czwartek, 3 lutego 2011

Setsubun! (節分)



‘kiedy wkraczasz między wrony, świętuj świnio jak i ony!’
          Dzień dobry! Dzisiaj w Japonii setsubun, czyli lunarny odpowiednik naszego Sylwestra. Chociaż Skośna Kraina oficjalnie zarzuciła księżycowy kalendarz, ergo Nowy Rok obchodzi się tu tak samo jak w Europie, to na początku lutego można nadal przeżyć jego swoisty ‘replay’.
         Kulminacja celebrowania wypada trzeciego lutego i objawia się właśnie świętem setsubun, mającym na celu oczyszczenie żółtych domów i miast ze wszystkiego co wredne, oraz zaproszeniu na jego miejsce wszelkiego dobrobytu. 
         Jako że dobrobyt bardzo by nam się przydał a wyganiania nieszczęść jak wiadomo nigdy za wiele, postanowiliśmy ze Ślubnym dołączyć do rytualnych japońskich działań setsubunowych, na czele z tzw. mamemaki (豆まき to jest ‘rzucaniem fasoli’)


...fasolę można było pobrać na Todaju - jest to w pełni profesjonalna, atestowana i znana ze swoich antydemonicznych właściwości, prażona soja.
          Musicie wiedzieć, że żeby właściwie odegnać nieszczęście, postrzebne są conajmniej dwie osoby. Jedna personifikować będzie wszystko co niedobre, a druga wykona rytuał wypędzania. 


...hm, podział ról przyszedł nam zaskakująco łatwo. Odpowiednia charakteryzacja też. Co prawda zwyczajni Japończycy najczęściej nie malują się jak pajace, tylko wykorzystują specjalne maski (takie jak te pod tytułem posta), ale mnie niełatwo przekonać do rezygnacji z szansy wysmarowania siebie (i Męża!) szminką po gębie!
         Mając już własnego ‘diabła’ oraz własnego ‘wypędzacza’, mogliśmy rozpocząć mamemaki właściwe. Polega ono z grubsza na tym, iż domownik, przebrany za szczęście, wali do domownika-diabła fasolką, wywrzaskując przy tym obowiązkową formułkę ‘Oni wa soto, fuku wa uchi!’ (w wolnym przekładze: ‘Diabeł: won, szczęście: chonotu!’). Sama radość.
         Kiedy już znudzi się znęcanie nad uosabiającym zło nieszczęśnikiem, można przejść do nieodłącznej części każdego japońskiego święta: konsumpcji. W setsubun na stół wjeżdżają, poza wspomnianą prażoną soją (której dobrze jest pożreć tyle, ile ma się lat lub o jedno ziarenko więcej), także ehōmaki, to jest specjalny typ sushi, podobny do zwykłych maków ale kupowany w niepociętych rolkach.


...tu zestaw ‘eho-maki-zrób-to-sam’
         Ehomaki spożywa się, zwróciwszy twarz w odpowiedni, szczęśliwy kierunek świata, ale to już pachnie pełnym pogaństwem, więc w naszym gaijińskim domu zamiast sushi zdecydowaliśmy się na spaghetti. Wyszło taniej. Ach, losie emigranta!
Czytam: Terry Pratchett I Shall Wear Midnight. Mój instynkt macierzyński objawia się ostatnio głównie poszukiwaniem książek dla mego ewentualnego, przyszłego dziecka. Chodzi mi o takie lektury, które nie zlasowałyby mu mózgu, jak jakieś nie przymierzając Zmierzchy. ISWM to pierwsza z ‘nastolatkowych’ książek Pratchetta, która wpadła mi w ręcę i póki co jestem nią bardzo pozytywnie zaskoczona. Jest dużo mniej śmieszna oraz bardziej... poetycka niż się spodziewałam.
Słucham: Laurie Anderson - Slip Away
Dokonania: Zarejstrowałam Różowe Ostre na Todaju i pracuję nad umięśnieniem tyłka, zasuwając codziennie na uniwersytet rowerem! Yay!
Fun Fact: W Japonii są dwa szczyty komunikacyjne: poranny, między siódmą a dziewiątą i... nocny między dwudziestą trzecią a północą (tzw. ‘złap ostatni pociąg do domu, Żółtku!). Trzeci tradycyjny szczyt w okolicach osiemnastej jest raczej mało wyczuwalny. Może dlatego, że po pracy przeciętny Japończyk albo zostaje na nadgodziny albo idzie na piwo ze swoim szefem.
PS.
Kiedyś, w zamierzchłych czasach licealnych, miałam drag-kingowe alter ego, niejakiego Don Pedro. Przypomniałam sobie dzisiaj o nim, malując ‘diabelską’ brodę. (Hm, a potem się dziwię skąd we mnie zamiłowanie do Face Off...)

7 komentarzy:

  1. Jak byś do mnie zapukała w takim makijażu to też bym rzucał fasola i nie tylko fasolą.
    Makijaż wyszedł ci świetnie, stałaś się nie do poznania.

    OdpowiedzUsuń
  2. niezły kamuflaż :) czyli mówicie, że po północy nic w Tokyo nie jeździ ? Czyżby białe małpy wymyśliły nocne autobusy przed japońcami ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A propos Pratchetta to akurat niektóre mądrzejsze elementy Świata Dysku są naprawdę godne polecenia, jak na przykład Pomniejsi Bogowie.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Chudini, Zucker: sa tacy, ktorzy uwazaja, ze dopiero ten makijaz oddaje moja prawdziwa nature :D Pomocny Amerykanin, trafiwszy przypadkiem na bloga, ustawil sobie to zdjecie, jako moje zdjecie w kontaktach na ajfonie -___-`

    @Szymon: Tak, tak. Alas, moj Slubny prowadzi programowa walke z Terrym Pratchettem i pragnie zaprogramowac mi efekt wstydu, kiedy tylko siegam po jego ksiazki. (Hyhy, dobrze, ze juz wszytskie przeczytalam :d)

    OdpowiedzUsuń
  5. E tam, nie ma co się wstydzić Pratchetta! Trzeba mieć w życiu swoje przyjemności, co nie? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. でしょう? Wskaż mi jakąś wyższej próby literaturę pociągową :d!

    OdpowiedzUsuń