wtorek, 18 stycznia 2011

アロエ中毒 (Aroe-chūdoku)




Stało się. Dzisiaj nawet Żaba uległa mocy Strasznego Wtorku i zasnęła na własnych zajęciach!
          W dzisiejszej, premierowej odsłonie serii “Ucz się japońskiego z Białą Świnią”, bardzo przydatne skośne słówko: 中毒. W transkrypcji zapisujemy je chūdoku, czytamy zaś ciuudoku. Dwuznak ów oznacza, ni mniej ni więcej, tylko stan uzależnienia od czegoś. Znając go, wystarczy dokleić na początku daną rzecz, do której czujemy nieodparty pociąg i już można przystąpić do nicznym nie skrępowanego słowotwórstwa! Wykonajcie prosty test i sprawdźcie, czy rozumiecie poniższe złożenia:

  • Intānetto-chūdoku
  • arkōru-chūdoku
  • sekkusu-chūdoku ....łatwe? Ano, łatwe! Jakże prosty jest japoński! (..hm, ciekawe zatem, jak ucząc się go tyle czasu nadal tak mało umiem...).

           Anyhows, ja także, jak każdy, przeżywam fazy różnych ciuudoków. Aktualnie na swojej kolorowej, uzależnieniowej tapecie mam aloes, zwany przez lokalesów aroe (no, przecież mówię, że japoński łatwy jest!).... Japończycy kochają aloes. Może ma to coś wspólnego z jego orzeźwiającymi właściwościami, niezastąpionymi, jak podejrzewam, podczas tutejszych upałów. Ale jak dla mnie, nawet w środku tokijskiej zimy nie ma nic lepszego od aloesu. Da się go tu dostać we wszystkim:



na przykład w batonikach!


..sokach!


...jogurtach!


...czy, last but not least, MARGARITACH!
          Jeśli jeszcze nie wiecie, Żółci są mistrzami zamieniania wszystkiego w galaretki (tzw. zerī). Owoce, mięsko, warzywka - KAZDĄ RZECZ można dostać w postaci pożywnej żelatynki. Jedynym produktem, w przypadku którego taka strategia nie skończyła się stworzeniem spektakularnie obrzydliwego wytworu, jest właśnie aloes. Małe kostki aloesowej galaretki są idealne do jogurtów, soków, deserów - zasadniczo do wszystkiego!
Wiwat Aroe-chūdoku!
Czytam: Nagoizaka Tarō Iryū t. 15
Dokonania: Mój Ślubny, jako prawdziwy samiec alfa zdobył dzisiaj dla nas za darmo półeczki od Muji. (chyba po wyprowadzce zostawiły je nasze sąsiadki z dziesiątego piętra). Muji w Japonii jest tanie i fajne. Muji w Polsce jest drogie i smutne.
Fun Fact: Okazuje się, że straszny wtorek nie jest aż taki straszny, jeśli:
a/ mieszka się o godzinę bliżej Todaju 
oraz b/ ma się w domu męża, który z rana przygotuje pyszną jajecznicę!
W nagrodę, jak tylko skończę pisać tę notkę pójdę do sklepu kupić mu piwo.
PS. No i całkiem nieźle mi poszło zgadywanie Złotycg Globusów, co? Dlatego właśnie wolę je od nagród Emmy - znacznie częściej są przyznawane pod moje gusta!

6 komentarzy:

  1. Maj,

    Miałam i ja Aroe-chuudoku, wierzaj mi!!! ;-) Ale bardziej latem niż zimą (z tymże samym minute maidem). Ach, jakie to fascynujące, że kenkyuusei-e to taka podobna w niektorych upodobaniach rasa :)))
    Big kiss!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. śpieszę donieść, że w Kongresówce (nie wiem jak w wolnym mieście Krakowie) można nabyć napitek aloesowy - kłopot tylko taki, że tu jest sprzedawany jako cudowny specyfik na wszystkie dolegliwości i bolączki - za litrową butlę winszują sobie ponad 100 zł :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja pamiętam ze dr. Peper się zapijałem w Japonii i herbatą jęczmienną albo coś w tym guście. A było jeszcze jakiś mleko sfermentowane, sojowe czy coś....

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach no i aloe nie mogło zabraknąć w anime
    http://hirvine.com/wordpress/wp-content/uploads/2006/12/Binchotan%20_07_0804317.jpg
    Postać nazywa się Aloe i na głowie ma aloe, kadr z anime Bincho-tan. Całkiem sympatyczne i bardzo spokojne anime. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja kochałam jogurciki z aloesem, te kosteczki cudowne do gryzienia, mniam, mniam *__*

    OdpowiedzUsuń
  6. w sprawie Aloesu - jest taka mała wyspa na Kanaryjskich wyspach, nazywa się Lanzarote, i tam wszystko jest z Aloesu albo z Aloesem. Można sobie kupić na lotnisku dowolny wymarzony gadżet związany z tym zielstwem:) Od Aloes - zrób_to_sam aż po biżuterie (sic?!?) i Bóg jeden wie co jeszcze. To ich główny towar eksportowy, zaraz po pyle wulkanicznym, chyba:) Polecam podróż tam, myśmy z Anią tam byli i teraz raz na dwa miesiące pytam ją czy nie chce może pojechać tam znowu... :)

    trzymjacie się misiaki!
    jaś

    OdpowiedzUsuń