niedziela, 18 grudnia 2011

Obscena onsena



...czyli o pożytkach z gości

        Dzień dobry. Wczoraj wsadziliśmy znajomych w samolot, więc jest nadzieja, że wraz z nowym tygodniem częstotliwość blogowych zapisków się wzmoży. Tymczasem jednak raport z ostatnich dni. Zdarzyło się multum ekscytujących rzeczy (na czele dotarciem do skrzynki pocztowej z dawna przeze mnie oczekiwanej paczki z grą Dominion..)
          Jak każdy turysta odwiedzający Japonię, K. i J. mieli w planie odwiedziny w Nikkō. Ponieważ chcieliśmy wybrać się z nimi, a ledwie dwa miesiące temu byliśmy już w Nikkō z Mammą, organizując wycieczkę postanowiliśmy postawić na jakiś twist, dzięki któremu nie będzie ona odbębnianiem drugi raz z rzędu tych samych atrakcji z listy UNESCO. Twist, który wybraliśmy okazałsię mało oryginalny i stosunkowo rozpowszechniony – miast jechać i wracać tego samego dnia, zamówiliśmy nocleg w pobliskim hotelu z gorącymi źródłami. Popularność Nikkō wynika bowiem nie tylko z jego wartości turystyczno-krajoznawczej, lecz również z doskonałej bazy noclegowej w niedalekiej miejscowości Kinugawa (鬼怒川), gdzie kilkadziesiąt lat temu powstało prawdziwe zagłębie onsenowe... Na propozycję spędzenia nocy w tradycyjnym japońskim hotelu, z matami tatami na podłodze, przesuwnymi drzwiami w pokojach oraz yukatami zamiast szlafroków, znajomi przystali chętnie, kiedy kilka tygodni temu zaprezentowaliśmy im ją mailowo. Dopiero, gdy dotarli do Tokio i przystąpiliśmy do bardziej szczegółowego omawiania planu, K. spytała nagle: „TO DO TYCH ŹRÓDEŁ WCHODZI SIĘ NA GOLASA?!”
          I w tym tkwi haczyk. Ponieważ jesteśmy w Japonii już dość długo, a wcześniej oboje z Małżem odebraliśmy (w mniejszym lub większym stopniu) wykształcenie okołojaponistyczne, bardzo dużo tutejszych rzeczy przyjmujemy jako oczywiste. Jedną z nich jest istnienie oraz obsługa japońskich onsenów (to jest gorących źródeł) i otaczającej je infrastruktury. Ponieważ jednak, dzięki K., zdaliśmy sobie sprawę, że nie jest to wcale takie codzienne zjawisko, dzisiejszy wpis, na przykładzie naszym własnym, wyjaśni Wam mechanikę działania instytucji, jaką w Żóltym Kraju jest onsen.



          Najsampierw terminologia. Onsen to gorąca woda wypływająca spod ziemii. Przez inkluzję nazwa ta obejmuje także cały kompleks kąpieliskowo-noclegowy, dane żródło otaczający. Mnogość onsenów w Japonii jest, jak łatwo się domyślić, jedną z nielicznych korzyści, płynących z sejsmicznej aktywności Wysp Japońskich. Woda w onsenie nagrzewana jest z założenia naturalną energią geotermalną. Czasem wydostaje się na powierzchnie naturalnie, czasem pompuje się ją, niczym Ojciec Rydzyk, metodami sztucznymi. Różne onseny mają różny skład chemiczny oraz, w związku z tem, różne kolory, zapachy (i prawdopodobnie smaki, gdyby komuś przyszło do głowy z nich pić).
          Grupowa wyprawa z kolegami z pracy/rodziną/partnerami/znajoimymi do onsenu to w Japonii popularny sposób spędzania wolnego czasu, oraz poznawania nowych ludzi, gdzyż, jak wiadomo, nic tak nie łączy jak wspólne siedzenie nago pod chmurką w wodzie o temperaturze zupy.
          By zapewnić obsługę pielgrzymów, przybywających wymoczyć zadki, wokół onsenów od zawsze powstawały instytucje dostarczające pokarmu, noclegu oraz rozrywek. Chociaż kąpiel jest w większości miejsc dostępna za drobną opłątą (i bez wykupu opcji noclegowej), najpopularniejszym rozwiązaniem pozostaje nadal wynajęcie pokoju, dzięki czemu można pluskać się do woli.
          Chociaż onseny oraz ich otoczenie występują we wszystkich kształtach i rodzajach, najmilsza oraz najbardziej wzięta jest nadal opcja „na tradycyjno”. Nowoczesne budynki hotelowe często więc kryją w sobie szereg pokojów w stylu japońskim. Pierwszą czynnością, jaką należy wykonać po przybyciu do takiego miejsca, jest przepoczwarzenie się (za pomocą dostarczonych materiałów) w oldschoolowego Japończyka.



