niedziela, 9 stycznia 2011

... and we’re back!



Na specjalne życzenie Małego Wolffa: od Nowego Roku Długa Noga z polskimi znakami!

          Kochani, jestem już z powrotem w tej dziwnej krainie, gdzie, wyobraźcie sobie, nie gra Wielka Orkiestra (nawet w ambasadzie!). Trochę się tu od mojego wyjazdu zmieniło: opadło sporo liści, temperatura zaś spadła do mroźnych 8 stopni. Przy drodze na mitacki dworzec pojawiło się kilka nowych budynków (kilka innych zostało zrównanych z ziemią.. japońskie tempo budowlane nadal mnie zadziwia!). Jeszcze wspominam sobie miłe chwile w doborowym galicyjskim/ stołecznym/ stanowskim towarzystwie (wielkie dzięki dla wszystkich, którzy mieli czas sie ze mną spotkać, przeprosiny dla tych, do których nie zdążyłam się odezwać..) ale nieubłaganie nadchodzi pora porzucić ciepłe, wygodne kapciochy nostalgii za domem i zabrać się za nowy (lepszy) rok! Zatem z entuzjazmem drodzy państwo!!! Miejmy nadzieje, że 2011 przyniesie nam odpowiedzi na wiele dręczacych pytań: zarówno japońskich (Czy mogę się wyprowadzić z akademika przed terminem? Jak przeprowadzić 30 ton dobytku za pomocą jednego różowego roweru?) ale także rodzimych (Czy Duży Wolff wyda wreszcie Zawieszonych? Czy Długą Nogę można czytać w krakowskiej siedzibie IBM?)
          Jako, że dla mnie i mego pobranego z ojczyzny Męża, 2011 to pierwszy rok emigracji, zatem spodziewamy się wielu przygód. Zaczęliśmy ostro, bo od lotu z Aeroflotem (bardzo zresztą miłego, współczynnik zagubionych przez Rosjan bagaży w naszej rodzinie spadł ze 100 do zaledwie 30 procent!). Zaraz po przylocie zaś przemyciłam Małżonka do akademika (gdzie za takie właśnie przemycanie grozi między innymi policja, deportacja oraz przypalanie żelazem). Na szczęście w sobotę, kiedy dotarliśmy do Mitaki w głównym budynku odbywała się jakaś bliżej niezidentyfikowana (ale oferująca darmowy pokarm, więc szczodrze odwiedzana) noworoczna impreza AIKOMowców. Zaabsorbowała ona akademikowego Pana Ciecia na tyle, że nie miał głowy patrzeć w kamery. Dlatego dopiero dziś przedstawiliśmy mu Misia, zyskując pozwolenie by przebywał (Miś) w zamknięciu w mym pokoju bez prawa błądzenia po korytarzach. Zatem za dnia mogę mieć ukochanego na podorędziu, na nocleg jednak musi udawać się na Asakusę do hostelu. Taki model living together apart, zachwalany m.in. przez państwa Bellucci-Cassel nie bardzo nam podchodzi, więc już od jutra rozpoczynamy Drogę Przez Mękę, czy też Drogę Do Własnego Mieszkania w Tokio. W poniedziałek lokalesi obchodzą też pewne bardzo szczególne święto, więc poza relacją z agencji nieruchomości spodziewajcie się też wielu jakże fantastycznych zdjęć. Tymczasem ściskam Was wszystkich jetlagowo!
Czytam Naoki UrusawaYawara! t. 15. ALE zanim oskarżycie mnie o ostateczne komiksożerstwo usprawiedliwię się, że podczas pobytu w domu pilnie nadrabiałam literaturę ojczystą i naprawdę muszę się nieco po niej rozerwać...
Dlaczego? No cóż:
Nowy Głowacki nadal cuchnie bufonem, nie pisze o Kosińskim tylko o sobie a do tego zupełnie nie rozumie kobiet. Plus każdą psychologiczną sytuację musi ilustrować za pomocą tzw. kutasików, to jest niepotrzebnego seksu... Ale jednak przy tym wszystkim to nadal wspaniały pisarz: mistrz struktury i języka.
Nowy Piątek moim zdaniem znalazł świetne miejsce między Twardochem a Littellem - cudowna historia, zupełnie nierealistyczna ale bardzo realna. Z serca życzę Paszportu Polityki!
Nowy Dukaj mnie zmęczył. Ciągle ten sam bohater, ciągle te same pytania i, co już zupełnie niewybaczalne: ciągle te same na nie odpowiedzi. Po co nowe Solaris albo nowa Gra Endera?  Ale przede wszystkim: DRAMATYCZNY BRAK JAKIEJKOLWIEK REDAKCJI! (ja wiem, że w polsce redaktor tekstu to postać pogardzana, ale żądam przywrócenia jej szacunku, bo książkom takim jak ta mógłby niesamowicie pomóc). Jestem sfrustrowana: lubię Dukaja, ma talent, nie boi się ciężkiej pracy, ale na litość boską: kto wydaje w Polsce ‘zbiór powieści’?! Można się z takiej decyzji długo i gęsto tłumaczyć, ale i tak czytelnik przyjmie taki zlepek jako ‘zbiór pomysłów, które nie okazały sie dość dobre, żeby wydać je osobno’. Bo tak to właśnie wygląda.
Nowy Rylski zbiera cięgi za wtórność i nieznośną gide’owatość. To moja pierwsza jego książka (wstyd!), więc wtórność mnie nie boli a gideowatość nadal rozczula (w końcum młoda). Na skrzydełku okładki napisano, że powieść jest ‘zwarta’ i to doskonałe określenie - daj bozia zdrowie jeśli ktoś znajdzie innego pisarza tak umiejącego oszczędzać słowa a mimo to budować psychologię i nastrój. Sto razy wolę Iwaszkiewicza według Rylskiego niż Kosińskiego według Głowackiego. 
Amen. 

