piątek, 17 czerwca 2011

Ksero-laski plus obrazki



Smacznego życzy Makoto Aida*, pan, parający się zawodowo tworzeniem anty-ksero-lasek.
         Tak, tak, mnie też mocno żenuje, że ostatnio co druga notka na blogu odnosi się do pogody (zamiast powiedzmy do Heideggera). Ale cóż poradzić, kiedy w Japonii związek między warunkami atmosferycznymi a życiem jest bliższy niż w Polsce. Zwłaszcza w czerwcu. Wyjście z domu bez parasola nie wchodzi w rachubę. Jeśli człowiek zmoknie to NIE WYSCHNIE DO SIERPNIA. Na ten przykład: we czwartek udałam się na spacer w bucikach peep-toe. Teraz boję się, że nogi mi zgniją. Yuck. 
         Anyhows, wysoka wilgotność powietrza rzuca się także na mózg. W moim przypadku, spowodowała nawrót brzydkiego zwyczaju rysowania tak zwanych ‘ksero-lasek’... Już spieszę z wyjaśnieniem: ‘ksero-laski’, w okresie późnopodstawówkowym oraz okołolicealnym, ciasno wypełniały marginesy moich zeszytów do wszystkich przedmiotów. Były do siebie nader podobne (stąd nazwa), płaskie i nieszczególnej artystycznej urody. Niemniej jednak, to za pomocą ksero-lasek najłatwiej było rozładować lekcyjną nudę - ich kreślenie w ogóle nie wymagało zaangażowania wyższych funkcji myślowych. Wraz z początkiem życia uniwersyteckiego ksero-laski zniknęły z mego życia, zastąpione przez (powiedzmy) pilne notatki oraz złośliwe karykaturki, smarowane do spółki z Tomaszem Sz. oraz Magdaleną W... Niestety! (WTEM! NAGLE!), ostatnio w parnych, dusznych oraz wilgotnych (bo energooszczędnie nieklimatyzowanych) salach wykładowych, przyłapuję się raz po raz na regresji do stanu namnażacza ksero-lasek. Co to może oznaczać? Prawdopodobnie nic. Albo nic dobrego. W każdym razie postanowiłam podzielić się z Wami tą autoobserwacją.


Ksero-laski wyglądają mniej więcej tak.
Mogą występować we wszystkich kolorach i rodzajach. 
Ta miała w założeniu wyglądać jak pewna postać z Gry o Tron (albowiem, chociaż serial się jeszcze nie skończył, kolejna książka wychodzi za miesiąc ja i tak odczuwam już syndrom odstawienia)
        Aha, odkąd piszę mniej, w zamian zamieszczając więcej zdjęć, znacząco wzrosło mi czytelnictwo blogaska. Będę więc kontynuować ten trend. Zwłaszcza jeśli dalsza część wakacji okaże się tak fascynująca jak ich początek. Alors, garść obrazków na dziś:

Japończycy bardzo lubią nosić koszulki z napisami w jenzyku lenguidż (zresztą Polacy też nie są wolni od tego zamiłowania). Zazwyczaj na koszulkach owych kwitną rozkosznie nieporadne, cudownie nielogiczne zdania, których “nosiciel” najpewniej nie rozumie. Nie zawsze jednak. Są ludzie, którzy ubierają na siebie hasła z (przynajmniej gramatycznym) sensem. 
Swoją drogą, ciekawam ilu mężczyzn nad Wisłą wdziałoby T-shirt z oświadczeniem, że “żądlą jak pszczółka”. 

Tradycyjna, japońska suknia ślubna składa się z około 20 kilogramów jedwabiu (plus dodatkowe pięć na nakrycie głowy).
Dlatego bardzo podoba mi się ten projekt, redukujący “japońskość” do wszycia w materiał zwykłej sukni pasa obi. 

Tokijskie metro jest regularnie areną przeróżnych kampanii zachęcających do ‘poprawnego’ zachowania (np. nie rozmawiania przez komofon, lub, NIE DAJ BOŻE, robienia makijażu podczas jazdy). Najnowsza odsłona reklam społecznych uderza w psie tony oraz dobrze wpisuje się w porę deszczową. Napis głosi: “Widziałem człowieka, który robił TAK” i ma w założeniu zniechęcić do strzepywania na współpasażerów wody z mokrego parasola.
Wreszcie, last but not least: 


Znalazła to-to w Tokio moja była współlokatorka M. 
Nie wiem czy towar jest rodzimy czy importowany, lecz i tak jestem zachwycona.
Kupię sobie i będę dorysowywać na potęgę!


