wtorek, 22 lutego 2011

Ume matsuri! (梅祭り!)



Japońskie słowo na dziś: ume (梅), czyli tzw. japońska śliwa (łac. prunus mume)

          Jako że Mąż mój jeno siedzi w domu, niedojada i ogranicza swoją aktywność do frenetycznego programowania jakiejś aplikacji na AjFona (ma ona podobno przynieść nam sławę i pieniądze), czuję się w obowiązku od czasu do czasu organizować biedakowi fakultatywne wycieczki po Tokio, które wyciagną go na świeże(?) miejskie powietrze.
           Ponieważ ostatnio popełniliśmy wycieczkę bardziej turystyczną, tym razem postanowiliśmy (znaczy się: ja autorytatywnie zadecydowałam), wyprawić się na spacer nieco bardziej w stylu japońskim i odwiedzić coś, co na naszym miejscu mogliby odwiedzić tubylcy.
           Wybór padł na zwiedzanie śliw. Tak, tak, pomysł zwiedzania roślin, to jedno z najbardziej charakterystycznych japońskich osiągnięć. Wraz ze zmieniającymi się porami roku, duże ilości Japończyków przemieszczają się po całym kraju, by zaobserwować kwitnące coś, albo owocujące inne coś, albo kolorowe, opadające liście na czymś jeszcze innym. Skoro oni mogą, to czemu nie moglibyśmy i my? 
         W lokalnym, rocznym harmonogramie “rzeczy do obejrzenia” chronologicznie pierwsze jest właśnie kwitnienie śliwy. Na naszej (czyli tokijskiej) szerokości geograficznej przypada ono (w zależności od roku) na koniec lutego albo początek marca. 
         Po zasięgnięciu języka wśród tubylców, zdecydowaliśmy się popodglądać ume na terenie chramu Yushima Tenman-gū (湯島天満宮), w dzielnicy  Bunkyō, o rzut kamieniem od Todaju. Na stronie chciałabym zaznaczyć, że położenie świątyni nie jest tu bez znaczenia. W chramie czci się bowiem boga* Tenjina, patronującego wszelkim naukowym przedsięwzięciom. Tak się składa, że bóstwo to jest często łączone ze śliwą (ma to sens, jeśli zna się pewną szczególną legendę o pewnym konkretnym latającym drzewie ume, zbyt niestety skomplikowaną, żeby ją tutaj przytoczyć)... W każdym razie, jak widzicie, związek: Śliwa-chram-Tenjin-śliwa-nauka-Todaj-śliwa jest silny, co może wyjaśniać popularność Yushima Tenman-gū w okesie okołoegzainacyjnym. 
Na szczęście nad nami żadne ważne egzaminy już nie wiszą, zapraszam zatem na w pełni relaksacyjną i niesteresującą wizytę na yushimowym festiwalu ume (ume matsuri)!
*/ Skrót myślowy. Japońskie kami to nie do końca to samo co bogowie, bardziej bóstwa, lecz dla uproszczenia pozwolę sobie pisać te pojęcia wymiennie. Dociekliwi niech proszę przeczytają na Wikipedii więcej o shintō (sinto).
***

Mąż zaraz za bramą chramu. Czym jest tajemnicza góra drewnianych tacek po prawej stronie, wyjaśni się w dalszej części wpisu.



Śliwy w niewielkim (ale bardzo ładnym!) świątynnym ogrodzie kwitną najczęściej na biało albo różowo - oraz na wszystkie barwy pomiędzy tymi dwoma.


Poza drzewami w pełnych rozmiarach, w chramie można tez obejrzeć miniaturowe ume-bonsai

A jeśli bardzo podoba nam się sztuka, polegająca na okaleczaniu zupełnie zdrowych roślinek, jest szansa kupienia sobie takiego inwalidy i zabrania go ze sobą do domu.


A drewniane tacki to wotywne tabliczki ema (絵馬). Można na nich wypisać, czego by się od bóstwa chciało. 90% tych tu wywieszonych, to prośby o dostanie się na Todaj. 



Podczas naszej wizyty ume nie były nawet jeszcze w pełnym rozkwicie, ale i tak było ich tak dużo, że Miś musiał wdziać okulary ochronne!


A to jedno z wejść do świątyni i lampiony, dumnie ogłaszające, że wewnątrz trwa właśnie śliwkowy festiwal.

Najbliższą kolejową stacją przy Yushimie jest Okachimachi. Otacza ją bardzo urokliwa sieć handlowych uliczek, knajp i hostess-klubów...


...to na przykład typowy informacyjny szyld Okachimachi. Kilkanaście pięter, na każdym inna knajpa i spróbuj tu znaleźć tę jedną, której szukasz! Nie wiem jak tyle lokali może ze sobą konkurować w jednym miejscu?  Jak to w ogóle możliwe? Może to wszystko to jakaś wielka przykrywka pod yakuzę?

Z cyklu: ‘Krajobrazy Japonii na tle wielkiej, różowej gęby - ostatni przystanek wycieczki - Sushi-bar nieopodal stacji Okachimachi’. Tanio i mniam! 


