poniedziałek, 20 lutego 2012

Feministyczna Masa





...czyli nie ma to jak zdrowy rancik na początek tygodnia.


                Dzień dobry.  W weekend skończyłam lekturę Feminism in Modern Japan i naładowałam się po końcówki uszu bojową, pro-waginalną energią. Z tejże właśnie okazji, nie tylko wysłałam wkurzony fanmail do mojego ulubionego Internetowego Celebryty, lecz również postanowiłam uraczyć Was tyradą. Tyrada dotyczyć będzie częściowo ciężkiego życia kobiety-gracza, a częściowo tego, jak czasem (choć rzadko), poza przykrymi niespodziankami, można w owym życiu natrafić także na niespodzianki miłe. Za pretekst niech posłuży zbliżająca się data premiery Mass Effect 3 oraz (wierzcie mi) przełomowy  fakt, iż na okładce kolekcjonerskiej tegoż wydawnictwa znajdzie się zdjęcie głównego bohatera w wersji kobiecej, oraz to, że grę promuje historyczny trailer, w którym, zamiast męskiego protagonisty: niejakiego komandora Sheparda pojawia się.... pani komandor Shepard.

***

         Najsampierw jednak, disclaimer dla tych, ktrórzy nie urodzili się zrośnięci pępowiną ze swoim komputerem/konsolą (a mimo to, jakimś cudem, nadal czytają ten tekst). Wspomniany wyżej Mass Effect to seria gier elektronicznych w tonacji space opery, gatunkowo gdzieś  z pogranicza TPS i cRPG. Te tajemnicze skróty znaczą mniej więcej tyle, iż podczas gry w Mass Effect gracz wciela się w fikcyjną postać, nad której zachowaniem/wyglądem/losami ma pewną kontrolę.  Za pomocą tejże postaci morduje nasz gracz hordy elektronicznych przeciwników oraz podejmuje decyzje dotyczące tego czym/jak mordować, w co się podczas mordowania ubrać oraz jak rozegrać dialog dotyczący galaktycznej przyszłości.  Podobnych gier jest na rynku jak mrówków, lecz to Mass Effect cieszy się zasłużoną renomą jednej z lepszych. Wyróżnia się przyzwoitymi dialogami, w miarę spójną fabułą (chociaż ta ma wzloty i upadki) oraz tym, że przez trzy części gry prowadzimy tego samego awatara (czyli po zakończeniu ME1 możemy postać, którą graliśmy zaimportować, wraz z popełnionymi przez nią decyzjami do ME2 itd.). Nasz bohater, komandor Shepard może równie dobrze być małą Azjatką jak i grubym Murzynem – gra dostosowuje się do naszych wyborów i toczy się tak, jakby to nasza historia była tą jedyną, starając się zręcznie ukryć to, że jest zrobiona dla różnych graczy.
Ponieważ o twarzy, płci i generalnym nastawieniu do życia protagonisty Mass Effect decyduje sam gracz, nie istnieje coś takiego jak kanoniczna wersjia  bohatera. Jako, że na plakatach ktoś jednak musi występować, skończyło się na tym, że  w materiałach promocyjnych główny bohater ME wygląda mniej więcej tak:



 Defaultowy Shepard, wymodelowany na bazie holenderskiego modela Marka Vanderloo nie róźni się specjalnie od 10.000 generycznych  growych marines’ów z niedogolonym zarostem i fryzurą na zapałkę. Nuda? Pewno, że nuda! Jeśli  zdecydujemy się wcielić  w tego typowego grunta, Mass Effect dostarczy nam rozrywki na poziomie kina akcji klasy B – będą statki kosmiczne, wybuchy, galaktyczna konspiracja oraz dramatyczne walki i dzielny chłop, który to wszystko przeżywa (a jeśli ma gadane to nawet coś zarucha na boku).  Przyjemne, chociaż trochę miałkie... Gdy jednak na początku gry klikniemy magiczny guzik, który zawyrokuje, ze chcemy grać postacią kobiecą, nastąpi rzecz (nie bójmy się tego słowa) MISTYCZNA.



Uolaboga! Baba w kosmicznej zbroi!!!

              Tak, tak, w większości gier crpg mamy wpływ na to, czy nasza postać będzie panię czy panem – ale śmiem stwierdzić, że w serii ME pierwszy raz doświadczenie gry postacią kobiecą jest ciekawsze (i ze wszech miar lepsze) niż granie mężczyzną. Chociaż, wg. statystyk tylko  ok. 1/5 graczy decyduje się wypełnić kosmiczną zbroję babskim ciałem, to jest to bardzo wygadana grupa, tworząca mocną internetową subkulturę. Zwłaszcza wśród kobiet-graczy, które w postaci tzw. femShepa (czyli Sheparda z cycem) znalazły idolkę gotową pożreć 3000 Lar Croft czy innych Bayonett.