-----------

*/ Makoto Aida to japoński artysta z gatunku bulwersujących. Znany jest ze szczególnego zamiłowania do łączenia makabry z krytyką japońskiej obsesji słodkości. W swoich pracach (symbolicznie!!!) zmaltretował nieskończone ilości uśmiechniętych, żółtych dziewczynek w mundurkach. Najbardziej znany jest chyba jako autor tego malunku:


...zatutułowanego dość opisowo ‘Harakiri schoolgirls’
Czytam: tvtropes.org. Raz na dwa miesiące wpadam w ciąg “trołpsowy” i spędzam dwie doby klikając z jednego toposu na drugi.
Słucham: Lacuna Coil - Swamped. Odgrzebałam ten utwór po tym jak przez w/w tvtropes dotarłam do Vampire the Masquerade: Bloodlines. Rzeczona piosenka (przynajmniej w moich zamglonych wspomnieniach) bardzo udatnie pasowała tam do napisów końcowych. Więc włączyłam sobie na tubce oficjalny teledysk (wcześniej nie widziałam), ułożyłam się wygodnie w fotelu...  patrzę.... A TAM JAKAŚ DODA ŚPIEWA O_O...
Dokonania Klęski: Coś poknociłam z miarą na pantalony. Albo to, albo zad mam mocno niewymarowy.
Fun Fact: Codziennie w podziemiach stacji Ginza pokonuję dość długi korytarz, dzielący jedną linię metra od drugiej. Korytarz najwyraźniej świetnie nadaje się do wszelkiego rodzaju ćwiczeń. Ostatnio widziałam tam pokaźną grupkę konduktorów, uwijających się wokół wielkiego, tekturowego znaku z napisem “pożar”.
PS.

Bonusowy element w żaden sposób niezwiązany z Nipponem:
Ku czci publikacji kolejnego odcinka kultowego komiksu Wilq chciałabym zaprezentować ten oto przejaw kreatywnego geniuszu.
Śpiochy z podobieństwem Najważniejszego Superbohatera z Opola są moim zdaniem znacznie lepszym przejawem polityki prorodzinnej niż jakieś tam becikowe: na sam ich widok mam ochotę się rozmnożyć!
(Nawiasem mówiąc nie wiem czy Janek W. czyta tego bloga, ale proszę mu przekazać, że jeśli będzie tak miły, by kolejny odcinek przygód Wilq’a przekazać nam w podobny jak poprzednim razem sposób, zasłuży na ekstra wielki słoik ziemii z Fukushimy.)

6 komentarzy:

  1. Jak na moje wprawne oko i wyśmienite poczucie estetyki (oraz ogólnie znaną słabość do kobiecych wdzięków) to te ksero-laski wyglądają niczego sobie :) można prosić o więcej ? :)

    A super duper cwani Japończycy nie wymyślili jeszcze jakieś tkaniny na takie deszczowe dni ? Przaśny europejski goretex pewnie by nie wytrzymał ale myślałem, że da się tam kupić jakąś pelerynę która jest w 100 % nieprzemakalna i się w niej człowiek nie poci (czy raczej nie gotuje) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do tego inglisz tekstu na koszulce to akurat zapożyczenie od prze sławnego humanisty, miłośnika bliźnich i ... największego boksera wszech czasów M. Aliego :D

    A skoro przy obrazach i tego podobnych jesteśmy to mam bardzo dużą prośbę. Potrzebuję dobre źródło ukiyo-e, najlepiej o samurajach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiel z senstymentem wspomina austraickie ksero-lakski i kupowanie bloku w celu możliwości rysowania tychże. Kiel z sentymentem będzie to wspominał do końca życia.

    Kiel już wie, jaką suknię ślubną założy.

    Kiel również donosi, że identyczny gadżet z doryowywaniem penisków można nabyć drogą kupna w bardziej swojskim Amsterdamie za cenę bodajże 6 euraczy. Pytanie otwarte, kto jest importerem :)

    Kiel rzecze: Keep writing!

    OdpowiedzUsuń
  4. "Ksero-laski", cóż za cudowne określenie! Choć w moim przypadku to byli raczej "ksero-faceci" ;D

    A propos tego przypominają mi się od razu nasze ilustracje do "Koushoku ichidai onna"... Zwłaszcza kurtyzana na koturnach i mężczyzna wyciągający nóżkę w stronę bohaterki xD A, no i kupa ziemniaków ("ziemniaki to najlepsze afrodyzjaki!"). Przeczytałam właśnie tłumaczenie p. Nawrockiej (pt. "Żywot kobiety swawolnej") i dużo to rozjaśniło w mojej głowie, ale nie było nawet w małym ułamku tak zabawne, jak nasze próby na zajęciach i na mojej Nibynóżce... ;>

    OdpowiedzUsuń
  5. @Zucker: Wiecej nie bedzie, o one i tak wszystkie sa identyczne - widziales jedna, widziales wszystkie :) A, tkanina za pomoca ktorej Japonczycy walcza z deszczem nazywa sie CELOFAN :D
    @Sznycelek: O Ty erudyto moj! Kurcze, nie mam zadnego zrodla samurajow ale moze napuszcze na imc gugla Malza, musi sie na chwile oderwac od tego programowania :)
    @Kiel: Ach, wpomnienia! A jesli "dorysowywacz penisow" byl w Amsterdamie to (w polaczeniu z wolnym od bledow angielskim na opakowaniu) raczej wyklucza to japonskie pochodzenie produktu
    @Lil'Wolff: Zabilas mnie tymi ziemniakami :D Zaprawde nasza fantazja, podjudzona kleistym jak smola bungo nie znala granic! BTW: juz dawno przyszly Twoje wachlarze a ja Ciagle zapominam Ci o tym napisac :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, wspomnień czar... :>
    No to cudownie, cieszę się, że dotarły bezpiecznie! ^________^

    OdpowiedzUsuń