sobota, 14 stycznia 2012

Kwiatki i Flaczki



...czyli trochę gorszy Leonardo spotyka trochę lepszego Beksińskiego


Dzień dobry. Państwo wybaczą ale dzisiejsza notka została nasmarowana na kolanie – zasadniczo powinnam poświęcić się pisaniu pracy zaliczeniowej... Praca zaliczeniowa zmierza jednak ku fangerlowemu wzdychaniu do Tildy Swinton, może więc lepiej na jakiś czas ją odłożyć i pozwolić pomysłom trochę się pomarynować (utrudniając tym samym profesorowi Wilsonowi pojęcie, że jedna z jego studentek ma najwyraźniej  10 lat..)
                Tymczasem - w mym domku w zatoce panuje atmosfera nieco schizofreniczna. Małż, jak co styczeń, popadł w zimowy blues i smuci mi się. Ja, jako wampir energetyczny, na jego smutek odpowiadam doskonałym humorem (mój doskonały humor nie jest naturalnie w żadnym wypadku SPOWODOWANY fatalnym nastrojem mego Ślubnego, proszę powstrzymać się od takich konkluzji). Staram się być kochającą i wyrozumiałą małżonką, lecz nie jest to łatwe, gy wewnętrznie mam ochotę, niczym królewna w bajce Disneya, wybiec na słoneczne nabrzeże i śpiewać wesołą piosenkę o słoneczku. Jako się jednak rzekło, staram się być wzorową żoną, głaskać Misia po główce i czekać aż mu minie (bo wiem z doświadczenia, że otoczonemu opieką zawsze mu mija).... Swoją drogą ciekawe, iż początek nowego roku (zwłaszcza z tak piękną pogodą jak tu) u jednych może budzić histeryczną wręcz wesołość, zaś u innych przejściową depresję... A propos depresji – wiecie co, oprócz zimy wywołuje ją u mego ukochanego? SZTUKA WSPÓŁCZESNA!
                Dzisiaj więc o jednej z moich ulubionych japońskich artystek młodego pokolenia . Z góry ostrzegam, że będę się wypowiadać o rzeczach na których się nie znam, więc farmazony prawdopodobnie objawią się pierwszorzędne!

***

                 Z malarstwem Matsui Fuyuko (dobry rocznik 1974) pierwszy raz spotkałam się w muzeum sztuki współczesnej nie-pamiętam-już-gdzie, które nawiedzałam podczas wizyty w Japonii u Małża. W muzealnym sklepiku leżały akurat świeżutkie albumy artystki po 5000 jenów sztuka. Było to w dawnych, szczęśliwych czasach, kiedy 5000 jenów przeliczało się na 100 złotych (a nie na 200 jak dzisiaj) i nabyłam wydawnictwo, albowiem zawierało rzeczy bardzo mi się podobające.
Matsui Fuyuko (松井冬子) kreśli nigonga (日本画), czyli  - Mały Wolffie, popraw mnie jeśli bredzę – malarstwo wykonywane tradycyjną japońską techniką, malowane głównie na jedwabiu, za pomocą naturalnych pigmentów.  Formaty i tematyka prac Matsui są często blisko związane z Japonią – dużo jest pionowych i poziomych zwojów, portretów kobiecych i studiów natury.  



浄相の持続, Utrzymując czystość (2004)

Oczywiście na tych obrazach, poza ładnymi paniami i pięknymi kwiatami,  jest też mnóstwo rzeczy obrzydliwych, w najlepszej tradycji tutejszego malarstwa horrorowo-groteskowego. Wnętrzności, okaleczenia, jelita i takie tam.



完全な幸福をもたらす普遍的万能薬, Wszechmocne, wieczne lekarstwo zapewniające całkowitą szczęśliwość (2006).

Trudno jednak dostrzec tu epatowanie flakiem czy ponure krwawe  porno rodem z filmu Piła. Wszystkie te zwoje to raczej studia portretu, albo może raczej portretu duchowego. Kontury są niedookreslone, rysy miekkie jak u Leonarda. W swojej małej głowie widzę tu też dużo świadomego dialogu z klasykami – nie na nutkę anarchistyczną (dorysuję wąsy Mona Lisie, a co!) tylko na sposób przemyślany.



世界中の子と友達になれる,  Móc zaprzyjaźnić się z wszystkimi dziećmi świata (2002)

Czasem dopiero po dłuższej chwili można dostrzeć na drugim planie coś, co zupełnie zmienia wymowę danego obrazu... 



j.w. , detal

Zawsze jednak na szczegóły tych zwojów można gapić się kilkadziesiąt godzin.... Potem zaczynają się nam śnić.



