sobota, 23 kwietnia 2011

Reesu foo za Garakushii (レース·フォー·ザ·ガラクシー)



Warning! NERDS AHEAD!
           No i szczęśliwie doszusowaliśmy do weekendu wielkanocnego. Zamiast smaku jajeczno-świątecznego ma on dla nas chwilowo smak porządkowo-organizacyjny, bo w poniedziałek przylatują nasi Mili Świąteczni Goście*. W związku z ich wizytą musieliśmy wybrać się do sklepu po Czwarty Talerz, Czwarty Nóż i Czwarty Widelec, dzięki którym będziemy mogli godnie podejmować PT Gości Szpagetti Boloneze i innymi frykasami kuchni studenckiej. Mili Świąteczni Goście zasługują na szacunek i respekt, ponieważ przywożą nam z kraju najlepszy wielkanocny podarunek EVER: KABANOSY.
          Dlatego nie tylko posprzątaliśmy, ale nawet nabyliśmy drogą kupna osprzęt, dzięki któremu nasz szary, nudny balkon zamieni się na cześć Gości w arabski namiot z tysiąca i jednej nocy (szczegóły [jakże fascynujące!] wkrótce) i zamarliśmy w oczekiwaniu.
           No może nie do końca zamarliśmy.
           Prowadzimy jakieś tam życie. Życie owo toczy się wokół jednej rzeczy. I właśnie o niej będzie ta notka.


Rzeczona RZECZ
            I ja i Małż kochamy gry planszowe. Czy też ściślej mówiąc gry “stołowe” (tzw. “tejbltop” games). To nasza dawna miłość, szczycimy się, że graliśmy w gry planszowe jeszcze ZANIM stało się to cool. Jedną z kluczowych decyzji, które musieliśmy podjąć przed przyjazdem do Żółtego kraju było rozstrzygnięcie ile pudeł z “planszówkami” zabrać ze sobą (a ze względu na poweselną obfitość gier w naszej kolekcji naprawdę było z czego wybierać). Stanęło na tym, że na antypody pojadą z nami tylko dwa pudła - oba zawierające planszową “Grę o tron”. Jednak, ponieważ ten blog jest  ostatnio zdominowany przez Grę o tron, nie o niej tym razem będzie. Tak się bowiem złożyło, że w przeddzień wyjazdu dostaliśmy od przyjaciół jeszcze jedną paczuszkę, specjalnie do zabrania do Japonii: karciankę Race for the Galaxy.
            RftG jest grą idealną na wyjazdy we dwoje. Co prawda może w nią grać do czterech osób, ale frajda grania we dwójkę w niczym nie odstaje od frajdy grania w większej grupie. Ponieważ większość innych gier stołowych to pozycje “towarzyskie”, dla większego grona znajomych, do tej pory trudno było nam znaleźć coś odpowiedniego tylko dla nas. Race of the Galaxy, strategiczna karcianka w stylu Puerto Rico pasuje nam pod tym względem idealnie. Rozgrywka trwa kilkanaście minut, dzięki czemu moje ADHD nie wpływa negatywnie na szansę wygranej. Dodatkowo, jako, że rozegranie dwóch identycznych partii jest prawie niemożliwe, długowieczność gry określiłabym jako sporą. Dopiero po trzech miesiącach nieprzerwanego tłuczenia około jednej partii dziennie zaczęliśmy odczuwać pewne znużenie.
           Receptą na to znużenie okazała się japońska firma Role&Roll (Ha! I SEE WHAT YOU DID THERE!), lokalny odpowiednik polskich Wargamerów, Rebeli.pl i innych sklepów, zaopatrujących nerdów w niezbędny, nerdowy ekwipunek. Dzięki R&R odkryliśmy, że Ryżożerni także grają w gry planszowe. Skontaktowaliśmy się zatem z firmą i odkryliśmy, że nie tylko mają na składzie wszystkie trzy ekspansje do RftG ale że mają je w wersji japońskiej. Oh joy!


Specjalnie dla J. i K. od których Race’a dostaliśmy: japońskie karty do ekspansji Gathering Storm. 
             I w ten oto sposób pan kurier z paczką, zawierającą pierwsze z rozszeżeń do Race for the Galaxy, pojawił się u naszych drzwi dwa dni temu. Dziś zaprosiliśmy sąsiadów na degustację nowego nabytku. 
             Niniejszym serdecznie polecamy wszystkim (parom i nie tylko) Race for the Galaxy (w wersji japońskiej i nie tylko)! No i oczywiście jeszcze raz dziękujemy naszego Rejsa darczyńcom!

Poniżej zaś przedstawiam profity z grania w grę planszową z informatykiem:


Pełna excelowa, samolicząca się punktacja naszych rozgrywek od stycznia


... i oczywiście odpowiedni graf, ilustrujący ich tendencje
PS. Życzenia świątczne w następnym poście. Będzie to post szczególny!
Czytam: Linda Sparks The Basics of Corset Building. Niewielka, ale zawierająca zaskakująco wiele informacji książeczka na temat mechaniki gorsetu. Wystarczy żeby zrozumieć dlaczego gorsetu się nie “szyje” lecz “kosntruuje”.
Słucham: The Doors - The End. Nieszczególnie lubię Doorsów, ale ostatnio oglądaliśmy u Australijczyka na wykładzie pierwsze trzy minuty Apocalypse Now. PRZEZ GODZINĘ. And it was AWESOME.
Dokonania: W ramach cerowania niedopuszczalnych luk we własnej edukacji serialowej, wreszcie zaczeliśmy oglądać ze Ślubnym The Wire. 
Fun Fact: Japońscy studenci są NAJBEZCZELNIEJSZYMI WYKŁADOWYMI ŚPIOCHAMI na świecie. Niby jest to powszechnie znany fakt, ale dopiero kiedy zobaczy się jak młodzian w pierwszym rzędzie (żeby jeden!) wygodnie rozkłada się podczas zajęć na biurku i po około minucie już z kącika ust cieknie mu senna ślinka, można w pełni zdać sobie sprawę ze skali (i grozy) zjawiska.
---
*/Apel do Miłych Gości: Kochani, na pewno będziecie w poniedziałek bardzo zmęczeni i śpiący. Dlatego odbierzemy Was z lotniska, zabawimy konwersacją i utulimy do snu. Wieczorem macie już smacznie chrapać, BO JA BĘDĘ OGLĄDAĆ ZALEGŁY NIEDZIELNY ODCINEK GoT I NIE ZNIOSĘ, BY MI KTOŚ PRZESZKADZAŁ!!! 

4 komentarze:

  1. a czy ktoś już grał w to http://pl.battlestar-galactica.bigpoint.com/big/bgo_01_pl/?aid=270&aig=311

    i może powiedzieć czy warto ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja grałem jak tylko się pojawiło, ale miało masę bugów i generalnie wyglądało nudno. Ale coś się mogło zmienić...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyczesane liczę że jak będziecie przybywać do polski w odwiedziny to przywieziecie te zacne gry.
    @Cukier - grałem jakiś czas, jak na przeglądarkową grę całkiem niezłe. Ale nie powalające.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie mogłam uwierzyć, jak pierwszy raz zobaczyłam ludzi śpiących w salce wielkości naszego Kotańskiego (może nawet mniejszej). Ale - o zgrozo - to jest zaraźliwe!! D:

    OdpowiedzUsuń