym kontekście. Śnieżka przedszkolanką, krasnoludki lumpami a Książę z Bajki w śpiączce? Ja, pasjonatka Tin Mana chętnie kupuję takie zabawy i Once Upon A Time po obejrzeniu pilota życzę jak najlepiej.


Porażki – Terra Nova, Pan Am, Homeland


          Pierwsze dwa tytuły zasłużyły w naszym domu na rzadką przyjemność zabicia już w trakcie pilota. Po Terra Novie sporo sobie obiecywaliśmy - w końcu to Spielberg, science fiction a do tego jeszcze DINOZAURY. Niestety dinozaurów i SF jest tu tyle, co nieogdaj katastrofy atomowej w Jericho. Kaszana, źle napisana, źle zagrana i w ogóle do śmieci. Pan Am to z kolei cukierkowa fantazja o retro-stewardessach. Do bólu przewidywalna i trochę zbyt hamerykańska. Tak mniej więcej, jak Homeland. Ten z kolei, robiony na licencji, miał potencjał (całkiem nieźle jak sądzę zrealizowany w izraelskiej wersji oryginalnej) zostania gęstym, politycznym thrillerem. Niestety, w scenariuszu zioną dziury, akcja nie jest gęsta lecz wlekąca się, zaś czołowa pani analityk CIA, jak to zwykle „doświadczone” panie analityczki w telewizji, ma na oko 15 lat i stanowczo zbyt stara się być doktorem Housem (w ogóle, o szkodliwym wpływie House’a na telewizję możnaby napisać grube tomiszcze). W każdym razie Homeland po lekcje kreowania gęstej atmosfery odesłałabym  do The Killing, a po korepetycje z pracy CIA do Rubiconu.


Zasłużone – Boardwalk Empire, Grey’s Anatomy, Modern Family, Walking Dead.


          O wszystkich już pisałam, wszystkie radzą sobie bardzo przyzwoicie w kolejnych odsłonsch. Mnie osobiście najbardziej wciąga Boardwalk Empire, który, przyznam, początkowo niesłusznie zlekceważyłam jako żerujący na modzie na retro oraz kino gangsterskie fajerwerk. A tu okazuje się, że galeria bohaterów rozrosła się nieprzeciętnie, aktorstwo jest nieprawdopodobne, (nawet z lekkim odchyleniem teatralnym) ale przede wszystkim, wreszcie pojawia się jakiś serial z tzw. character-driven-plot a nie plot-driven-characters (czyli naciskiem na postaci a nie wydarzenia). Każdy kolejny odcinek cieszy mnie mocniej.


Zarzucone – Harry’s Law

Cóż, kiedy trzeba zwolnić miejsce w harmonogramie, na pierwszy ogień idą zawsze procedurale, nawet tak sympatyczne, jak ten.


HBO Slot – Enlightened


            Piloty seriali HBO oglądam rutynowo i nie przepuszczę żadnemu. Zwłaszcza, że na jesień brakuje mi formatu 30-minutowego, w sam raz do oglądania przy śniadaniu. Wydaje się, że Enlightened będzie się do tego celu świetnie nadawał. Amy, kobieta sukcesu, przechodzi spektakularne załamanie nerwowe, po którym odnajduje siebie na nowo, podczas okołohipisowskiej terapii, z której wraca gotowa zmieniać  rodzinę, sąsiadów oraz współpracowników ze swej firmy (o wdzięcznej, wiele mówiącej nazwie „Abaddon”). Oczywiście nie jest to żadne Jedz, módl się i kochaj – świat zupełnie nie reaguje na natchnione idde Amy, od początku traktując ją jako wariatkę. Fajna komedia z gatunku mało śmiesznych, raczej kontemplacyjnych, z zaskakującą przenikliwością punktująca życie w korporacji.