 

                Na miłość dziewcząt (i nie tylko) do pani Shepard składa się wiele spraw. Po pierwsze, to jak owa pani Shepard wygląda i nosi się. A robi to niczym kizior pierwszej klasy. Jej ekwipunek zakrywa (o rewolucjo!) całe ciało i nie zawiera elementów panzerbikini. Spokojnie można uwierzyć, że tak właśnie wygląda .. hm... „kompetentny kosmiczny marine przyszłości”. Po drugie, pani Shepard ciekawie się porusza – to akurat prozaiczna kwestia lenistwa animacyjnego, ale trudno nie docenić, że dzięki niemu animacja np. chodu pani komandor jest taka sama jak animacja pana komandora! FemShep porusza się męskim, zdecydowanym krokiem, nie kręci zadkiem, a podczas postojów w ruchu ani mysli zakładać kokieteryjnie rączkę na bioderko. Jest ultra-pro żoł.nie.rzem. Strasznie mnie to ekscytuje, bo są to rejony genderowe, w które nawet masowe kino do tej pory raczej nie wkraczało – zamiast kobiet-marines dostawaliśmy albo dmuchane lale w lateksie, wymiatające z karata w strojach z seks-szopu albo babo-chłopy model „GI Jane”, które połowę czasu ekranowego musiały poświęcać na udowadnianie facetom, że są tak twarde jak oni i, że też umieją siurać na stojąco. Dlatego bardzo łatwo kochać panią Shepard, która nikomu nic nie musi udowadniać tylko po prostu jest twarda niczym Jean Reno w spódnicy... Kto wie, może po prostu w przyszłości sajfaj nareszcie udało się osiągnąć równouprawnienie? (czasem trudniej mi w to uwierzyć niż w owe wszytskie napędy ponadświetlne...).
  Innym jeszcze powodem miłości, jaką budzi pani Shepard jest prozaiczna zasługa dubbingu – podkładająca głos pod kobiecego Sheparda Jennifer Hale o kilka długości  wyprzedza dubbingującego Sheparda-chłopa Marka Meera. Ma zdecydowany, charyzmatyczny, niski głos osoby, która nawet Bruce’a Willisa postawi do kąta.
                A propos rozstawiania po kątach – podczas fabuły Mass Effect femShep robi to wspaniale. Wszystkie te przygody, które dla generycznego marinesa wyglądałyby wtórnie, są nagle wykonywane przez samodzielną kobietę. Uratować  podkomendnych zrzucając ich ciosem z bara z linii ognia? Wynieść kogoś na własnych plecach z pola bitwy? Wepchnąć załoganta przemocą do kabiny ratunkowej albo warknąć rozkaz, który natychmiast jest wykonywany? PRZYWALIĆ Z BANI WIELKIEMU OBCEMU? Wszystko to FemShep może zrobić (naturalnie może =/= nie musi. Jeśli gracz woli wcielać się w łagodniejszą wersję pani komandor, ma takie prawo – ale przyznajmy – co to za radość?).


                Podsumowując: seria Mass Effect nie jest wolna od infantylnego seksizmu (jednej z największych plag całej branży), nie jest też najlepszą grą na planecie. Może stanowić zwyczajną, nudnawą rozrywkę, potrafi dawać radochę różnego typu graczom, (w tym trzynastoletnim pryszczatym chłopcom, którzy chcą poprowadzić swoją panią Shepard do romansiku z jakimkolwiek kobiecym członkiem załogi, tylko po to, żeby obejrzeć na ekranie dwie pary wyrenderowanych cycków)... Jednak chociaż daleki od doskonałości, ME dał światu jedno -  oto w grach tzw "komputerowych" pojawiła się nareszcie bohaterka, do której inne postacie, przez TRZY GRY Z RZĘDU odnoszą się z respektem per „komandor”.  A gracz siedzący przed ekranem im wierzy. Piękne to jest i dobre.

***

Aha - jeszcze jedno – nie jestem fanką cosplayowania ale uważam, że wszystko, co daje nastolatkom na konwentach szansę przebrania się za coś innego, niż odziana w obcisłe majciochy superbohaterka zasługuje na buziaka.



Zatem buziak! Anais Roberts jako femShep. Gdybym miała taki kostium chodziłabym w nim codziennie. Zdjęcie stąd.

Czytam: Joseph Anderson - Enter a Samurai: Kawakami Otojiro and Japanese Theatre in the West. Mało nie zemdlałam, kiedy zobaczyłam, że jeden z moich Japońckich idoli przełomu XIX I XX wielu dorobił się OLBRZYMIEJ biografii po angielsku. Jest tak wielka, że będę ją czytać przez najbliższy miesiąc. And I’ll be loving every friggin’ moment.
Słucham: Nic. Ale kupiłam sobie szalenie modny naramienny pokrowiec na ajpoda.
Dokonania: Inverted Crucifix – to nie jest szczególnie trudna figura ale trzeba zwalczyć wszelki instynkt samozachowawczy który wrzeszczy, że NIE NALEŻY PUSZCZAĆ SIĘ RĘKAMI RURY, JEŚLI WISI SIĘ GŁOWA W DÓŁ METR NAD PODŁOGĄ.
Fun Fact: Te pancie, które na obrazkach powyżej reprezentują femShepa to i tak małe miki. Mój Shepard jest wielką, napakowaną czarną babą, która wszystkie powyższe bohaterki zwinęłaby w rulonik i wciągnęła nosem. 'Cause I’m just that rad.

