czwartek, 29 grudnia 2011

Notatnik znaleziony w barłogu



.. rozważałam też „Rękopis znaleziony w cieście”....
Anyhows, niezależnie od tytułu, garść wspomnień ze świątecznej wyprawy do Osaki.


                Do Kansai (czyli regionu Japonii, gdzie ludzie jeżdżą po złej stronie schodów oraz całą dobę witają się porannym pozdrowieniem „Ohayō gozaimasu”) powiózł nas nocny autobus, o jakże zachęcającej nazwie Eco Dream Bus. Niestety, biorąc pod uwagę, jak wyglądała nasza, rozpoczęta o 23.40 na dworcu Tokio, podróż, bardziej adekwatną nazwą byłoby ECO NIGHTMARE. Chociaż przezornie nie wybraliśmy najtańszej opcji przejazdowej (zamiast 3500 jenów, płacąc za podróż 5000), droga do Osaki okazała się traumatyczna. Jechaliśmy na piętrze autobusu, z okna ciągnęło zimnem próżni kosmicznej, pan za nami się dusił, pani obok nas kaszlała z częstotliwością 1k/m (jeden kaszl na minutę – co, w przypadku podróży trwającej osiem godzin, sumuje się do MONSTRUALNEJ LICZBY KASZLNIĘĆ). Miejsce na nogi nie istniało, autobus był chyba pomyślany dla joginów... Krótko rzekłszy, starość nie radość. Pewnie kiedyś takie warunki w ogóle by nas nie poruszyły, ale w końcu połowa z nas (Małż) nie jest już studentami.  



Tak wyglądał Miś o poranku, gdy dotarliśmy na dworzec Osaka... In all seriousness, ‘Nightmare bus’ doesn’t even begin to describe it.




Wigilię spędziliśmy w Kobe, u fellow doktoranta J. oraz  jego Żony. I.. Nakarmili nas, napoili, zabawili oraz przenocowali na malowniczym barłogu, który widzicie na zdjęciu., Barłóg składał się z: warstwy kartonów z amazona (od ziemii pieruńsko ciągnęło), maty termoizolacyjnej, podkładu pod prześcieradło, koca, wielkiej ilości koszulek J. oraz swetrów I., nas, kołderki sąsiada (któremu jesteśmy dozgonnie wdzięczni) oraz dwóch płaszczy...
 Poczułam się jak podczas zamierzchłych nocnych sesji Kultu na Żwirkach, kiedy to odgrywałam rolę niejakiej Kulawej Tatiany, rosyjskiej eksporucznik i, w ramach wczuwania się w rolę, spałam w nocy okryta jedynie-li swoim korzuchem.


Na kolację świąteczną w sam dzień Bożego Narodzenia, wprosiliśmy się do A., mej koleżanki z japonistycznej ławki, obecnie zamieszkałej w Osace, przy dworcu Fukushima (tak, tak). Za A. szalejemy z Małżem pasjami – nie tylko dlatego, że jest nadwiślańską emanacją Nigelli Lawson (I kid you not, they both have awesome recepies and even more awesome hair!).  Najedliśmy się, napiliśmy (again) i obejrzeliśmy Hikari no renesansu, osaczańską iluminację świąteczną (a przynajmniej jedną z nich). Było zimno i mucho tłoczno.

 

Iluminacja zaskoczyła nas swą psychodelicznością.




Do Tokio wróciliśmy shinkansenem (nasz prezent świąteczny dla samych siebie), w (bezskutecznej) próbie zatuszowania wrażeń z nocnego autobusu. Odjazd naszego pociągu opóźnił się o 45 minut, co niechybnie zwiastuje, że nadchodzi koniec czasów – to już drugie duże opóźnienie kolejowe w Japonii, w które wpadliśmy w ciągu ostatnich 30 dni. 

***

Na pożegnanie dostaliśmy od A. butelkę żołądkowej gorzkiej. Teraz stoi przed nami wyzwanie jak, wobec panjapońskiego deficytu napoju Sprite, przyrządzić z niej Sezon na Ogórki.
....I oby tylko takie kłopoty spotykały nas oraz Was, drodzy Czytelnicy, w nowym roku!


