sobota, 16 kwietnia 2011

Zbrązowieliśmy



Brownout”, jak się niedawno dowiedzieliśmy, to coś jakby blackout, tylko nie do końca.
         Trwający kryzys w elektrowni w Fukushimie I, poza oczywistymi skutkami psychologicznymi, ewakuacją z Tokio ok. 3000 Francuzów (ach, najdzielniejszy narodzie świata!) oraz spadkiem liczby studentów zagranicznych na Todaju o przeszło 70%, ma też jeszcze jeden, prozaiczny efekt: BRAKUJE NAM PRĄDU.
           Instytucje pubiczne, prywatne firmy i pojedyńczy obywatele, bez żadnego naganiania ze strony władz, wzięły się więc do samowolnego ograniczania ilości zużywanej energii. I tak: we wszystkich budynkach odłączono większość wind, a w te, które pozostały, ludzie starają się raczej nie wsiadać...


...90% ruchomych schodów nie działa...


...pociągi i metro jeżdżą według przerzedzonych rozkładów jazdy
(czyli osiągnęły w przybliżeniu częstotliwość przejazdów metra warszawskiego)


Mmaszyna do kawy w naszym akademikowym konbini poszła na przymusowy urlop
(...THE HORROR!)

           Wagony pociągów przestały być klimatyzowane.
           We wszystkich sklepach oraz większości restauracji panuje intymny półmrok.
           Wiosenny semestr na Todaju skrócono do 12-tu tygodni, żeby sale wykładowe nie zużywały prądu w okresie wakacyjnym.
           Z dużą dozą prawdopodobieństwa zostanie wprowadzony jakiś podatek na rzecz odbudowy zniszczonych przez tsunami regionów
            Dość poruszające jest to, że nikt, ABSOLUTNIE nikt na zaistniałą sytuację nie narzeka. NIKT nie zgłasza roszczeń, nie trąbi ile to akurat jego biznes stracił w związku z klęską żywiołową i/lub brownoutem...
            Bardzo nie lubię ludzi, którzy w kółko powtarzają, jaka to Japonia jest fajna a Polska beznadziejna, lecz trzeba przyznać, że czasem porównania do tego, jak wyglądałyby w ojczyźnie reakcję na podobną katastrofę budzą we mnie pewien smutek...


A propos reakcji i ogólnie stosunku do klęsk naturalnych: na tym blogu znalazłam coś typowo japońskiego: “maskotkę tsunami”, czyli element kampani ostrzegającej przed naturalnymi zagrożeniami w prefekturze Kochi na Shikoku. Prawda, że fajna?

***
Czytam: Yup, nadal Japanese Fashion: A Cultural History. Ale skończyłam już koszmarny rozdział na temat filozofii garniturów, więc teraz powinno pójść z górki.
Słucham: Laurie Anderson - My Right Eye. Rocks and stones/ Broken bones/ Everything eventually comes cra-a-wling ho-ome/ In the night. In the night. Nie tylko słucham, ale i śpiewam. ZGROZA!!!
Dokonania: Gdzieś wczoraj w nocy,  “Dziennik Długiej Nogi” zaliczył kliknięcie numer 15.000! 


Do osiągnięcia tego wyniuku, niestety, w znacznym stopniu przyczyniło się trzęsienie.
Tak na przykład wyglądał wykres aktywności czytelniczej na blogu z feralnego 11-go marca.
Fun Fact: Zapałałam wielką miłością do pewnego małego, grubowatego (nie mylić z “gburowatego”) profesora z Australii, przez co chodzę na dwa wykłady prowadzone po angielsku. Japończycy na tych zajęciach są ucieszni.
Student A: Ale czy NAPRAWDĘ praca zaliczeniowa TEŻ ma być po angielsku?
Profesor: Tak. Nie mówię po japońsku na tyle dobrze, żeby czytać prace zaliczeniowe na poziomie uniwersyteckim. Więc proszę napiszcie po angielsku.
Sudent A: No dobrze (chwila głębokiego namysłu) A co cię stanie, jeśli ktoś JEDNAK NAPISZE PO JAPOŃSKU? 
Profesor: ... (bezcenna mina)
PS. Aha. Ponieważ nie można cały czas żyć w nastroju kryzysowym: kilka zdjęć z  “normalnej” Japonii.

Czereśnie, pakowane na sztuki, 350 złotych pudełeczko. 


超かわいい! czyli “über-słodkie”. Nasze deski do krojenia.

7 komentarzy:

  1. po ile czereśnie ? .... zgroza ..... :() W Polsce gdyby nawet coś wybuchło i przyszła wielka fala to i tak nikt by tego nie zauważył - mamy poważniejsze problemy - wybory idą, kto kogo obraził, gdzie i jaki pomnik postawić itd itd :)

    OdpowiedzUsuń
  2. deski do krojenia są MEGA!! albo podaj mi linka do sklepu gdzie można takie kupić i przysłać sobie doP polski, albo powiedz jak inaczej można je zdobyć:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy gdzieś o tym wspominałaś, ale najciekawsze w tych brownoutach jest to, że robią je mimo tego, że w zachodniej Japonii jest nadmiar prądu. Nie mogą go przesłać na wschód, bo systemy są niekompatybilne:)
    http://www.scientificamerican.com/blog/post.cfm?id=japans-two-incompatible-power-grids-2011-03-25

    jg

    OdpowiedzUsuń
  4. Przy braku dostaw prądu Japonia coraz bardziej przypomina Polskę na co dzień. :)
    Deseczki do krojenia +10% do przyrządzanych potraw za każdą.
    Maskotka tsunami świetna.

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie, jak ja tęsknię za moimi zmywaczkami w kształcie owocków albo elementów serwisu do kawy! T__T U nas i zmywaki, i deski do krojenia są nudne :/
    A zeszytu z Tsubouchim chwilowo nie mogę sprawdzić, bo się przeprowadziłam. Mieszkamy teraz z Glebem przy Grzybowskiej, na 28 metrach, więc jest powierzchniowo całkiem japońsko :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyłączam się do prośby Jasia - też chcem takie wypaśne deski! Mógłbym na nich nawet kroić inne rzeczy niż kiełbasę na jajecznicę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. @Jas, Szymon: zasadniczo najprostszym sposobem zdobycia desek jest ladnie sie do nas usmiechnac. To towar z pobliskiego sklepu stujenowego, wiec kosztuje okolo 3,5zl za sztuke :)
    @J. - w ogole nie mialam pojecia! to chyba efekt tego, ze wypasione mieszkanie w nowym akademiku ma wszystko procz telewizora ><
    @Lil' Wolff O_O!!! Wiwat konkubinat!

    OdpowiedzUsuń