BBC Slot – Downton Abbey


          Co sezon snobistycznie trzymam w harmonogramie jedno miejsce dla serialu z Wilekiej Brytanii  – czy będzie to IT Crowd, Sherlock, czy, jak tym razem Downton Abbey. Po tym, jak pierwsza seria została uhonorowana nagrodą Emmy dla najlepszego miniserialu, szybko nadrobiliśmy z Małżem zaległości w DA i teraz co sobotę zasiadamy przed ekranem, namiętnie śledząc dalsze losy rodziny Crawley’ów, ich służby oraz Anglii na początku ubiegłego wieku. Tak powinno się robić serie historyczne!


Guilty Pleasure – Nikita


            Każdy ma jakiś wstydliwy serial, do oglądania którego niechętnie się przyznaje. U mnie to Nikita – tytuł, podobnie jak wszystko, co prezentuje stacja CW,  zupełnie bez wartości. Czemu śledzę już drugi sezon tego badziewia? Bo wychowałam się na La Femme Nikita (pierwszej adaptacji filmu Bessona do formatu serialowego), i jakiekolwiek rozwinięcie tamtego tytułu stanowi dla mnie nieodpartą pokusę. To, oraz mam nieprzyzwoity girl-crush na Maggie Q, obsadzoną w głównej roli. Pani jest nieprzyzwoicie wygimanstykowana, nietypowo urodziwa, nie ma piersi i w przeciwności do innych telewizyjnych heroin, wygląda jakby naprawdę mogła komuś skopać tyłek.


Reality Show – Project Runway

               O mojej bezprzykładnej miłości do Project Runway już pisałam, nietrudno więc zgadnąć, że jeśli mam oglądać jakiś reality show, to będzie to właśnie ten.


Odgrzebane  na śmietniku historii – Friday Night Lights


           Co roku trafia się tytuł, który dotąd nie wydawał się godzien naszej uwagi, a którego z czczej ciekawości postanawiamy pewnego popołudnia „załączyć”. U mnie to Friday Night Lighs, perełka, którą pochłaniam od początku października w niezdrowych ilościach (do przeorania jest pięć sezonów, więc mogę sobie pofolgować). Opowieść o zaściankowym miasteczku w Teksasie, gdzie życie toczy się wokół piątkowych meczy licealnej drużyny futbolu amerykańskiego. Nakręcona prawie z ręki, na ziarnistej taśmie, z często prześwietlonymi kadrami i wspaniałą atmosferą rodem z Cudownych Lat (chociaż rzecz dzieje sięjak najbardziej współcześnie). Czterech zupełnie innych chłopaków u progu futobolowej kariery i potworny wypadek, który zmienia życie każdego z nich. Plus trener Eric Taylor z żoną - najlepsze małżenstwo w historii telewizji! Bardzo polecam, bo można się nauczyć, jak wygląda coś na wskroś amerykańskiego a jednak fantastycznego.

***

Czytam: Jaron Lanier – You Are Not a Gadget: A Manifesto. Chociaż chorobliwie bloguję z niezdrową częstotliwością, w głębi duszy jestem wrogiem tzw. Web 2.0, fejsbuków oraz dyktatur wikipedii. Dlatego ta książka to póki co moja biblia. Sam człowiek, który wymyślił rzeczywistość wirtualną krytykuje bardzo poważnie to, w jakim kierunku zaczyna się ona rozwijać. Pychota!
Słucham: Fonetyka– Rozstanie. Smakowite popłuczyny po Republice. Doprawione do smaku Wojaczkiem. Mniam mniam.
Dokonania: Moje kolana zaczynają odczuwać biegowy reżim. Czyżby miało dojść wreszcie do epokowego starcia JOGGING vs. BUTY NA WYSOKIM OBCASIE?!
Fun Fact: Tokio jest podobno światową stolicą... wyczynowego tańca na rurze (!). Ponieważ potrzebuję czegoś, co rozrusza moje górne odnóża, jutro zamierzam wybrać się na darmową lekcję poglądową do lokalnej szkoły. Wyczuwam, że będzie z tego epicka blognota!