Móje ulubione dzeło Matsui - 夜盲症, czyli (I kid you not!) Kurza ślepota (2005)

W moim wymarzonym domu ten zwój wisi nad łóżkiem w sypialni. ..... Is that weird?



切断された長期の実験,  Przerwany eksperyment długoterminowy (2004) 

 Oprócz oskubanych kurczaków, Matsui lubuje się też w wypłoszowatych chartach, w najlepszej tradycji malarstwa wanitatywnego! 



                Na koniec: Matsui Fuyuko wygląda TAK. Jest więc nie tylko artystycznym talentem ale przepiękną kobietą. I ma doktorat. Pozostaje tylko wyrzucić mój szkicownik (zawierający, podobnie jak moja praca zaliczeniowa, zbyt wiele stronpoświęconych Tildzie Swinton) do portowej wody.


Czytam: H.G. Bissinger Friday Night Lights: A Town, a Team and a Dream. Fabularyzowany reportaż z 1988, na (luźnej) podstawie którego powstał serial FNL. Może nie jest to żaden Kapuściński, ale daje solidny wgląd w zaściankową Amerykę, tę która nie przebija się na codzień do popkultury. Plus, jest szansa, że dzięki tej książce wreszcie pojmę zasady amerykańskiego fusbalu
Słucham: Diary of Dreams – Never Tell the Widow. Jeśli słucha się tego na dobrych słuchawkach (albo jeszcze lepiej porządnym kombajnie głośników) to jest to najbardziej ponura piosenka EVER. Doskonale pasuje do malarstwa Matsui Fuyuko. 
Dokonania: Dzięki Bogu już dwa miesiące kręce się na tej cholernej rurze i nadal nie jestem w stanie stwierdzić, którą rękę mam dominującą. Grip jakby lepszy w lewej (w końcu nią piszę), siły więcej w prawej (którą na przykład zapodaję serwisy w siatkówce). Czy znowu będzie tak, jak wtedy, gdy wymyśliłam sobie snowboard i przez pół roku nie udało mi się ustalić którostronna deska mi przysługuje?
Fun Fact: Przeprowadzając mini-risercz odkryłam, że w Jokohamie jest właśnie duza wystawa Matsui. Ponieważ wszystkie te obrazki powyżej mają potwornie przesterowane kolory i w ogóle nie oddają barw oryginałów, polecam ją uwadze wszystkich czytelników zlokalizowanych w rejonie Kantō!

5 komentarzy:

  1. Obrazy całkiem ładne - szczególnie ta pani z kurczakiem. Rozumiem, że oryginalne obrazy kosztują po gazylion jenów ? A czy w można kupić reprinty ?

    P.S JW jeśli musi Pani rozweselić małża, to znalazłem niezawodny sposób. Zadziała na 1000 % na każdego geeka i nerda. Proszę nauczyć się tej piosenki i parę razy mu ją zaśpiewać :) http://youtu.be/-2QDpQp1iak

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde, dobra jest... Nie mylisz się, wszystko, co napisałaś o nihonga to prawda :) Można też dodać, że maluje się tak, jak widać na zdjęciu, czyli na podłodze :)
    O ile nie lubię oglądać rzeczy strasznych, bo mój mózg ma nadzwyczajną łatwość w generowaniu nocnych koszmarów, to muszę przyznać, że te obrazy są świetne, naprawdę bardzo mi się podobają.

    OdpowiedzUsuń
  3. Całkiem ciekawe obrazy.
    Napisz też na która instruktorkę się zdecydowałaś? :)
    Co do dominującej reki może takowej nie posiadasz, poza tym zawsze warto nauczyć się sztuczek na obie ręce. Tak zawsze się ja szkoliłem.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Zucker: raduje mie, ze szpital Cie wypuscil i jednoczesnie witam w ponurym klubie lekomanow :/ Orginalne malarstwo Fuyuko nie jest az takie drogie - w koncu to mloda malarka, stosunkowo jeszcze malo znana - no ale i tak daleko poza naszym zasiegiem finansowym :/(printow niestety nie zaobserwowalam ale szukam wytrwale)

    @Lil'Wolff: Ciesze sie ze Ci sie podobaja - czasami zaskakuje mie, w jak dziwnych miejscach spotykaja sie nasze gusta (porownaj: zamilowanie do 'skrzepu w mozgu potwora z bagien' :D)

    @Chudini: Na razie chodze do Diany, gdyz tak wykazala demokratyczna sonda na blogu :) A cwicze faktycznie na dwie rece, co ma ten plus, ze zamiast GIGANTYCZNYCH siniakow jednego boku mam troche mniejsze siniory po obu stronach ciala :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, tak, ale przypomnę dla samej urody tego słowa: chodziło o "pomiot" :D
    "I wtedy w mózgu Pomiotu tworzy się skrzep...".

    OdpowiedzUsuń