piątek, 11 marca 2011

The Day After: Jedyna Prawdziwa, Odkłamana Historia Trzęsienia Ziemi w Sendai (as seen from Tokyo)

....oraz kilka słów o tym, jak portal gazeta.pl próbował zabić moją Mamę.
           A miał być sympatyczny tekst o wizycie w japońskiej podstawówce, przyprawiony zadumą nad tym, jak promować Polskę w świecie (tekst owszem będzie, ale spóżni się).  Jednakże Matka Natura postanowiła przypomnieć kto rządzi i zatrzęsło. Zatrzęsło z mocą wielką. Zatem prosto z pola bitwy, specjalnie dla Was relacja z wnętrza trzęsienia - dzień po!

***

           Po pierwsze: rzeczywiście było poważnie. Epicentrum wstrząsów wypadło co prawda pod dnem oceanu, na wysokości Sendai (jednego z moich ulubionych japońskich miast), jakieś 300 kilometrów od Tokio - to tam uderzyła najsilniejsza fala i to stamtąd pochodzi większość zdjęć, ktore oglądacie w mediach. Północno-wschodnie Honsiu zostało dotknięte zdecydowanie najbardziej, ale nawet w stolicy wytrzęsło nami solidnie. Drgawki gruntu poprzewracały sprzęty, porozsypywały dokumenty i - co najważniejsze - zmusiły tubylców do ewakuacji na zewnątrz budynków. Jeśli Japończycy (którzy zazwyczaj wzruszają ramionami na pomniejsze ruchy podłoża) przejęli się na tyle, żeby opuścić swoje miejsca pracy, to znaczy, że sytuacja była raczej z gatunku niewesołych. Niewesołych, owszem ale na pewno nie dramatycznych (znowu: piszę o tym, czego doświadczyliśmy w Tokio - prefektury Miyagi, Iwate i Tōhoku to zupełnie inna para kaloszy).
          Mnie trzęsienie dopadło zaraz po zakończeniu zajęć w podstawówce, kiedy wraz z innymi białymi małpami-okazyjnymi-nauczycielami-angielskiego zbieraliśmy bambetle z pokoju nauczycielskiego. Po początkowej niepewności (przestanie? nie przestanie?) szybko wtłoczyliśmy się pod stół. Telepało na tyle, że Bułgarka zaczęła się głośno modlić, Amerykanka głośno kląć, ja zaś starałam się nie popuścić w majty, kiedy przez kilkadziesiąt sekund doświadczaliśmy zjawiska “Duża Fala” (gdyby Japonia była statkiem, a Ocean Spokojny jeziorem na Mazurach). Nie było strasznie, kuliliśmy się w porządnym, rządowym budynku, pod opieką profesjonalnych nauczycieli, którzy sytuacje “trzęsienie w szkole” ćwiczyli na sucho jakieś pół miliona razy. 
          Gorszych wrażeń doznał mój Małż w naszym mieszkaniu na Komagome. Z jego relacji wynika, że dzielnie doczekał do poziomu wstrząsów, określanego mianem “szafki łażą po pokoju”, po czym uznał, że pora wdziać buty i popierdzielać po schodach dziewięć pięter w dół. 
          I tym dla nas skończyło się trzęsienie. Może jeszcze pocierpieliśmy trochę, bo padły trzy główne sieci komórkowe i stanęły wszystkie pociągi. W związku z tym ja musiałam wrócić z Nippori w niewygodnych butach i to była chyba największa szkoda, jaką poniosłam w wyniku "kataklizmu"... Jeszcze raz - nie chcę umniejszać skalii zdarzenia: w końcu zginęło kilkaset osób a trudno przewidzieć jakie szkody wywołają fale tsunami, niemniej jednak DLA NAS trzęsienie było raczej bezstresowe... Przynajmniej dopóki ja nie dotarłam do domu i nie włączyłam polskiego internetu...


A tam cuda, CUDA NIEWIDY!!!
          Wszyscy wiemy, że pogoń za klikami w internecie trwa, czerwony pasek z “wiadomością z ostatniej chwili” to najlepszy pomysł na przyciągnięcie widza/czytelnika ale tym razem, w moim przekonaniu, miarka się przebrała. Rodzice i krewni (nie tylko moi ale i znajomych) czytając radosne fantazje na gazecie.pl (“WIELKIE TSUNAMI PRZETACZA SIĘ PRZEZ JAPONIĘ. TA CZĘŚĆ KRAJU, KTÓRA NIE TONIE, STOI W OGNIU!!!”) zaczęła się naprawdę poważnie martwić, wydzwaniać i generalnie przeżywać stresy. Sugerowano nam ewakuację, ucieczkę do schronu atomowego, noc na ulicy i co tam jeszcze... 


