środa, 21 grudnia 2011

Idą święta…



CLICK IT.  You know you want to…


            Ponieważ ludziom zupełnie się w dupach poprzewracało  i nagle największym mejnstrimem wydaje się sarkanie na Święta, niniejszym (pozostając jak zwykle w opozycji wobec wszystkich i wszystkiego), zamierzam głosić (przed milijonami mych blogowych czytelników), iż osobiście Boże Narodzenie całkiem lubię. Lubię je zwłaszcza w Japonii. Poza niesympatycznym oderwaniem od rodziny i przyjaciół, spędzanie w Żółtym Kraju Wigilii ma bowiem same plusy.
           Konsumpcyjna gorączka nie atakuje tutaj tak intensywnie (a na pewno nie od początku listopada). Mikołajów i kolęd w aranżacjach popowych jest jakby mniej niż w Ojczyźnie. Pogoda przyjazna, niebo niebieściutkie... Koniec roku zwiastuje nie bitwa o produkty objęte promocją w Media Markt lecz wyprzedaż w Kinji, moim ulubionych ciuchlandzie. O rychłym nadejściu Gwiazdki przypomina zastany w skrzynce pocztowej formularz podatkowy z pracy. Wreszcie, zamiast Coca-colowego grubasa w czerwonym kubraku, z doklejoną siwą brodą, tokijski Santa Kloz przybiera postać  np.  odzianych w czerwone bikini und frywolne czapki (z pomponem!) tancerek, przygotowujących się w mej szkole tańca do jakiegoś wielkiego występu (Zaprawdę, jedno ich zdjęcie wstarczyłoby, żeby zrujnować cały dyskurs promujący  z pole dance jako narzędziem feministycznego wyzwolenia...).



                Zamiast karpia pożera się zaś tradycyjną lokalną potrawę Kurisumasu Kēki, czyli świąteczną bombę z bitej śmietany!

           Tuż przed Wigilią (23) przypadają Urodziny Cesarza – dzień wolny od pracy. Dlatego korzystając z okazji zamierzamy jutro wsiąść w nocny autobus do Osaki by dokonać świątecznej wizyty u znajomych. 

Na prezent świąteczny ufundowaliśmy sobie z Małżem Kindle’a (lepiej późno niż wcale). To w zasadzie oszczędność. Mniej papierowych książek = mniejsze koszta paczek do Polski przed powrotem. Tak sobie racjonalizujemy.

Życzenia zdrowia oraz pomyślności objawią się na blogu wraz z pierwszą gwiazdką!


Czytam: Nadal In the Night Garden. Jest tam tak doskonała dekonstrukcja Kopciuszka, z obrożą zamiast bucika, złym czarownikiem zamiast księcia i dobrą macochą, że ojojoj
Słucham: Wstyd się przyznać. Zmieniłam chwilowo instruktorkę tańca i zamiast do Be my lover La Bouche muszę trenować do Rihanny oraz I’m sexy and I know it. Brr 
Dokonania: Każdy ma swoją zaginioną arkę. Moją od zawsze  była rogalikokształtna czapka wojskowa, znana przeze mnie „czapką rosyjskiego soldata” (Chudy, Ty pewnie wiesz jak to się profesjonalnie nazywa). W przeddzień Wigilii, kiedy zdarzają się cuda, udało mi się ją wreszcie znaleźć i kupić. Po raz kolejny potwierdza się stara prawda, że w japońskich ciuchlandach można odgrzebać  WSZYTSKO.



Będzie trzeba z niej oczywiście poodpinać te koszmarne sowieckie przypinki, ale na razie jeszcze sobie je trochę pokontempluję.

Fun Fact: W Japonii nieustająco rozbraja mnie to, że ciągle słyszę: „Wyślę Ci to pocztą. Powinno dojść jutro”. (W opozycji do polskiego „Wolałabym nie wysyłać tego pocztą. Może dojść za miesiąc a może nie dojść wogóle”)


***

Ha! Dla tych, którzy niecnie kontestują Święta i nie są zajęci mordowaniem karpia, lepieniem pierogów ani kręceniem kutii – specjalny, długonogi odautorski komentarz do serialowych nominacji do Złotych Globusów... Rzecz długa i mętna - lektrura powinna wystarczyć do Nowego Roku!


