niedziela, 23 października 2011

Kroniki Portowe



...czyli popołudnie na biegunie
         To że już prawie rok mieszkamy w porcie ma niewielki wpyw na nasze życie codzienne. Owszem, czasem budzą nas syreny (W SENSIE SYRENY STATKÓW, NIE KOBIETY-RYBY), za to mniej martwimy się japońskimi robalami, które słone powietrze przepędza precz. Ja mam miłą trasę do biegania, a kiedy znudzi nam się kolejka Yurikamome, możemy skorzystać z tramwaju wodnego. Generalnie jednak japońskie morze nam się nie narzuca i moglibyśmy łatwo zapomnieć, że dzielą nas do niego ledwie trzy minuty drogi. Chociaż, z drugiej strony, nie da się zaprzeczyć, że na kartach pobytu mamy jak w pysk strzelił wbite “Minato-ku”, czyli ‘Dzielnica portowa” i jakiś tam stopień identyfikacji z okolic już nam się wyjaił. 
         Jak więc mieliśmy nie zareagować na wieść, iż nasz gospodarz Port obchodzi w ten weekend siedemdziesięciolecie? W ramach celebrowania tak doniosłej rocznicy, przygotowano tuż pod naszym oknem mnóstwo atrakcji, wycelowanych w dzieci szkolne oraz wycieczki emerytów. Ich pokusa znęciła jednak jeszcze jedną ofiarę. Tak się bowiem składa, że Małż, słysząc cokolwiek o statkach (albo koparkach, ale to opowieść na zupełnie inną notkę) ma TAKĄ minę:

            Wybraliśmy się więc na “Święto Portowe”. Podczas jego trwania można było za darmo zajrzeć na pokłady przeróżnych statków, obejrzeć harce strażaków albo... wejść do chłodni na kółkach (w sektorze “dziwne pojazdy o dziwnych zastosowaniach”)

Nasz faworyt:  lodołamacz Sōya (宗谷). Trzy razy w tygodniu przebiegam koło niego podczas biegowej rundki, a dopiero wczoraj dowiedziałam się, że to historyczny statek, który wiózł pierwszą japońską wyprawę na biegun południowy!

W sobotę po całej “Soi” można było do woli chodzić, podziwiając np. rdzę, która widziała Arktykę!

Komfortowe wnętrze lodołamacza, wyposażone, jak każdy japoński przybytek, w mikrofon do karaoke!

Telefony na mostku. Techologia żywcem przeniesiona z Battlestar Galactica.

Ewentualnie backup - bardziej staromodny system komunikacji.

Koło sterowe. Widać, że wymiary przeciętnego japońskiego kapitana nie zgadzają się z wymiarami Małża.

A za ścianką na mostku rarytas: kapliczka sintoistyczna i ofiary!

...oczywiście, w lokalnej telewizji właśnie zaczyna się serial o pionierskiej misji na biegun. Ponieważ w Żółtym kraju ZAWSZE jest tasiemiec na KAŻDY temat

Inny gość portu: Nippon Maru (日本丸) flagowy statek japońskiej marynarki - wodowany w 1930 r. w Kobe, do roku 1984 służył jako szkoła żagli dla ponad 11,500 kadetów. 


Albo Kairyū (海竜), pogłębiarko-cementowarka i jej kapitan, który osobiście wyjaśniał, który przycisk na mostku do czego służy. (W ogóle w Japonii fajne jest zaprzęganie pracowników przeróżnych firm do pracy “z ludem”, kiedyś o tym napiszę)
W niedzielę swe wdzięki na wodzie prezentowali członkowie portowego korpusu strażackiego.


Coś, co zawsze chciałam zobaczyć: japońskie sikawki!

Po poważnym pokazie ratownictwa było też tak zwane ‘jajo’



... kręcenie pupami w obcisłych, gumowych trykotach...


..oraz krótki program artystyczny, w którym kapitan wrzeszczał z megafonu na kadeta, trudzącego się szorowaniem pokładu. Wiele radości i kolejny przykład na to, że dla Japończyków najlepszy humor to humor związany z upokarzaniem kogoś!

No i oczywiście TO. Who’s your big daddy?
        Jak zauważyliście, w Japonii z wielkim zamiłowaniem odwiedzamy wszelkie festyny, festiwale, pokazy i dożynki. Jest tu tego na pęczki, zazwyczaj za darmo i zazwyczaj bardzo sympatycznego. Spodziewajcie się zatem kolejnych relacji!
Czytam: Nadal Too Big to Fail. Ta książka ma konkretny gabaryt.
Słucham: Lights of Euphoria - True Life. Kaszana pierwszorzędna.
Dokonania: Dużo tłumaczę, badam i generalnie wyjątkowo zajmuję się tym, za co rząd japoński mi płaci. W związku z tym chciałabym podzielić się następującym rage-guyem:


Fun Fact: Sōya ma swoją stronę tylko w japońskiej, angielskiej i polskiej wikipedii. Wersja polska nie jest po prostu tłumaczeniem angielskiej, lecz stanowi dzieło jakiegoś faktycznego fascynata żeglugi. Polecam!

7 komentarzy:

  1. zamiłowanie małża do statków można wykorzystać - może jak będziecie wracać do Polski to nie samolotem a właśnie statkiem ? Będziecie mogli zabrać od razu wszystkie graty, bo na morzu nie ma jakiś szczególnych limitów wagi :) - może nie będzie to szybki sposób transportu ale za to jaka przygoda i widoki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A wiesz, zainteresowałeś mnie tematem na tyle, żeby zacząć szperać i rzeczywiście, są takie możliwości... ale niestety podróż kontenerowcem z Azji do Europy zdaje się kosztować około 3-4K euro...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale może warto się skusić na taka podróż, tylko trzeba się liczyć że to potrwa tygodnie anie godziny.

    A same statki to fajne urządzeni, przypominające statki kosmiczne, więc rozumiem zapał Sarniaka. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. A tu troszkę o kombinezonie :)
    http://www.divingheritage.com/jimkern.htm

    OdpowiedzUsuń
  5. Chudy, ja wiem, i nawet w tej chwili miałbym czas żeby się tak przewieźć (hell, jakby mieli net na tym statku, to nawet mógłbym pracować!), ale luźnych 10K pln jakoś mi brakuje :(

    Niestety, choć pomysł zacny, to trafi pewnie do wora wspaniałych pomysłów, których nigdy nie zrealizję ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. (Bardzo podoba mi sie, ze Lil' Wolff wysyla mi z biura komcie i kaze je zamieszczac na blogu).

    Magdalena Wolff says: "Och, jak bardzo zgadzam się z tym komiksem z Kwejka!! Ja też miałam sobie przetłumaczyć ważne fragmenty z esejów Uemury Shouen - skończyło się na tym, że dołączyłam do pracy magisterskiej aneks z pełnymi tłumaczeniami poszczególnych rozdziałów (i w sumie to wyszło pracy na dobre, ale zupełnie nie pokrywało się z zamierzeniami...)."

    OdpowiedzUsuń
  7. @Zucker: zwlaszcza widoki mie kusza... woda, woda, woda, woda, sztorm, woda, woda, spoceni marynarze... Awesome!

    @Chudy: Twoja sprawnosc w internetsach mnie zabija - gdzie/jak Ty znalazles to info o kombinezonie Peress Tritonia wole nie wiedziec :D

    @Lil'Wolff: Zobaczysz, jeszcze jakis licencjant zafascynowany Uemura bedzie Cie za te tlumaczenia calowal po nogach!

    OdpowiedzUsuń