(Hm... jak widzicie fajnie prowadzić małego bloga, chociażby dlatego, że można wypuszczać w internetosferę bezczelne sądy o tuzach literatury :D)
Słucham: Trent Reznor i Atticus Ross - ścieżka dźwiękowa do filmu Social Network. W szale ekscytacji (genialną) muzyką Daft Punk do Trona (prawie) wszyscy zapomnieli, że inny muzyk alternatywny też popełnił był w tym roku świetny soundtrack.
Dokonania: Jako, że w ramach pożegnania z Polską sąsiad rozjechał mi samochodem moje piękne, niepowtarzalne oprawki okularów, zamówiłam sobie dzisiaj nowe. Długo szukałam takich, które byłyby dziełem lokalnego designera i znalazłam! 50% New Years Sale for the win!
Fun Fact: dzisiaj u Pierwszych Chrześcijan otowrzyłam na chybił-trafił śpiewnik i mieli tam japońską wersję Gdy sie Chrystus rodzi, opisaną poprawnie jako polska kolęda i nawet z przypisem wyjaśniającym co to ‘in excelsis deo’. Spóźniony, japoński cud świąteczny?
PS.


Mwahahaaaaa! I kto jeszcze śmie twierdzić, że to nie będzie wspaniały rok?

3 komentarze:

  1. Krzysztofie i to pierwszy po nowym roku :P

    Maju, liczę że ten rok będzie jeszcze bardziej obfity we wszelakie przygody które skrupulatnie opiszesz na blogu.
    I mam szczerą nadzieję że uda się wam ta migracja i znajdziecie mieszkanko jak to z twojej relacji. A dzięki temu powstanie wspaniała wielko-metrażowa meta w Japonii. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo, Mały Wolff się cieszy i dziękuje! :)
    Siedzę już w kaishi, więc pozdrawiam z krainy cyferek :D

    OdpowiedzUsuń