Złote Globy 2011 – Nominacje

Taj, tak, nagrody śmierdzą i są fe, ale przecież każdy ma jakieś, które lubi bardziej od innych i uważa je za bardziej od innych miarodajne. Ja najbardziej lubię Globusy (‘...i BAFTY, nie zapominaj o BAFTACH!!!’ zakrzyknął pan Majus, wielki snob). Może dlatego, iż przyznają je krytytcy, do tego zagraniczni, którzy na hamerykańską rozrywkę spoglądają z zewnątrz i do których mniej  trafiają pewne kalibrowane pod odbiorców z USA tytuły (czytaj: Mad Men). Dodatkowo, kapituła Globusów lubi nowminować świeżynki – wystarczy spojrzeć na zestawienie kandydatów do tutułu najlepszego serialu tego roku – tylko jeden to druga seria.
(BTW:  Złote Globy w kategoriach filmowych uświadomiły mi na jakiej pustyni kinowej żyję. Nie widziałam ANI JEDNEGO  filmu z nominowanych. Dlatego na wszystkie nominacje dotyczące pełnego metrażu spuszcże zasłonę milczenia...)

Do dzieła!

Najlepszy serial dramatyczny:

Nominacje: American Horror Story, Boardwalk Empire, Boss, Game of Thrones, Homeland
Mój kandydat: Hm, napisanie tego łamie mój geekowski kręgosłup, ale naprawdę zależałoby mi na wygranej... Boardwalk Empire. Kocham Game of Thrones naiwną miłością fangirla ale prawda jest taka, że serial ma swoje problemy z przemieleniem rozpiętości książkowego materiału. Z kolei American Horror Story absolutnie mnie urzekło, ale jest programem specyficznym  i najbardziej pasuje mu nagroda dla takowego (szczęśliwie właśnie to trofeum, w kategorii Genre Drama, czyli Serial Niszowy, AHS zgarnął przedwczoraj na Satellite Awards). Homeland nie znoszę, uważam, że jego obecność w zestawieniu oraz na ustach krytyków to efekt masowego kokainowego odurzenia. Boss jest mizoginiczną projekcją, chociaż aktorsko pierwszorzędną. Boardwalk Empire w tym sezonie było niedoścignione, cudowne i wspaniałe – nigdy bym nie powiedziała, że z gansterskich fantazji wyłoni się szekspirowska tragedia. Mniam



Jack Huston - czy nikt już nigdy go nie nominuje do żadnej nagrody, tylko dlatego, że miał nieszczęście zagrać w Zmierzchu?

Gdybym miała obstawić 10$: Postawiłabym na Boss’a. Jak napisałam powyżej: mizoginistyczna projekcja – instant win.


Najlepszy serial komediowy:

Nominacje:  Enlightened, Episodes, Glee, Modern Family, New Girl
Mój kandydat: Episodes. Miło, że ktoś się wreszcie nad nim pochylił
Gdybym miała obstawić 10$: Postawiłabym na Enlightened. Bo to HBO. I stosunkowo mało śmieszne.


Najlepszy miniserial lub film telewizyjny:

Nominacje: Cinema Verite, Downton Abbey, The Hour, Mildred Pierce, Too Big to Fail
Mój kandydat: Downton Abbey
Gdybym miała obstawić 10$: Downton Abbey.


Najlepszy aktor dramatyczny:

Nominanci: Steve Buscemi (Boardwalk Empire), Bryan Cranston (Breaking Bad), Kelsey Grammer (Boss), Jeremy Irons (Borgias), Damian Lewis (Homeland)
Mój kandydat:  Kelsey Grammer. Dla niego nadal oglądam Boss, chociaż jako się rzekło to mizoginistyczna fantazja i tak dalej.
Gdybym miała obstawić10$: Wolałabym nie obstawiać. Aktor dramatyczny to najmocniej obstawiona kategoria. Ale będę się trzymać swojego typu: Kelsey Grammer.



Kelsey Grammer. Z kartoflanym noskiem też można być złoczyńcą!


Najlepsza aktorka dramatyczna:

Nominantki: Claire Danes (Homeland), Mireille Enos (The Killing), Julianna Margulies (The Good Wife), Madeleine Stowe (Revenge), Callie Thorne (Necessary Roughness)
Moja kandydatka:  Mireille Enos. Za skandaliczne uważam, że nikt jeszcze nie nagrodził jej roli, która rozbija około pół miliona szodliwych stereotypów narosłych wokół  ‘pani policjantki’.
Gdybym miała obstawić 10$: Obstawiłabym Claire Danes. Bo w powszechnej świadomości tak właśnie wygląda ‘pani policjantka’ (o, przepraszam... ‘pani agentka’). Obsesyjnie oddana swojej pracy oraz (rzecz jasna słusznej) teorii wobec podejrzanego. Atakująca cycem przełożonego,  wytrzeszczająca zapłakane oczy, trwająca cały czas na granicy psychozy, tylko przez leki trzymana na nogach. FUCK NO.