Czytam: Catherynne Valente Orphan’s Tales: In the Cities of Coin and Spice. Drugiej części dyptyku Valente doświadczam już na ekranie swojego Kindle’a i nie jest to proces bezbolesny. Po wyjęciu z pudełka, drań odmówił współpracy z domową siecią bezprzewodową, następnie zawiesił się, a po przymusowym wyłączeniu nie potrafiłam go włączyć bez pomocy wujcia gugla. Przewiduję, iż nasz związek może okazać się trudny.
Słucham: Diorama – Jericho Beach. Ach, Diorama... Nie pojmuję jak ta piosenka mogła nie znaleźć się na oficjalnym wydaniu Cubed. Dis. Song. Is. Pure. Genious.
Dokonania: Mogę własną osobą świadczyć o skuteczności programu C25k. Grubcio po dziewięciu tygodniach biega pięć kilometrów! Tera chyba pora przerzucić się na trening interwałowy... Żeby jednak nie było za wesoło: dzisiaj na rurze próbowałąm wykonać pierwszą figurę do góry nogami i odniosłam połowiczny sukces – w sensie, nie byłam w stanie odwrócić się łbem w dół, ale przynajmniej nie złamałam karku. Why won’t my chubby arms WORK!?!?
Fun Fact: Osaczańskie metro jest trochę depresyjne. Po pierwsze, automaty żądają wrzucenia pieniędzy, ZANIM zacznie się wybierać bilet. Po drugie, osobne wagony dla kobiet są dostępne całą dobę, a nie tylko w określonych godzinach (wysoka koncentracja zboczeńców?). Wreszcie, na każdym peronie jest gęsto od „schowków” dla ludzi, którzy niechcący spadną pod pociąg. (W sensie, „schowek” to taka wnęka w ścianie, gdzie można się ukryć przed nadjeżdżającym pociągiem, kiedy już niechcący runeliśmy na tory...)

5 komentarzy:

  1. Więc macie zimę, zazdroszczę.
    W Polsce nadal można chodzić w krótkim rękawku z narzuconym polarem. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli JW jaki jest optymalny środek podróży po Japonii ? :) (jeśli w ogóle taki istnieje) Autobusy za małe na białe małpy, międzynarodowe prawa jazdy nie działają, a shinkanseny rozumiem drogie jak diabli - nie ma tam odpowiednika naszych pociągów pośpiesznych albo TLK ? Znaczy się trochę wolniej i bardziej smrodliwie ale z grubsza na czas ?

    P.S potwierdzam brak zimy :) mój uber pro zimowy mundur wisi se w szafie jako dekoracja stała. Jak raz na bieganie założyłem zimowe gatki i bluzę to w okolicy 8 km byłem przegrzany jak elektrownia w Fukushimie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, są różne nocne połączenia w Japonii, niektóre słabe a niektóre nawet całkiem wygodne - tylko trochę droższe (ale wciąż o niebo tańsze od shinkansena). Są takie z rozkładanymi siedzeniami całkiem do leżanki, kocykiem i opaską na oczy, żeby ci nie świeciło (zatyczek do uszu nie pamiętam, ale pewnie w razie czego samodzielnie można zakupić w każdym kombini :P). Głównym mankamentem jednakowoż jest czas - 8 godzin w podróży lub coś koło tego... No i pewnie rezerwację trzeba zrobić odpowiednio wcześnie, żeby były miejsca na wypasiony autobus.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Chudini: Przecież Ty ZAWSZE chodzisz w krótkim rękawku.
    @Zucker: My z Miśkiem najbardziej narzekamy właśnie na brak tańszej, dalekobieżnej kolei. Jeśli chce się jechać z Tokio do Osaki nie ekspresem (a więc nie przepłacając za miejscówki w nim) trzeba się przesiadać około setki razy.
    @Momo: Bez urazy ale przy Twoich wymiarach to nawet te mini-kubikle w naszym Nightmare Busie uchodziłyby pewnie za leżanki :D Chociaz faktycznie, pewnie gdybysmy bilety kupowali wczesniej niz z dziennym wyprzedzeniem mozna byloby znalezc jakas bardziej optymalna opcje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. 45 minut spóźnienia shinkansenu?? Aaaa, świat się kończyyy!! D:
    Mnie tam się w Osace podobało bardziej niż w Tokio (gdzie jeżdżą schodami po złej stronie :P), ale tak czy inaczej wolę mniejsze miasta, więc nie będę się wykłócać ;)
    明けおめ~☆!

    OdpowiedzUsuń