środa, 6 lipca 2011

Wszystkie kary na mnie idom!



(Nareszcie są! Nasze rocznicowe zdjęcia pamiątkowe!)
         Dzisiejszy wpis posiada ograniczony potencjał intelektualny, albowiem białko w mózgu, na skutek gorąca, zsiadło mi się ostatecznie.
          Ponieważ wiem, że nic tak nie generuje klikalności, jak utyskiwania, pozwólcie, że rozpocznę od skowytu na temat tego, jak strasznie ostatnio się męczę. Na zewnątrz niezmiennie panują temepratury rzędu wnętrza pieca hutniczego. Bardzo ubarwia to polowanie na moich (skutecznie ukrywających się) profesorów. Pot kapie mi z nosa na 40 ton makulatury, związanej z przedłużeniem stypendium. Konieczność klepania prac semestralnych bez włączonej klimatyzacji doprowadza mnie na skraj obłędu. Szczęśliwie, mogę jeszcze zamknąć się w uczelnianym kiblu (z jakiegoś powodu kimatyzowanym!), i po kwadransie ekstatycznych szlochów i wyłonić się na zewnątrz gotowa do dalszego boju z okrutną machiną urzędniczo-naukową. A nagromadzone stresy tłumię i tłumię, aż wybucham - przykładowo zaczynając roić na zaliczeniu własne impresje na temat mangi pod wdzięcznym tytułem Aż do nieba...


Niespodziewany gość na moim zaliczeniu z lektury: Książę Józef Poniatowski w swoim mangowym wcieleniu z Aż do nieba (天の涯まで) Naoko Takeuchi.
         Hm, co by tu jeszcze...? O. Na moim akademikowym parkingu postawiono ostatnio TO:

Misiek czasem wytyka mi obsesję okołofekalną, więc może Wy mi powiecie CO TO DO CHOLERY MA BYĆ?!
      
         No ale dość już tej histerii. Dla odreagowania temperatury (i przytłaczającej obecności na parkingu Pana Kupy) postanowiliśmy kilka dni temu udać się z Małżem do najbardziej cool miejsca na całej Daibie: galerii handlowej o femi-nazistycznie brzmiącej nazwie Fort Venus. Zastaliśmy tam sztuczne niebo, dyrosturowe pseudomarmury oraz atmosferę generalnego szału. 


PLASTIKOWA FONTANNA!!! MAX BARGAIN!!!
        Jest taka teoria, że Japończycy są przerażeni wyjazdami za granicę, w związku z czym wolą budować sobie we własnym kraju falsyfikaty zagranicznych atrakcji, obstawiając je żółtym personelem i minimalizując niesympatyczną groźbę szoku kulturowego. Widziałam już tyle mini-Florencji, mini-Wenecji, mini-Holandii, że aż mnie mdli. Dopiero w Fort Venus natrafiłam jednak na mini-neapolitańską uliczkę...

...w komplecie z wiszącą na sznurach bielizną!
        Wszystko to w ramach sponsorowanej przez Toyotę przybudówki do centrum handlowego, opowiadającej historię światowej motoryzacji. (Hm, nie wiem, co ja tak ostatnio tylko te samochody i samochody...). W przybudówce zatrudniona jest tylko jedną pani, której jedyne zadanie stanowi przechadzanie się po ekspozycji z wielką szczotką ze strusich piór i strzepywanie nieistniejących pyłków kurzu z karoserii eksponatów.


BTW, Pytanie konkursowe dla osób urodzonych przed rokiem 1995. Z czym kojarzy Wam się TEN samochód?


Mój faworyt. Włoski design, niemieckie wykonanie oraz maska, która jest równocześnie drzwiami!
           Zdjęć okołovenusportowych (z samochodami lecz nie tylko) jest jeszcze wiele, ale by nie tworzyć zbyt skoncentrowanego wrażenia, że stanowimy z Misiem jakąś nową odmianą galerianek, będę je dodawać sukcesywnie - mam nadzieję, że wypełnią na blogu czas, potrzebny do odnowienia usmażonych połączeń synaptycznych w mojej głowie. Tymczasem zaś, w ramach nieustającej celebracji Tygodnia Naszej Rocznicy, w tej właśnie chwili odkładam komputer i udaję się z Małżonkiem na romantyczną komedię pod tytułem Thor
Czytam: Edward Said - Culture and Imperialism.
Słucham: Piano Magic - The Fun of The Century. Słyszałam to kiedyś w Starym, kiedy hamburski Thalia Theater grał gościnnie w Krakowie. Nie pamiętam co wystawiali. Ale Piano Magic pamiętam.
Dokonania: -
Fun Fact: 


Uniqlo (ユニクロ), najpopularniejsza lokalna sieciówka z prostymi, ale porządnie wykonanymi ciuchami patronuje akcji SAVE JAPAN! W sklepach sieci można nabyć serię zaprojektowanych przez znane osoby koszulek. Zysk z ich sprzedaży przekazywany jest na rzecz potrzebujących. Assholes that we are, zamiast jechać na Tōhoku i osobiście pomagać w odgruzowywaniu, poprzestaliśmy na kupnie jednego egzemplarza T-shirtu autorstwa Karla Lagerfelda. Czujemy w związku z tym spore obrzydzenie do siebie. 

7 komentarzy:

  1. DeLorean może tylko i wyłącznie kojarzyć się z
    "Powrotem do przyszłości" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko nie na Thora - nawet z nastawieniem "komediowo-romantycznym" narazasz sie na to, ze do usmazonego mozgu dolacza usmazone galki oczne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego ktoś przed waszym domem umieścił wielką KUPĘ ????? czy to jakaś akcja mająca nakłonić żółtych do sprzątania po swoich pupilach ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma to jak wspinała japońska maszyna do zdjęć, wszystko w jednym miejscu nie trzeba kompa do retuszu i wstawek. :)
    Wasz parking jest jak widać bardzo atrakcyjnym miejscem. Zawsze się tam coś dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Ben:i to jest jedyna sluszna odpowiedz!
    @Tarkis: Macieju, wlasnie spowodowales blognotke!
    @Zucker: sadzac po wrzuconych nam dzisiaj do skrzynek listach, to czesc akcji pod tytulem United States of Odaiba.... stay tuned for more information.
    @Chudini: ale na dodawanie retuszu i wstawek jest limit czasowy ><! bardzo stresujace...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tu widzę tylko kolejny przejaw kultu Kupy, tak popularnego w Japonii - wystarczy zajrzeć do niegdyś niesamowicie popularnego komiksu "Dr. Slump", albo po prostu wejść do sklepiku dla studentów w naryjskim kampusie (można tam kupić "kupę szczęścia" - mniej więcej na podobnym poziomie gra słowna. Jest to... gumka do ścierania, przynosząca ponoć szczęście na egzaminie).

    A co do księcia Poniatowskiego, to, droga Maju, wkradł się błąd do Twojej notki! Autorka to nie Takeuchi Naoko od czarodziejek, tylko Ikeda Riyoko od "Róży Wersalu/Lady Oscar"! "Ten no hate made" ("Aż do niebia") to pierwsza manga wydana przez przez JPF, speca od mang w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Wolff: Oz, wstyd jak beret! Wiedzialam, ze kiedys nieznajomosc shōjo kanonow odbije mi sie czkawka O_O

    OdpowiedzUsuń