poniedziałek, 5 grudnia 2011

I’m not a dwarf. I’m a girl!*



Ponieważ w niedzielę przylecieli nasi znajomi z Polski, dzień wcześniej świętowaliśmy ostatni wieczór tzw. ‘wolnej chaty’. Z tej okazji przemieniłam się w swe alter-ego z czasów późnego liceum: pana Majusa, drobnego żulka z Mistrzejowic.

Dzisiaj na Długiej Nodze coś, co zdarza się równie często jak całkowite zaćmienie słońca: PRZEPIS KULINARNY. Jak wiadomo, ja sama nie gotuję nic, poza wodą na herbatę, ta wspaniałą receptura nie jest zatem dziełem moim, lecz obcym. Na wspaniałe kuleczki serowo-śliwkowo-rybne (zwane także: COŚ JAK RAFAELLO TYLKO Z MIĘSA) natrafiliśmy na przyjęciu, na które zaprosił nas Pomocny Amerykanin, mój dawny znajomy, tydzień temu niespodziewanie wyłonion z otchłani czasu. 



Gotowy produkt wygląda tak, jak te okrąglaczki na obrazku i zaprowadzi Was do kulinarnej nirwany.


MIĘSNE PRALINY:


Składniki:

- serek, zwany serkiem Philadelphia
- suszone śliwki (koniecznie drylowane, lecz czy są w ogóle jakieś inne?)
- orzechy włoskie (w ilości proporcjonalnej do ilości śliwek)
- wędzony łosoś lub szynka parmeńska
- opcjonalnie: glony nori

Obróbka:
1.  Nadziać śliwki orzechami (najlepiej wykorzystać dziury po drylowaniu)
 2. Na kawałku przezroczystej folii rozciapciać ok. 2 łyżki stołowe serka P.
 3. Na plaskaczu z serka ułożyć śliwkę
4.   Zwijając folię, stworzyć kulkę w której środku będzie śliwka, zaś na zewnątrz serek. Pozbyć się folii. FOLII NIE ZJADAMY
 5. Na kolejnym kawałku folii rozłożyć płat łososia/szynki p.
 6. Na szynce położyć kulkę z serka, z zamkniętą wewnątrz śliwką.
7. Powtórzyć operację zawijania tworząc NAD-KULĘ – zawierającą po kolei, od zewnątrz, warstwy: łososia/szynki, serka P., śliwki i orzecha. Pamiętać żeby po skończonej procediurze zdjąć folię.
8.       8 (dla ambitnych) Przyozdobić skorupę kulki wycinankami z glonów nori, np. tworząc haloweenowe dynie, napisy, obrazki lub whatnot

Gwarantuję, że na dowolnym przyjęciu powalicie tym wszystkich na kolana. Jest to danie jednocześnie słone, słodkie, miękkie i twarde.  Yum!

---

*/ jeśli rozpoznajecie ten tytuł, wiecie już, co oglądamy z okazji świąt na zajęciach profesora Wilsona. ¾ studentów w grupie nigdy nie widziało tego filmu, ani nie czytało książki na której podstawie powstał. Czasem przez natłok ajfonów, laptopów i ubrań z Zary w sali wykładowej, łatwo zapomnieć, że nawet globalna wioska nie wszędzie jeszcze rozpościera swe macki.

Czytam: Schoolgirl Osamu Dazaia. Naprawdę powinnam to czytać w oryginale, ale ponieważ siedzę nad książkami do doktoratu i na widok znaków dostaję spazmów, zdecydowałam się na wersję angielską.
Słucham: Mika Blame it on the Girls.  Toż to ultimate piosenka do wspaniałego programu tańca na rurze!
Dokonania: -
Fun Fact: Moje świeże zainteresowanie biegami, siłownią i pole dance skutkuje tym, iż zmuszona jestem mocno zaktualizować swoją garderobę (czytaj: wprowadzić do niej rzeczy choć szczątkowo wygodne). Jestem zatem w nieustającym poszukiwaniu np. bawełnianych tank topów z fajnymi nadrukami. Ostatnio znalazłąm ten, miło przemawiający do mojej miłości wobec Sherlocka BBC.



Już prawie kliknęam w internet, by złożyć zamówienie, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że ten napis może być przez postronnego obserwatora odczytany nie jako godne pochwał wspieranie Sherlocka i Jamesa lecz... próba shippowania House’a z Willsonem O_O THE HORROR
(jeśli zrozumieliście coś z powyższego akapitu, prawdopodobnie jesteście kobietą w wieku 15-30 lat i spędzacie zbyt wiele czasu na tumblerze)


PS. Ze specjalną dedykacją dla Wiernego komcionauty Zuckera:


Wraz z targami moto zawitały na naszą wyspę różne cuda...

7 komentarzy:

  1. NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK ZBYT WIELE CZASU NA TUMBLERZE, MAJA! (Tak, wciąż tu lurkam.) A wiesz ile istnieje krosfykszynów w wersji House/Sherlock? My eyes!

    PS. Widziałam w niedzielę twojego klona, ktorego ktoś rozciągnął w pionie o jakieś 20%. Kobieta wyglądała jak topór tnący powietrze i chyba ścięgna w moich kolanach też. Umm. Carry on.

    OdpowiedzUsuń
  2. W wolnym czasie przetestuje przepis, na razie zajadam się jakąś kukurydzianą papką przywiezioną z Japonii. Szybko się robi - wystarczy wsypać proszek z torebki i zalać wodą. Smak słodki prawie jak zmiksowana gotowana kukurydza z wodą. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, Majusie, dzięki za przepis! Być może użyję wersji łososiowej, by przygotować swoje danie na wigilię firmową :3 Pasuje mi coś, przy czym nie muszę polegać na moim grzybowskim, niepewnym piekarniku...

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaaaaaaaaaaaa ja chcę ten samochód ja chcę ten samochód : ) :) :) lecę robić prawo jazdy :)

    P.S: a przepis wydaje się zacny - wypróbuję przy najbliższej okazji :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za to, że prowadzisz tego bloga. Znalazłam go przypadkiem, gdy szukałam informacji o teatrze rakugo. Od tego czasu zaglądam do Ciebie codziennie :) Jestem pasjonatką Kraju Kwitnącej Wiśni, więc Twój blog jest dla mnie wielkim skarbem. Jeszcze nigdy nie dowiedziałam się tak wielu rzeczy o Japonii w tak krótkim czasie. Bardzo Ci za to dziękuję!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. @katja: Tak podejrzewalam, ze dasz sie wytrollowac na przynete okolo-sherlockowa:D Nad sylwetka topora popracuje (...niech no tylko znajde odpowiednie imadlo i sie w nie wcisne). Pomyslec, ze zaledwie 20% wiecej wzwyz (i mniej wszerz) dawaloby mi mega-branie :D Also: Leave 'dem fics alone. Dey be bad for you.

    @Chudnini: wiem, o czym piszesz. nie osmielilam sie jeszcze tego tknac - tutaj kukurydziana packe mozna dostac nawet w kartonie na plynno-cieplo ><

    @Wolff: haha! moj zatruty przepis polozy trupem wszystkich pracownikow Wolff Trading :D

    @Zucker: Nie wiem, nie wiem Zuckrze... Ty i ja na drodze w jednym miescie... to mogloby byc zbyt wiele dla stolecznej policji.

    @...: YOU'RE SO FLUFFY I'M GONNA DIE!!!
    A na serio: barzo mi milo, ciesze sie i zycze wielu milych zdarzen w zyciu :)!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak działać, to z rozmachem! :D

    OdpowiedzUsuń