Mireille Enos... RUDE BABY W SWETRACH: TAK



Claire Danes... BLONDYNKI W GARSONKACH: NIE


Najlepszy aktor komediowy:

Nominanci: Alec Baldwin (30 rock), David Duchovny (Californication), Johnny Galecki (The Big Bang Theory), Thomas Jane (Hung), Matt LeBlanc (Episodes)
Mój kandydat: Matt LeBlanc – tak ograć samego siebie! W ogóle wejść w taki serial! Bravo!
Gdybym miała obstawić 10$: Obstawiłabym Matta LeBlanca. Potrafię być  optymistką.


Najlepsza aktorka komediowa:

Nominantki: Laura Dern (Enlightened), Zooey Deschanel (The New Girl), Tina Fey (30 rock), Laura Linney (The Big C), Amy Poehler (Parks and Recreation)
Moja kandydatka:  Laura Linney. Nadal, nieustająco, od początku The Big C. Nie gra w kółko tego samego a to tuże osiągnięcie.
Gdybym miała obstawić 10$: Obstawiłabym Laurę Dern. Bardzo przyzwoita rola i coś, czego w telewizji jeszcze nie było.


Najlepsza rola męska w miniserialu / filmie telewizyjnym

Nominanci: Hugh Bonneville (Downton Abbey), Idris Elba (Luther), William Hurt (Too Big to Fail), Bill Nighy (Page Eight), Dominic West (The Hour)
Mój kandydat: Pragnę powiedzieć, że ta kategoria sprawia mi wiele radości. Mnóstwo tu aktorów, których od dawna potajemnie miłuję i cieszę się, że wypływają na szersze wody.  Dwa nazwiska z obsady The Wire szczególnie mię cieszą. Plus me piękne, gorące uczucie wobec Billa Nighy rozciąga się nawet na jego rolę w Piratach z Karaibów. Gdyby jednak przyszło wybierać, z piskiem rozkoszy powitałabym wygraną Idrisa Elby. Co prawda obejrzałam dopiero jeden odcinek Luthera, ale w końcu cieszę się zasłużoną (nie)sławą osoby, która szeroko wypowiada się o książkach których nie czytała oraz filmach, których nie widziała. Idris zasługuję na tę nagrodę i jeszcze z pięć innych.
Gdybym miała obstawić 10$: Obstawiłabym Idrisa Elbę. Bo zasługuję na ten pisk roskoszy.



Idris Elba. Kwiiik.


Najlepsza rola kobieca w miniserialu/ filmie telewizyjnym

Nominantki:  Romola Garai (The Hour),  Diane Lane (Cinema Verite), Elizabeth McGovern (Downton Abbey), Emily Watson (Appropriate Adult), Kate Winslet (Mildred Pierce).
Moja kandydatka: Kate Winslet. Całe Mildred Pierce miało być machiną do wygenerowania jej tej nagrody, więc niech ma.
Gdybym miała obstawić 10$: Obstawiłabym Kate Winslet, chociaż z pewnym wahaniem. W końcu dwa lata temu wygrała Globusy za rolę główną  i drugoplanową (OBA. W JEDNYM ROKU). Może nie przyznają jej  kolejnej statuetki, chociażby ze strachu, że zawali jej się półka w domu.


Najlepsza męska rola drugoplanowa:

Nominanci: Peter Dinklage (Game of Thrones), Paul Giamatti (Too Big to Fail), Guy Pearce (Mildred Pierce), Tim Robbins (Cinema Verite), Eric Stonestreet (Modern Family)
Mój kandydat:  Peter Dinklage. Wcale nie moja ulubiona rola z Game of Thrones, ale skoro nie ma innych nominacji...
Gdybym miała obstawić 10$: Obstawiłabym Petera Dinklage. Nigdy nie lekceważ karła.


Najlepsza kobieca rola drugoplanowa:

Nominantki:  Jessica Lange (American Horror Story), Kelly MacDonald (Boardwalk Empire), Maggie Smith (Downton Abbey), Sofia Vergara (Modern Family), Evan Rachel Wood (Mildred Pierce).
Moja kandydatka: Ta kategoria także jest nader sympatycznie obsadzona. Lubię wszystkie panie (za wyjątkiem Evan Rachel Wood, czego potrafię tego racjonalnie wyjaśnić). Stanowczo kibicuję jednak Jessice Lange bo w AHS stworzyła nieprawdopodobną kreację – równocześnie odrażającą i  budzącą zwspółczucie.
Gdybym miała obstawić 10$: Obstawiłabym Jessicę Lange. Nie wyobrażam sobie żeby nie wygrała. A Maggie Smith, jakkolwiek cudowna, powinna być wykluczona z wszelkich konkursów aktorskich.  Podobnie jak Meryl Streep. Wszyscy już wiemy, że jest wspaniała.



Jessica Lange jako Constance Langdon. Bez dwóch zdań najlepsza rola serialowa w tym roku.