Małż mi się trochę rozmazał z wrażenia

        Później, w zależności od opcji żywieniowej, którą wykupiliśmy, spożywamy przebogatą japońską kolację, lub (tak jak my) sączymy darmową herbatkę i pogryzamy dostarczone przez obsługę sezonowe ciasteczka.
        Następnie, udajemy się na z dawna oczekiwaną kąpiel. Najczęściej oznacza to pobranie z pokoju ręczniczków i podpreptanie na najniższe piętro budynku, gdzie czekają łaźnie. W większości miejsc, kąpieliska podzielone są wg. płci kąpiących się – drzwi za błękitną kotarką prowadzą do części dla mężczyzn, drzwi za czerwoną do części dla kobiet. W przedsionku rozbieramy się do rosołu, zostawiając odzienie (wraz z większym ręcznikiem) w koszyczku, stajemy na zawsze obecnej wadze, oraz odsuwamy drzwi prowadzące do części właściwej. Owa część właściwa może być dowolnie rozległa i składać się z dowolnej liczby basenów – najczęściej pod dachem, ale często także w opcji najmilszej memu sercu, czyli pod gołym niebem (wtedy nazywa się to-to rotenburo [露天風呂]). 
          ZANIM wejdziemy do wody, ściskając w garści mały ręczniczek udajemy się na stanowiska „myjkowe”, gdzie dostarczonymi mydłami oraz szmaponami obmywamy cielsko z trudów podróży oraz wszelkich brudów. Dopiero namydleni, opłukani oraz ze wszech miar czyściutcy, wsuwamy się w ciepłe objęcia onsenu. Mały ręczniczek możemy namoczyć zimną wodą i umieścić na czubku głowy, by mózg się nam nie zagotował.
        Przyjemność siedzienia w onsenie jest zapewne jasna dla każdego, kto lubi saunę (zwłaszcza fińską z obowiązkowym wyskokiem do zimnego jeziora.... pozdrawiam Cię Kielu), lecz żadna doza jej opisywania nie odda sprawiedliwości temu pięknemu zjawisku, dzięki któremu Japończycy, jeden z najbardziej zestresowanych narodów świata zachowują jako-taką równowagę psychiczną. Daję słowo, cała tutejsza gospodarka stoi na tym, że w weekendy i święta jej małe, żółciutkie trybiki mogą rozjechać się na wieś i wymoczyć w ciepłej wodzie!



A oto i nasz onsen: FunamisōPołożony w tzw. „ciemnej dupie”,  w zupełnie zapomnianej przez czas i historię miejscowości Kosagoe.  Wokół stacji, poza sieciowym dinerem Gasuto nie było nic, zatem w mroku musieliśmy sami odnaleźć drogę do hotelu. Gdy już tam dotarliśmy, okazało się, że jesteśmy jedynymi gośćmi, więc piskom zachwytu nie było końca. Klimat jest nieco ejtisowy i podupadły, lecz obsługa przemiłą, ceny przystępne a strona internetowa w języku languidż. Polecamy!
 Zimowe zdjęcie pochodzi stąd - podczas naszej wizyty nie było jeszcze śnieżnie lecz bardzo zależało mi, by pokazać na obrazku obłok pary – niezawodny wyznacznik, iż w pobliżu znajduje się rotenburo.



Aha, późnym wieczorem w telewizornii obejrzeliśmy wspaniały program Urutora Zōnu (Ultra Zone?), , w którym japońskie potwory kaijū (怪獣, to te godzillopodobne stwory, które w filmach fabularnych demolują miasta) uczyły widzów angielskiego.
      
Czytam: Catherynne M. Valente The Orphan’s Tales: In the Night Garden. Cudowna bajka dla dorosłych w duchu Baśni z tysiąca i jednej nocy. Rozraduje każdego miłośnika Campbella (Josepha, a nie zupy). Narracja ultraszkatułkowa, wyobraźnia nadrealistyczna oraz ogólne poczucie, że to 1000-letnia legenda, której do tej pory nie słyszeliśmy. No i nutka promatriarchalno-feministyczna... „Never put your faith in a Prince. When you require a miracle, trust in a Witch.”
Słucham Piję: Puszkowanego drinka z yuzu (japońską kwaśną cytryną) oraz miodem. Limitowany produkt sezonowy browaru Kirin.
Dokonania: Dawno już nie oglądam Glee, lecz gdy zobaczyłam TO, nie mogłam się powstrzymać:


Z okazji Glee festu w lokalnym mallu można było także nabyć cały kostium Sue Sylvester – trademarkowy czerwony dres, czarny gwizdek, megafon oraz (oczywiście) niezawodną blond perukę!