Aha! z niedojrzałych ume pędzi się też umeshu (梅酒), jeden z popularniejszych japońskich bimbrów. Tu z lodem (tzw. ‘ume rokku’).
Czytam: Niezmiennie Mrożek. Ale już widać koniec. Przez najbliższe pół roku końmi nie zaciągną mnie do czytania żadnego innego dziennika. Jakoś nieswojo czuję się spędziwszy 700 stron w cudzej głowie...
Słucham: Diorama - Logic Friends (Remixed by Kartagon). W tym roku panowie z Dioramy przyjeżdżają na Castle Party do Bolkowa. Jechać czy nie jechać, oto jest pytanie... A jeśli jechać, to jak namówić Męża, żeby jechał ze mną? I skąd wziąć dostatecznie głupie ubrania, żeby się na tym, jakże szczególnym, festiwalu nie wyróżniać?
Dokonania: Zgubiłam ostatnio swoją kartę do metra. Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do mnie pan policjant z komisariatu, na który znalezioną kartę natychmiast dostarczono. Dlatego czasem mi się marzy, żeby Polska weszcie znalazła się pod japońską okupacją...
Fun Fact: W związku z japońską manią oglądania różnych dorocznych faz wzrostu roślin, wstęp do większości ogrodów w Tokio jest płatny. Tym bardziej lubimy chram Yushima, gdzie można wejść za darmo!

13 komentarzy:

  1. Z mojej perspektywy Japończycy uwielbiają karmić turystów ume i patrzeć jak się krzywią jedząc ja pierwszy raz.
    Tak poza tym nie jest zła ta śliwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham śliwy, one tak pięknie pachną!! Niuchajcie każdą z osobna, mają zaskakującą różnorodność zapachów :)
    I upolujcie z aparatem jakąś koubai, czyli czerwoną śliwę, jest piękna...

    OdpowiedzUsuń
  3. czyli robimy bimber ze śliwek :) Japońce mają jakiś szczególny przepis czy po prostu wrzucają do kadzi i fermentują :) ?

    OdpowiedzUsuń
  4. a obejrzałem 5 odcinek outcasts :) serial urywa zadek - szczególnie panna policjantka z fajną czupryną i pomarańczowym glockiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisz synku, pisz ten program na ajfona. Niech Ci kobieta oczu nie zamydla. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja jako, że dopiero teraz nadrabiam zaległości w czytaniu bloga mówię / piszę tak:
    Przecierajcie dzielnie szlaki turystyczno eee zwiedzające, albowiem sam po przejrzeniu około 2 (czyli jednego papierowego i półtora elektronicznego) przewodników po Tokio stwierdzam, że jest tego cholerstwa do zobaczenia tyle aż sam nie wiem co chcę zobaczyć :P Poza oceanem, i ulicą otaku, i salonem gier (prawdziwie japońskich, takich z kulkami spadającymi w dół :D), i rameno-dajnią, i pałacem 皇居(na tyle na ile to możliwe), i Akihabare (TAK!), i Odaibe i ... (work in progress nad listą)

    A tak swoją drogą to właśnie skończyłem grać w demo Dragon Age II... i ogólnie jest "meh..", ale THE THINGS I'D DO TO FLEMETH^^'

    OdpowiedzUsuń
  7. A właśnie, "Chopin-no" było wspaniałe! Glebek nawet nie usnął :D (moje trzymanie go za łokieć nie miało z tym najmniejszego związku...).
    Ja osobiście byłam zachwycona i pod wrażeniem, że tak doskonale połączono tradycyjny teatr japoński z muzyką i tematyką Chopina. Jeden z tańców głównego aktora był tańczony do utworu Chopina... I dało to niesamowity efekt.
    Z rzeczy ciekawych: po raz pierwszy widziałam głownego aktora bez maski! Trupa Tessenkai dostosowała się do europejskich standardów i wyszła po spektaklu na scenę się ukłonić (dla tych, którzy nie znają no: aktorzy w Japonii po skończonej sztuce po prostu schodzą ze sceny, nie wychodzą do widzów ani się nie kłaniają) - i wyszedł bez maski, oczywiście. Niezwykłe wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Troszkę nie w temacie Ume, ale matsuri z tej okazji powinno się odbyć. :)

    http://hatak.pl/news/11870/Bedzie_aktorska_Tygrysia_Maska/

    Czy w Japonii coś o tych planach słychać?

    OdpowiedzUsuń
  9. @Chudi: ale to są bardzo specjalne, marynowane śliweczki (umeboshi), plus zepsules wlasnie jedna z wiekszych niespodzianek, jakie szykujemy dla odwiedzajacych nas w Japonii gosci ;)
    @Lil' Wolff: zapach jest rzeczywiscie narkotyczny i jest jednym z powodow dla ktorych kibicuje raczej druzynie Ume niz druzynie Sakura :D
    @Zucker: http://japanesefood.about.com/od/japanesedrinkgreentea/r/plumwine.htm. Tylko potrzeba świeżych ume :(
    @T: *mydlu, mydlu"
    @Sznycelek: raduje mnie Twoj entuzjazm, w koncu bedziecie naszymi krolikami eksperymentalnymi, jesli chodzi o wycieczkowanie :) Aha, tylko ostrzegam: na temat DA2 do sierpnia panuje w moim domu absolutne i calkowite embargo informacyjne. Za spoilery kopne Cie w zadek tak, ze dolecisz do Polszy.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Lil' Wolff: Hm, brzmi dobrze :) Shite wystepujacy bez maski to naprawde ewenement - jest nawet na to specjalna nazwa: 直面(ひためん)(jak widzisz przydaja mi sie te madre ksiazki, ktore zamawiam z amazona! :D)...Ty, ale poza Szopenem byla tez standardowa nō-orkiestra, co?
    @Chudini: pierwsze slysze, ale rozpytam na miescie :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Była, była! Uwielbiam te flety, bębenki i okrzyki *__*
    A on bez maski nie występował, tylko po spektaklu, jak się wyszedł ukłonić, to już był bez maski.

    OdpowiedzUsuń
  12. No musisz uwielbiac! W moim podreczniku do nō wlasnie doszlam do czesci o wplywie nō na sztuki plastyczne i jest tam osobny podrozdzialik o Uemurze :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Whow, super! :) Ona to miała istnego świrka na punkcie no ^^

    OdpowiedzUsuń