4 komentarze:

  1. American Horror Story - jest na razie liście do oglądnięcia.
    Once Upon A Time - leży pilot na dysku, ale na razie nie oglądłem.
    Terra Nova - mi się podoba, ale to chyba przez to iż w ogóle jestem fanem SF. A z braku jakiś histów wszystkim się zadawalam.
    Pan Am - Akurat oglądam bo lubię lotnictwo, a z cywilnym dość moczno się wiązą stuardesy. Choć brakuje mi technicznych smaczków z eps.01-02 lądowanie itp.
    Homeland - Oglądłem pilot jakiś czas temu, i na razie nie ciągnie mnie do tego serialu
    Boardwalk Empire - po końcówce S1 i pierwszym odcinku, jakoś odstawiłem tą produkcję na tor boczny
    Walking Dead - Na razie nie powala, czekam na rozwiązanie tej sytłacji z dziecmi, i może coś lepiej fabuła się ruszy. Zresztą mają dośc fajną bazę wypadową. Więc albo farma zniknie. Albo podwstanie jakaś przyjazna przystań.
    Nikita - s2 szczególnie mi się podoba chyba od e3, gdy informatyk zmienił front.

    Reszty nie oglądam.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja sobie obejrzę American Horror Story i Once Upon A Time bo niestety sezon jesienny na rynku seriali anime jest fatalny i poza "Working 2" nie ma właściwie co oglądać.

    Moja porada co do kolan:
    1.Nie biegać do czasu pełnej regeneracji nóg (w moim przypadku to koło 30 godzin, JW powinna już mieć wyczucie ile potrzebuje czasu na odpoczynek)a następnie:
    2.Z programu treningowego jeszcze raz przeczytać fragment dotyczący rozgrzewki i wszystkie elementy dotyczące rozciągania nóg wykonać z maksymalną dokładnością (a najlepiej powtórzyć ze dwa/trzy razy)
    3.Sprawdzić buty czy np.podeszwy się nie łamią, pięta nie jest zbita - jeśli tak to wymienić.
    4.Jak nic nie pomoże to trzeba spróbować innego cyklu treningowego z np. inną dynamiką biegu i dłuższymi przerwami.
    5.Jeśli ból kolan mimo to wróci to trzeba by pójść na usg kolan i do lekarza sportowego na konsultacje (jeśli w Japonii jest on dostępny tak jak w Polsce z marszu za opłatą)
    6. A jak już wrócicie do Polski to proponuję zorganizować bieg na trasie z mojego domu do waszego (jakieś 12 km)zakończony przyjęciem w strojach sportowych.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Seriali nie oglądam ostatnimi czasy wiec nie będę się wypowiadał.
    W anime też mam masę zaległości - ostatnimi czasy oglądam stare dobre seriale, gdzie nie ma fanservisu i jaskrawe kolory nie wypalają gałek ocznych.
    O bieganiu i rozwalonych kolanach (jak i kostkach barku) mogę sporo powiedzieć. A podstawa to przeforsowanie i niezadbanie o właściwe zagojenie urazów.
    Taniec na rurze jest ostatnio bardzo popularną formą ruchu dla kobiet, wyrabia gibkość i siłę, a przy tym miło popatrzeć. :P

    P.S.
    Co do moich zdolności szperania w necie spytaj Mrocznego, jego też zadziwiłem. Ale to dar wrodzony że trafiam na to czego szukam dla innych lub głupot tak szybko, a jak dla siebie to już tak łatwo nie idzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. @SpeX - polecam dac szanse Boarwalk Empire - podobnie jak the Wire rozkreca sie niespiesznie, ale cala ta praca u podstaw potem wychodzi w nieprawdopodobnych finalach :)
    Jestes tez jedynym znanym mi facetem, ogladajacym Nikite - go you! - ja myslalam, ze to takie bezmyslne eye-candy dla dziewuch :D
    @Zucker - dzieki za zaskakujaco rzeczowe porady dot. kolana... chyba jednak jutro czeka mie USG :/ Na biegi wspolne niestety sie nie pisze - dla mnie jogging to SMIERTELNA WALKA O ZYCIE i inni ludzie tylko mnie rozpraszaja :D
    @Chudini: Podoba mi sie, jak szarmancko i w dobrym tonie zareagowales na wiesc o tancu na rurze :D mam nadzieje, ze moja Mamma da sie Twoim argumentom przekonac :d

    OdpowiedzUsuń