niedziela, 10 lipca 2011

Modlitwa do Świętego Biurwona



Jak Państwo widzą, pin-up girl ze mnie taka, jak z koziej dupy trąba

             Drodzy Parafianie! Ponieważ weekend minął mi na składaniu licznych ofiar Wilkiemu Todajowemu Bogu Biurwonowi (bóstwu czczonemu w Japonii jeszcze żarliwiej niż Pan Kupa), nie mam niczego ciekawego do zraportowania. Zamiast notki prezentuję zatem slajdszoł z fotograficznych odrzutów ostatniego tygodnia.


Najsampierw obiecane jakiś czas temu samochody.
Małż odnalazł w Żółtym Kraju trabanta i prezentuje u jego boku swoją najpopularniejszą fotograficzną minę pt. “zacięty żółw”,


Ja, gorąca zwolenniczka tezy, że wielkość ma znaczenie, miast trabanta wolałabym postawnego cadillaca.

A propos cadillaców. Japończycy, jak wiadomo, żywią toksyczną, nieodwzajemnioną miłość do wszystkiego, co made in USA...w toyotowym muzeum Venus Portu można nawet nawiedzić fałszywą teksańską stację benzynową.


Wśród innych atrakcji centrum prym wiodą: sklep z ubrankami dla psów (sklepy są trzy, w żadnym nie wolno robić zdjęc, lecz ja wykonałam profesjonalną fotografię z biodra i oto jest!)...


...oraz bliżej niezidentyfikowany salon, gdzie można nabyć WSZYSTKO, CO RÓŻOWE

Last but not least: nad całym kompleksem dominuje GIGANTYCZNY diabelski młyn, jeszcze 10 lat temu największy na świecie... (warning: obrazek nie mój, lecz wikipediowy)


...taki zaś (mętny) mieliśmy z tegoż młyna widok, gdy w rocznicę slubu wybraliśmy się nim na jakże romantyczną przejażdżkę.

Ponieważ slajdszoł zaczął się na Małżu, to i na Małżu się skończy. 
Część z Was była wyraźnie pod wrażeniem jego ostatniego nakrycia głowy - jest to jak widzicie jeden z wielu pomysłowych kapeluszy w asortymencie mego ukochanego.
Czytam: Nadal Culture and Imperialism Saida. Wot, zagadka - czyta się świetnie ale powoooooli
Słucham: The Knife - Girls’ Night Out
Dokonania: Dzisiaj do obiadowego sashimi obejrzeliśmy z Małżem ostatni odcinek The Wire. Misiek przyjął serial ambiwalentnie,lecz  ja jestem zachwycona. Możecie spodziewać się wkrótce stosownego, gloryfikującego go wpisu.
Fun Fact: -

PS. O, i jeszcze jedna zguba fotograficzna:


Literatura to trochę zaściankowy wydział i łatwo na niej zapomnieć, że jednak znajdujemy się w obrębie jednego z ważniejszych uniwersytetów na świecie. 
Potem człowiek się dziwi skąd tłumek przed salą wykładową obok, a poniewczasie tłumaczą mu, iż akurat był tam na gościnnym wykładzie taki na przykład Vargas Llosa


3 komentarze:

  1. Hmm... Małżonek wygląda, jakby nie do końca świadomie nosił ten najnowszy kapelusz ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie :) czy w przypadku tego kapelusza nie mamy do czynienia z prowokacją mającą podważyć autorytet małża ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Lil'Wolff, Zucker: Cóż za niecna insynuacja! Jestem zbulwersowana! A autorytet Małża dostatecznie podważa fakt, że jest biały, chudy i golutki :D

    OdpowiedzUsuń