Fun Fact: Kiedy K. I J. fotografowali Wielkiego Buddę w Kamakurze, funkcja Zdjęcie z Uśmiechem ich aparatu wykryła niezawodnie, że posąg się uśmiecha!


         PS. Na koniec, zupełnie bez związku z tematem: nowa atrakcja turystyczna wyspy Daiba:


7 komentarzy:

  1. Ale, że jak to? Długa Noga atrakcją Daiby?

    OdpowiedzUsuń
  2. ONSEN - aż się rozmarzyłem o tym cudzie. Niestety prawdziwą frajdę sprawia to tylko w Japonii, nie da się tej atmosfery odtworzyć w Polsce.
    My jak byliśmy to na każdą wizytę w onsenie przypadały trzy kąpiele. Pierwsza po przyjeździe, druga wieczorem, trzecia raniutko przed śniadaniem.
    Warto też pozwiedzać okoliczne sento, często są różne atrakcje w nich (bicze wodne, basen pod napięciem :) - to te na które ja trafiłem), a pewnie chowa się tego jeszcze sporo.
    Widzę że na Daibie nie da się nudzić ciągle coś się dzieje. A robot z jakiej okazji?

    OdpowiedzUsuń
  3. 1.Słyszałem, że polską wersję gorących żródeł ze wszelkimi atrakcjami ma niebawem otwierać o.Rydzyk w Toruniu (to nie żart dostał zgodę na wybudowanie gigantycznego aquaparku) :) jakby kogoś interesowały wejściówki na oficjalne otwarcie to mogę spróbować coś załatwić (nie wiem tylko jakie będą stroje obowiązkowe) :)

    2.Jeśli chodzi o wersję gorących źródeł dostępną dla ogółu moich znajomych to wystarczy udzieliś mi wspracia budowalnego. Koło mojej działki leży ogromny stalowy zbiornik na deszczówkę - jakby go wtaszczyć do mnie i wymurować pod nim palenisko to mielibyśmy giga podgrzewany basen. Dookoła dałoby się sztuczne bambusy, kamienie, biały żwir i papierowe lamiopny - byłby onsen pierwsza klasa :)

    3. A robot to pewnie ku czi gazylionowej serii Gundama,która pewnie wchodzi na ekrany. Męscy bohaterowi znowu są pewnie tak słodcy, że aż nie warto ich nawet taczką przejechać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, onsen... *__* Myślę, że bylibyśmy o wiele zdrowsi, gdybyśmy mogli korzystać z takich atrakcji.

    A tak w ogóle to donoszę, że kulki łososiowe odniosły spektakularny sukces na wolfftradingowej wigilii i z tego, co wiem, nikt nie pomarł :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Majo! Nie wiem, z jakiego adresu mailowego korzystasz teraz, poza tym uważam, że należy Ci się publiczna pochwała - jestem absolutnie poruszona, wzruszona i ucieszona prezentem! Jest wspaniały! Żałuję jednakowoż braku tłumaczenia, bo bdzury lubię, a Twoje dopiski i rysunki poglądowe obok - tym bardziej :))) Bardzo bardzo bardzo dziękuję, a co do dopisku - ja też się cieszę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Janek: atrakcja bedzie ma walka z Gundamem, gdzyz albowiem poniewaz, jak ustalilismy z Malzem, ON jest tu po to, by ukarac nas za to, ze w mlodosci bylismy fanami Daimosa a nie JEGO.

    @Chudini: czy jestes pewien, ze ten basen pod napieciem to byla atrakcja, czy tylko nieszczesliwy przypadek:D? Giga-Gundam ma chyba uswietnic otwarcie nowego centrum handlowego...

    @Zucker: Oj, nie przeczytales - woda w onsenie musi byc naturalna. Zamiast wejscowek, zalatw lepiej u Ojca R. rure przepompowujaca z (spod?) Torunia :D

    @Lil'Wolff: Ha, ha - ja tez ostatnio sprokurowalam wlasna wersje, tylko, ze w szynce - ryby jak zapewne sie domyslasz mam chwilowo nadmiar :D

    @Katia: DAMN. Paczka miala isc trzy tygodnie, nie trzy dni >_<. Gdybym wiedziala, ze poczta tak sie spisze, cos bym przetlumaczyla - sekcja z listami od fanek (I FANOW!!!) byla cudnej urody!

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja paczka do Danii (komputer. Taki zwykly, duzy.) szła 1 dzień roboczy... Można się zdziwic, n'est-ce pas? Zmuszę Cię jeszcze do tłumaczenia :)

    OdpowiedzUsuń