7 komentarzy:

  1. Nie skomentuję seriali, bo w większości ich nie znam (podobnie jak aktorów). Napiszę za to, że ja raczej nigdy nie sarkałam na święta, ale już w tym roku wyjątkowo się na nie cieszę :) Po raz pierwszy będę musiała się WYBRAĆ do domu rodzinnego na święta (pomijając mój przyjazd na święta z Japonii, bo wtedy byłam na całe dwa tygodnie). Więc łażę sobie, nucąc to http://www.youtube.com/watch?v=1pk-SLQPYJ0
    :D

    Aha, i dzisiaj piekę pierniczki, jutro ciacham sałatkę, a pojutrze znów robię te kulki (mojej mamie bardzo smakowały...). Ale już od jutra G. też będzie u nas, więc będzie weselej :)

    Ściskam Was świątecznie!
    PS. Doszło? :o

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o olewanie świąt, to akurat w mojej rodzinie jest to kultywowana od lat tradycja, która pozwala nam oszczędzać nerwy i duże sumy pieniędzy :) Szczytem wczuwania się w ducha świąt jest zjedzenie paru kupnych produktów. Choinki też od lat nie ma i nikt nie płacze. Tłumy ludzi biegają po sklepach z żądzą mordu w oczach, rozpaczliwie szukając prezentów a u nas panie cisza, spokój, nic się nie dzieje. Wszystkim osobom, które mają stresującą pracę a w domu chcą mieć spokój polecam takie rozwiązanie.

    P.S: To japońskie ciasto to biszkopt z bitą śmietaną i sernikiem, czy tylko sama bita śmietana ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta czapa to "pierożek" czyli furażerka - u nas nosi ja chyba tylko lotnictwo i kobiety w wojsku, czasem jakieś drużyny harcerskie. Z tego co pamiętam mamy wzór amerykański, ale tu głowy nie dam.
    Nie powiem ci też co znaczy niebieski "otok" na pierożku.
    Odznaczenia bym zostawił, może trochę poprzemieszczał i zmienił, ale to już wedle gustów.

    Ja uważam że prąd w sento to atrakcja i tej wersji się trzymam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najpierw Wesolych Swiat!

    A teraz wazniejsze sprawy - kupno Kindle'a to bardzo dobry wybor :) Swoim ciesze sie jak dziecko juz drugi miesiac :P A jaki model wybraliscie?

    A "I'm sexy and I know it" fajne jest - choc pewnie tutaj na rurze faceci powinni tanczyc... brrrr... teraz przez pol dnia nie bede mogl wyrzucic z glowy tego obrazu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. JW czapa którą Pani zakupiła jest najprawdopodobniej kopią czapki oficera KGB (niebeski pasek i taki powiedzmy brązowawy kolor)czyli nie jest czapą sołdata - jeśli JW zależy na sołdackiej czapie to powinna ona mieć inny kolor paska (np. czerwony) albo być innego koloru (bardziej szarawa). Chociaż komputery lubią przekłamywać kolory więc możliwe, że to jednak czapka żołnierza. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Lil' Wolff: Jeszcze nie doszło ale czekamy cierpliwie, skoro wiemy, że idzie :D Specjalne pozdrowienia dla Imć Królika, który po raz kolejny udowodnił, że ma wrafinowany gust oraz smak :)

    @Chudini: Wiedziałam, że mię nie zawiedziesz :) część odznaczeń jednak zdejmę - nie wiem, czy dam rade nosić na czole AŻ TYLE główek Lenina :D

    @Tarkis: Wybraliśmy jedyny model, który dostarczają do Japonii - z sześciocalowym ekranem bez klawiatury i bez 3g. Ja sie zapieram, że to ma być dla mię substytut papierowej książki i, że wszystkie dodatkowe funkcje, typu 3g czy przegldarka, to tylko zawracanie dupy... plus centuś jestem, wiadomo, że z Krakowa :D WESOŁYCH ŚWIĄT!

    @Zucker: Czapa jest zielona nie brązowa, wewnąrz ma jakieś pieczątki oddziałowe i chyba jest oryginalna. Ale skąd to-to przybyło do Japonii nie mam pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do oryginalności czapki, występowały one w tylu kolorach i odcieniach że ciężko się połapać, ważne że jest fajna :P
    Do tego ruskie często prali swoje mundury w benzynie. Wrzucasz mundur do szczelnego pojemnika (skrzynia po amunicji) dolewasz benzyny, wykonujesz parę obrotów pojemnikiem. Potem mundur wyjąć, benzyna szybko odparuje i mamy suchy czysty mundur. Jedyny minus specyficzny zapach.

    OdpowiedzUsuń