11 komentarzy:

  1. "...(w tym trzynastoletnim pryszczatym chłopcom, którzy chcą poprowadzić swoją panią Shepard do romansiku z jakimkolwiek kobiecym członkiem załogi, tylko po to, żeby obejrzeć na ekranie dwie pary wyrenderowanych cycków)..." - za wiele Cycków i tak nie widać. Sprawdzone. :P

    A zostając jeszcze przy temacie MS3, przetestowałem sobie demo, spodobało mi się i mnie nakręciło.
    Sama gra w demie to nic innego tylko scenki jakie widzieliśmy w filmikach. Ale urzekł mnie multi - mimo swojej prostoty, bo dostępny jest tylko tryb survive (czy jak to się pisze). Bronimy się przed kolejnymi falami i wykonujemy w miedzy czasie zadania. Ale urok plansz i rozgrywki mnie wciągnał i sobie pogrywam.

    Zagrałem też w demo na PC i wniosek jest taki że na blaszku nie da się grac w takie gry. :) Od razu ściągnąłem to sobie na konsole i tam już grało się spoko. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tak opowiadasz, to aż mam ochotę w coś zagrać! :3
    Ciągle chcę zagrać w Wiedźmaka II, ale nadal odpowiedniego sprzętu brak...

    Na temat rury: POTRAFISZ ZROBIĆ COŚ TAKIEGO???? O___________o

    OdpowiedzUsuń
  3. a czy postulatów równouprawnienia i feministycznego wyzwolenia nie spełniają też dziewczyny z serii Resident Evil ? Ubrane w większości w miarę schludnie i kopią zadki zombiaków bez pomocy facetów :) Jedyne zastrzeżenie może budzić fakt, że w każdej kolejnej części rosną im biusty.... :)

    P.S: panna cosplayowiec jest przeeeeeeeeeśliczna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z ostatniej chwili...
    Przegrałem jak zawsze sam ze sobą i zamówiłem sobie preorder ME3. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Chudy: podoba mi sie kapitalizacja slowa 'cycki'... W ME graj sobie do woli na konsoli, ja wole jednak tekstury z wieksza rozdzielczoscia niz 4x4 piksele >:D

    @Lil'Wolff: Kiedy wroce to zapraszam do siebie, Wiedzmor 2 jest takze na mojej krotkiej liscie :) Za rure tyle place, ze zaprawde powinnam juz wokol niej FRUWAC a nie ledwie wisiec do gory lbem :D

    @Zucker: Jam pecetowa dziewczyna i w RE nie gram. Z feministycznego punktu widzenia dosc podobal mi sie ostatni film z serii - Mila Jovovich jest zaskakujaca wiarygodna w roli kiziora :D

    OdpowiedzUsuń
  6. http://gamezilla.komputerswiat.pl/newsy/2012/08/mass-effect-3-ma-dwie-okladki-jednoczesnie

    Nietrudno zgadnąć która strona okładki będzie u mnie. :P
    Zamieszczam też filmik promujący w pełnej wersji.

    http://gamezilla.komputerswiat.pl/filmy/2012/2/mass-effect-3-1

    Nie zdradza szczegółów fabuły.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Chudy: DOSYYYYYC. Od tej pory, jedyne, co mozesz napisac mi o Mass Effect 3 to 'Dobry' 'Niedobry' gdzies po dziewiatym marca. Oglaszam calkowita blokade informacyjna!!! (nawiasem mowiac o okladkach czytalam, lecz przeciez i tak zrobie wlasna :d)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok. zamykam się na temat ME3. dopuki go nie przejdziesz. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurcze może przy drugim przejściu ME3 przyprawię sobie cycki... Po filmikach na YT widać, że rzeczywiście jako renegat jest kapitalna. Byłby to mocny przeskok z total paragona bez cycków na renegata z cyckami :D

    OdpowiedzUsuń
  10. @Chudini: Pamietaj, ze embargo nie dotyczy komnentarza 'dobry'/'nie dobry'! mozliwie szybko oczekuje pierwszych wrazen wyrazonych jednym z tych dwoch epitetow :D

    @Craven: pani renegat(hm..'Rene-cyc?')to szybka i prosta autostrada do wielkiej radosci - nie tylko dzieki swietnemu dubbingowi lecz rowniez za sprawa unikatowych przerywnikow, pozwalajacych wyrzucac ludzi przez okna, strzelac do upierdliwcow oraz dawac kroganom z bani :D polecam!

    OdpowiedzUsuń
  11. DOBRY, DOBRY, DOBRY....
    Jak zacząłem wczoraj kolo 19:30 tak musiałem dziś przerwać o 7 rano żeby się do pracy zebrać.
    Żeński Shepard Ci się spodoba ze swoimi tekstami.

    OdpowiedzUsuń