piątek, 6 maja 2011

大きい大仏ですね。。。*



...czyli 800 lat japońskiej historii zasłonięte moją gębą.
          Ponieważ K. + A. mieszkają z nami już dwa tygodnie, zaczęliśmy ich trochę zaniedbywać. Pozwalamy im pałętać się gdzie i jak chcą, nie troszcząc się dostatecznie o ich dokształcanie z kultury oraz historii Japonii, ryzykując że padną nam nasi goście ofiarą dezinformaci, dezynterii oraz innych przypadłości, łączących się zazwyczaj z tzw. turystycznym freestylem. 
          Na szczęście jednak, wraz z nadejściem długiego, majowego weekendu dostaliśmy szansę poprawienia się w pełnieniu roli Wzorowych Gospodarzy. Skorzystaliśmy z niej skrupulatnie, bez wahania wsadzając siebie oraz gości w pociąg jadący do Kamakury - doskonałego miejsca, żeby się w Ryżowym Kraju nieco odstołecznić. 
           Kamakura, oddalona od Tokio o zaledwie 50 kilometrów i 800 jenów biletu kolejowego, stanowi jeden z ulubionych celów jednodniowych wypraw tokijczyków. (boleśnie przekonaliśmy się o tym widząc tłum na stacji). Zacisnęliśmy jednak zęby, licząc, że wszyscy ci żółci ludzie rozlezą się po kamakurzańskiej okolicy, obfitującej w malownicze tereny specerowe i wspinaczkowe. 
           Sami postanowiliśmy na możliwie najbardziej oklepane, turystyczne atrakcje. Zaiste nie było w nas energii na bardziej twórcze, ambitne zwiedzanie. Plus na równi z celami edukacyjno-krajoznawczymi liczyliśmy na to, iż świeże kamakurzańskie powietrze pomoże nam wyleczyć lekkiego kacyka, wynikłego z zapoznawania K. i A. z urokami karaoke.
            
***
          Tak więc pozwólcie wyrwać się z biur i mieszkań na krótką, ze wszech miar turystyczną wycieczkę po TRZECH NAJBARDZIEJ WYŚWIECHTANYCH ATRAKCJACH KAMAKURY.
            Jedyne co musicie przed wycieczką wiedzieć, to, że Kamakura była kiedyś polityczną (choć nie nominalną) stolicą Japonii. Dziś, patrząc na zielone, wiejskie tereny wokół stacji kolejowej dość trudno sobie to wyobrazić. 


Japońska przyroda w okolicach maja wyraźnie wrzuca piąty bieg i od nadmiaru kolorów można dostać palpitacji.
Also: Mam nadzieję, że moi Teściowie spoglądając na to zdjęcie zauważą, iż podczas tej wycieczki do Kamakury mam już na nogach właściwe obuwie.

          1. Daibutsu (大仏) 
          Znak rozpoznawczy Kamakury, ozdabiający nieskończoną ilość pamiątkowych breloczków, obrazków, koszulek i sutorappu stanowi Daibutsu: posąg wielkiego Buddy ze świątyni Kōtokuin. Odlany z brązu około roku 1252, stał (siedział) niegdyś w świątynnym “hangarze”, ale, odkąd wyjątkowo silne tsunami zmyło budynek, medytuje pod gołym niebem. I jak to miedź zielenieje. 
         Wyjątkową sypatię Japończyków zawdzięcza chyba nieprzeciętnej urodzie. (Niestety na zdjęciach nie da się jej oddać, drań zawsze wygląda jakby był lekko nabzdyczony)
          Aha - warto pamiętać, że kamakurzański Wielki Budda jest owszem wielki, lecz bynajmniej nie NAJWIĘKSZY - przerasta go Daibutsu z Nary.


Grejpfrutsu, czyli Daibutsu z ofiarnymi grejpfrutami. 


W wyjątkowo parne dni Daibutsu otwiera sobie dla wentylacji wywietrzniki w plecach.


Nawiasem mówiąc: kulinarną specjalnością Kamakury są (między innymi) lody ze słodkich ziemniaków. Podobno dobre. Ja wolę stały japoński smakołyk: lody z zielonej herbaty.



           2. Hasedera (長谷寺)
               Świątynia buddyjska, znana głównie z prawie dziesięciometrowego posągu bogini Kannon - największej drewnianej rzeźby w całym Ryżowym Kraju. Dla przygodnego turysty równie ciekawy jest jednak cudowny przyświątynny ogród, pełen statuetek jizō.

    ...tak zielono, że aż oczy bolą.



    Jizō czyli bodhisattwa Ksitigarbha zyskał w Japonii status supergwiazdy wśród bóstw buddyjskich...


    Jego kamienne posążki na terenach przyświątynnych łatwo rozpoznać po łysej głowie. Często mają na sobie ręcznie robione ubranka a u stóp ofiarne kupki kamieni. 
    Według tradycji Jizō patronuje dzieciom, które zmarły przed swoimi rodzicami. 
    Sam wygląda trochę jak wielkie niemowlę.

