czwartek, 1 marca 2012

Zaczyna się

 

...czyli: Pamiętaj, 90% wypadków ma miejsce w domu!


Panie i Panowie: pierwszy marca! (był wczoraj lecz, na potrzeby tej notki, uznajmy, że trwa do dziś) Do powrotu na pachnące łąki i w brzozowe zagajniki Ojczyzny został nam niecały miesiąc. W związku z tem, tradycyjnie, rozpoczyna się sezon katastrof, plag oraz nieszczęść, które przez ostatnie kilka miesięcy zbierały siły do ostatecznego ataku, mającego na celu doprowadzenie mnie w ramiona wykwalifikowanego personelu 
Na dobry początek, Małż, podczas szczytnej, nocnej wyprawy do lodówki, grzmotnął nogą w stolik. Ukochany jest kanciasty i podobne wypadki zdarzają mu się często, jednakowoż tym razem wydał z siebie tak nieziemski ryk, że zaniepokoił nie tyko mnie ale również sąsiadów. Na domiar złego, na goleniu pojawiła mu się błyskawicznie giga-gula, wyglądająca, jako żywo jak złamana kość. Ponieważ było koło trzeciej rano, uznalismy, że z wezwaniem karetki poczekamy do poranka, w międzyczasie okładając Miśka worami z lodem.... Rano okazało się, że lód zrobiony był najwyraźniej z wody święconej, albowiem gula znikła, zaś Małżonek stanął na nogach tylko troszeczkę się krzywiąc. Cud jak nic.
Z innych wieści: wczoraj złożyłam ostatni podpis na liście stypendialnej oraz ostatni raz  odwiedziłam centrum edukacji językowej (gdzie przez ostatnie osiemnaście miesięcy panie T. i N. próbowały bezskutecznie nauczyć mnie jak poprawnie akcentować partykuły). Pozostaje mi jeszcze telefon do biura podróży i odebranie biletów (albowiem Japonia jest krajem, gdzie papier jest święty a elektroniczny bilet najwyraźniej nie ma mocy sprawczej) plus odnalezienie dla siebie i Małża lokum na ostatnie cztery dni w Żółtym Kraju, ponieważ akademik musimy opuścić już 26-go...
Zamiast jednak stresować się i nerwić, zgodnie z planem ogłoszonym kilka wpisów temu, biorę się do budowy edwardiańskiego underbusta!



Muszę przyznać, że moje dwa nabyte w ciągu ostatniego roku hobby, znakomicie śłużą zdrowiu psychofizycznemu. Dzięki krojeniu gorsetów można uzyskać stan ukojenia bliski nirwanie, zaś pole dance dobrze pozwala radzić sobie z agresją (na przykład w stosunku do machiny urzędniczej).


Czytam: Nadal to samo co ostatnio. I przed-ostatnio.
Słucham: Fantastycznego serialu radiowego BBC Cabin Pressure o pracownikach kuriozalnej linii lotniczej MJN (My Jet Now), składającej się z jednego samolotu i jego nie do końca wykwalifikowanej załogi, wykonującej loty czarterowe w różne dziwne miejsca. Rzecz jest fantastyczna i budzi we mnie żal, że słuchowiska radiowe są gatunkiem na wymarciu.
Dokonania: Rok temu pisałam o tym, jak miłym doświadczeniem był dla mnie udział w todajowym sympozjum interdyscyplinarnym. Cóż, w tym roku zasiadam w komitecie organizacyjnym i prowadzę poranną sesję! Co oznacza także, że jutro musze wstać o nieznanej studentom porze w okolicach szóstej rano.
Fun Fact: . Z dobrych wieści: jak wykoncypował fellow-doktorant J., który także wraca do Polski Finnairem, dzięki taryfie Economy Y, którą zafundowało nam ministerstwo, mamy prawo  dopłaciwszy tylko 100 euro zabrać na pokład samolotu... DO 92 KILO BAGAŻU. Tak więc - hurra - moje buty nie będą skazane na trzymiesięczną podróż statkiem!!!

4 komentarze:

  1. 92 kilo?!?!?! OxO
    Dobry Boże, to dopiero jest cud! Inne pytanie, jak Wy to dotachacie.
    Ale i tak będziesz pewnie posyłać inne rzeczy statkiem, co?
    Serdeczne pozdrowienia dla Zbolałego Małżonka.

    OdpowiedzUsuń
  2. 92 kg ? no proszę jakby zabrać ze sobą ciepłe ciuchy i butlę tlenową to można by pokusić się o wysłanie samego siebie bagażem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro dwie nowe pasje poznane na emigracji są ci bliski trzeba będzie je kontynuować w Polsce.
    Z szyciem gorsetów nie powinno być problemów, co do ćwiczeń na rurze to nie mam pojęcia jak polski rynek się przedstawia.
    Małżowi współczuje bliskich kontaktów ze stolikiem. Ale te podstępne meble zawsze napadają na człowieka znienacka.
    Przy 92kg potwierdzam swoja gotowość do użyczenia swojego BWP i siebie do transportu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Lil' Wolff: Wyzwanie Actimela jest takie, zeby w te 92 kilo (+23 kilo Miskowego limitu plus dwie kabinowki po 8) zmiescic sie bez koniecznosci wysylania paczek... dzieki Bogu za uslugi wysylania bagazu na lotnisko :D

    @Zucker: :D

    @Chudini: to gdybys mogl nie planowac zadnych libacji na 31-go, ok? Moze sie okazac, ze bedziesz ma jedyna nadzieja transportowa (Misiek dolatuje duzo wczesniej i pewnie nie bedzie chcial czekac na lotnisku)... Rury w Polsce juz jakies zlokalizowalam - troche sie ich boje lecz zacisne zad i rusze je obadac (przynajmniej ceny kursow przystepniejsze niz w Nipponie :D)

    OdpowiedzUsuń