Tokio NIE stało w ogniu. Zapalił się dach jednego budynku, przytrafiło kilka niewielkich pożarów, w tym w (na nieszczęście bardzo fotogenicznej) rafineri. Najstraszniejsze japońskie trzęsienia w ciągu ostatnich 100 lat to trzęsienie w Kantō (1923 rok -  od 100.000 do 150.000 ofiar) i trzęsienie w Kobe (1995 rok - ok. 6500 ofiar). WIĘC NIECH MI TU GAZETA NIE PISZE O NAJWIĘKSZYM TRZĘSIENIU, BO KTÓRAŚ Z MOICH BABĆ DOSTANIE ZAWAŁU. Wielkości trzęsienia nie mierzy się na pałę stopniami Richtera, ale też tym, gdzie trzęsienie trafia, o jakiej porze dnia i jak długo trwa. Wszyscy to wiedzą. Ale po co się przejmować, SKORO MOŻNA WYSTAWIĆ TAKI WSPANIAŁY NAGŁÓWEK?!


To inny z moich ulubieńców wiadomościowych. Again: nie chcę umniejszać strat, ani w jakikolwiek sposób minimalizować tragedii zabitych/zaginionych. Nie czepiam się też tylko gazety.pl, wszystkie media równo wykorzystały “kliknięciowy szał”. Faktycznie, wiele osób ucierpiało, porwanych przez wodę. ALE ŻADNE DZIECKO NIE ZOSTAŁO POCHŁONIĘTE.

          Bottomline: Media kłamią. Nadużywają, naciągają, przeinaczają - z absolutną premedytacją. Mylą japońską skalę trzęsień (ma 7 stopni) ze skalą Richtera (10 stopni) i wychodzą im jakieś niestworzone kalkulacje. Plącze im się Sendai (najczęściej zapisane z błędem) z Tokio.
          Wszystko to w mocnym kontraście z japońską telewizją, ktora chłodno i spokojnie relacjonuje co się dzieje, ze szczególnym naciskiem na ostrzeżenia i porady co robić. Nad relacjami polskimi można tylko zapłakać. Wiem, że to żadne odkrycie, ale wczoraj dotknęło nas bardziej niż zazwyczaj. Lecz żyjemy. Tokio stoi. Japonia nie tonie ani nie pali się. Żółta cywilizacja nie upadła.

7 komentarzy:

  1. Musze przyznac,ze ten post przez Maje uczyniony jest zajebiaszcza informacja po tej pigule informacji ktora serwuja polskie media - dzis rano pani dziennikarka w jednej ze stacji telewizyjnych bardzo chciala od pana eksperta informacji,ze czeka was czarnobyl.A pan ekspert mowil,zeby dala sobie siana.A jak poszedl juz sobe i tak powiedzieli ze REAKTOR ATOMOWY SIE JARA OJESUSMARIA!!! Mialem poczucie ze przeginaja i bardzo siebcesze z Twojego uspokojeniowego posta;) trzymcie sie!

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim badz razie bardzo mnie to cieszy ze media klamia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, dzielni, jakże się cieszę!
    Czuję,że naprawdę powinniśmy się od żółtków uczyć.
    A skoro macie się dobrze i sytuacja wygląda na opanowaną pozostało już tylko jedno pytanie: czy Sarniak wybiegł z dziewiątego piętra w kapciach od nas? One są dobre na każdą okoliczność przyrody!

    OdpowiedzUsuń
  4. A najgorsze jest to, że nawet jak się zmieni na media zagraniczne, licząc na jakąś normalną relację, to ciągle zachowują się tak samo (nawet w ruskiej tv:|)

    I jeszcze adekwatny komentarz:
    http://www.deviantart.com/#/d3bhlb6

    OdpowiedzUsuń
  5. Polskie media kontynuują temat wielkiego kataklizmu :) przy niedzieli serwowano obywatelom temat drugiego Czarnobyla :) nie wiem śmiać się czy płakać jak widzę tytuły "wybuch reaktora" a potem okazuje się, że doszło do excusez-moi pierdnięcia z płaszcza chłodzącego generator pięć budynków od reaktora :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Jaś, Zucker: Yup, i wszystkie plany przejscia Polski na atom mozna przez takich mistrzow, czcicieli Boga Klika o kant dupy rozbic.
    @Kaja: "@Verona"? To sprawdz mi tylko dla porownania, jak trzesienie relacjonuja "Li media di Italia"!
    @Kiar: Zdazyl zatrzymac sie w progu i zmienic obuwie. Ma on nerwy ze stali ten moj Maz!
    @Julek: To jest oficjalnie najslodsza antropomorficzna personifikacja Cesarstwa, jaka widzialam w zyciu!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. A co było z polską powodzią zalało przecież cały kraj... BEZ KOMENTARZA. Troszkę jedynie martwi mnie elektrownia atomowa. A co do tragedii to była z pewnością ogromna ale tylko tam gdzie przeszła fala...

    OdpowiedzUsuń