    W okolicach świątyni Hase znajduję się niepoliczalna ilość wizerunków Jizō. Od taśmowo produkowanych...


    ...po wersje specjalne: na przykład Mizukake jizō, czyli Jizō do polewania wodą!


    Jeden jizō jest wyraźnie mniej święty od innych i służy temu, by dzieci i Białe Małpy mogły sobie robić z nim zdjęcia.

    A propos białych małp! Wśród ofiarnych kubeczków w świątyni znaleźliśmy także dowód, że “nasi tu byli”. 
    (Oraz, że nasi nadal nie umieją używać znaków diakrytycznych. It’s “TŌhoku”!)


    Inną atrakcją Hasedery, o której można dowiedzieć się kupując pokarm na świątynnym tarasie widokowym, są olbrzymie, przerażające PTERODAKTYLOKRUKI... yy.. I mean: myszołowy.

              3. Tsurugaoka Hachiman-gū (鶴岡八幡宮)
              Chram Tsurugaoka stanowi ostoję shintoizmu w większości buddyjskiej Kamakurze. (Co jest o tyle zabawne, że przez większość swojej historii był świątynią buddyjską... ach ten synkretyzm religijny Japończyków!!) Wybudowany w 1063 roku w Zaimokuza Tsurugaoka Hachiman-gū, został  w 1191 roku przeniesiony do Kamakury, żeby podkreślić status tejże, jako nowego ośrodka władzy militarnej. A ponieważ faktycznie bardzo militarna była to władza, czci się tu kami Hachimana, patrona wojowników. 


    U stóp chramu stoi piękna tradycyjna scena - właśnie w związku z nią przyjechaliśmy do Kamakury akurat piątego maja, żeby posłuchać troszkę tradycyjnej muzyki...


    ..dużo ciekawsze od słuchania okazało się jednak oglądanie muzykantów w wielkich, sięgających ziemii pieluchach!


    ... hm, dworskie sztuki performatywne sprzed XV wieku to zdecydowanie nie moja specjalność - jedyne co mogę napisać na temat tego pana to to, że podobają mi się jego pompony.

    A tu most przed chramem, którym według tradycji mógł przechodzić jedynie szogun. Dziś w ramach odbudowywania sprawiedliwości społecznej nie może przechodzić nim nikt.

    Na koniec wycieczki chramowy przysmak: jabłko w cukrze! Mniam.

    */ Tytuł dzisiejszego wpisu to cytat z podręcznika do nauki języka, przerabianego przez wszystkich japonistów na pierwszym roku od około 100 lat. Znaczy mniej więcej tyle co “Ale wielki ten Wielki Budda, co?” i dla wielu studentów jest pierwszym kontaktem z Kamakurą.
    Czytam: Nicholas Carr The Shallows: What the Internet Is Doing to Our Brains. 
    “We don’t see the forest when we search the Web. We don’t even see the trees. We see twigs and leaves.”
    Słucham: Madrugada - On your side. Wersja na żywo z most-najwspanialszego albumu Live at Tralfamadore.
    Dokonania:
    Może Wam się wydawać, że to tylko przypadkowo pozszywane kawałki prześcieradła, lecz tak naprawdę macie przed sobą mój próbny, przymiarkowy mock-up własnomaszynnie szytego gorsetu. Co prawda książeczka do nauki szycia doradzała, żeby zaczynać od prostych projektów typu podusia, lecz co oni tam wiedzą!
    Fun Fact: Podobno wszyscy zainteresowani już zostali o fakcie poinformowani, więc mogę publicznie ogłosić na blogu, że nasi tymczasowi współlokatorzy są od wczoraj zaręczeni!

    4 komentarze:

    1. JW proszę nie ustawać w próbach z wprawkami krawieckimi :) wszyscy krytykanci będą jeszcze mieć nietęgie miny jak w paryżewie za kilka lat zobaczymy pokaz haute couture mayazylla :)

      OdpowiedzUsuń
    2. Słodkie są te trzy Jizō, a długie pieluchy rządzą!! :D
      Wczoraj zaczęły się warsztaty z tańca japońskiego, w których biorę udział - siedemdziesięcioletnia japońska babcia mocno daje nam w kość :D Jest super w każdym razie, a mistrzyni cudowna :)

      PS. 大きい大仏ですね...
      奈良の大仏、懐かしくなった... :<

      OdpowiedzUsuń
    3. Proste projekty są nudne, masz całkowita racje zabierając się za co innego. Nawet jak nie do końca wyjdzie, można być dumnym że tak trudny projekt udał się w większości. A błędy poprawi się później. :)

      OdpowiedzUsuń
    4. @Lil'Wolff - kurcze, a ja opuscilam ostatnio tyle keikō, ze wolalabym sie mojej mistrzyni wiecej nie pokazywac... boje sie, ze zadusi mnie swoim obi ><

      @Zucker, Chudini: Wasza wiara mnie podbudowuje, uszyje Wam skarpetki :D (mozliwe, ze beda mialy np. po 7 palcow, lecz coz... ><)

      OdpowiedzUsuń