niedziela, 30 stycznia 2011

Random Acts of Meaningless Joy:



1. Dziwo na Shinjuku

           W Tokio najbardziej nie lubię Shinjuku i Shibui. Ale prawda jest taka, że to właśnie tam najłatwiej natrafić na najodjechańsze japo-dziwa. Czasem więc lubię się wyprawić w owe okolice - nawet za cenę ataku agorafobii i epilepsji.



2. Jedzenie z Okinawy

            Okinawa, tropikalna prefektura daleko na południu, do XIX wieku zachowała (przynajmniej nominalną) niezależność od reszty Japonii. W związku z tym może  poszczycić się własną, wyjątkową kulturą kulinarną (i nie tylko!). Z Pomocnym Amerykaninem i jego japońską dziewczyną testowaliśmy w sobotę okinawski pokarm.  Powyżej: coś jakby jajecznica z zielonym brokułem i... KONSERWĄ! (Hm, obecność wojskowej konserwy w okinawskim menu to zapewne wpływ amerykańskich wojsk stacjonujących na wyspie...)


        A tu przystawka: ‘morskie winogrona’. Słony smak i dziwna tekstura. Coś jakby kawior dla wegan!


3. Face Off

           Pisałam już o tym jak lubię Project Runway. Teraz Kanał Znany Kiedyś Jako SciFi zaadaptował ten format do czegoś, co ekscytuje mnie jeszcze bardziej niż design ciuchów. W zeszły piątek zadebiutowało Face Off: reality show, w którym konkutują ze sobą makijażyści - nie ci od ‘ładnego’ make-upu, ale tacy od makijażowych efektów specjalnych. W jury zasiadają największe nazwiska tego (dość szczególnego) biznesu, a zawodnicy naprawdę sprawiają wrażenie zdolnych i zdeterminowanych. W erze niesmacznego CGI, obserwowanie jak wiele można zdziałać analogowymi metodami (i jak obłędny jest proces, prowadzący do końcowego efektu!) to czysta przyjemność oraz miód na każde nerdowe serce!


4. Nihon Buyō

             Z nowym rokiem wzmogły się moje ćwiczenia japońskich wygibasów. Ostatnio zamiast tańca bardziej przypominają one gimnastykę. Dzisiaj czterdzieści minut ćwiczyliśmy jedną nader skomplikowaną pozę, której 90% jest dla widza po prostu niewidzoczne. WHYYY?!


5. Okonomiyaki (お好み焼き) czyli ‘usmaż sobie co Ci się podoba’

            Na Okonomiyaki zaprosiła nas na Shimokotazawę Doktor M., która chyba nadal ma wyrzuty sumienia, że to jej ręka skreśliła mego Męża z listy studentów japonistyki. Ze wspólnego, jakże miłego wieczoru, Zachowało się tylko jedno zdjęcie. Widać na nim nawet kawałek łokcia Doktor M.



6. Astronut

          Powoli przekonuję się do gier na Ajfona. Astronut to perełka designu, a przy tym nieskończone źródło mej radości/frustracji!
Rzeczy które się w weekend nie udały:


1. Wyjście do onsenu na Daibie

          Onsen nazywa się Odaiba Oedo Onsen Monogatari (‘Opowieść o onsenach z epoki Edo’) i jest rekonstrukcją kawałka Tokio z okresu szogunatu. Goście przechadzają się w yukatach, mocząc od czasu do czasu tyłeczki w gorących źródłach (pod dachem lub na wolnym powietrzu). W OOOM można też nieźle zjeść, albo na przykład zamówić sobie pedicure, wykonywane przez małe, tresowane rybki (yuck!). Niestety, mój Mąż jest: a/ niewidomy bez swoich okularów, oraz b/ wytatuowany. Z pierwszego powodu do onsenów chodzić nie lubi, a z drugiego raczej nie jest do nich wpuszczany... Szkoda.
Czytam: Jeśli chodzi o czytelnictwo, ostatnio wyznaję technikę sandwitcha. Uważam, że po przyciężkawej lekturze należy zresetować neurony czymś mocno idiotycznym. W myśl tej filozofii podczas weekendu przetykałam sobie Słobodzianka i Rymkiewicza Yawarą oraz Pratchettem.  Anyhows: Samuel Zborowski poruszający, chociaż napisał go mitoman. Nasza Klasa doskonale skonstruowana, chociaż stworzył ją nadęty pajac. I co zrobić z tymi pisarzami, którzy mają takie przebłyski geniuszu, a przecież wiadomo, że prywatnie są wariatami/ bucami?
Słucham: Arcana - We Rise Above. O, słuchało się tego kiedyś na zapętleniu i po paru godzinach popadało w stany pół-mistyczne!
Dokonania:-
Fun Fact: -

3 komentarze:

  1. a ta smażenina na zdjęciu nr. 5 pochodzi z kociołka ustawionego na środku stołu z wrzącym olejem ? każdy biesiadnik łapie pałeczkami jakieś stworzenie zanurza i konsumuje, czy to jakaś gotowizna ?

    Sarniaka uważają za mafioza ? hihhiihhiihhihii :) Don Sarniakko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Cukrze, to o wiele bardziej skomplikowane. Idei okonomiyaki poświęcę pewnie kiedyś osobną blognotkę a na razie wyjawię tylko tylę, że cały ten metalowy plaszczak, na którym leżą placuchy jest nagrzany i to on pełni funkcję smażącą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okonomiyaki to idealne danie dla mnie, muszę sobie taka blachę w domy załatwić.

    OdpowiedzUsuń