niedziela, 11 marca 2012

Odyseja pani P.


... czyli o upadku prasy papierowej


Dzień dobry. Ach, jakże ten czas szybko płynie! Trudno uwierzyć, że dziś mija okrągły rok od marcowego trzęsienia, tsunami oraz kryzysu wokół eletrowni w Fukushimie. Jeśli macie chwilę, wspomnijcie osoby, które wtedy zginęły i poświęćcie chwilę na zadumę. Za to absolutnie nie poświęcajcie czasu na: a/ przekonywanie polskiego rządu by nie budował elektrowni atomowej BO PO DOŚWIADCZENIACH JAPONII TO SZALENIE NIEBEZPIECZNE I WSZYSCY UMRZEMY W RADIOAKTYWNYM GRZYBIE, ani na b/ jakiekolwiek próby porównywania japońskiej katastrofy z polskimi katastrofami lotniczymi/kolejowymi/samochodowymi.... Przypadek ‘b’ wyjaśnię i rozwinę na przykładzie pani Paulinki, dzielnej dziennikarki, która napatoczyła się na mnie w tym tygodniu, (nieświadoma, iż prowadzę szalenie popularnego, jadowitego bloga...)

Od początku jednak - Pani Paulinka uraczyła mię telefonem (mój numer otrzymała prawdopodobnie od M., lecz nie winię jej – to niewinna istota niezdolna do zła) na początku tygodnia, w godzinach późnowieczornych. Telefon z polskiego numeru zawsze mnie zaskakuje, po cichu liczę, że to premier dzwoni zaoferować mi wreszcie pracę w dyplomacji (albo wywiadzie).  Niestety, jako się rzekło, miast Donalda, ze słuchawki przemówiła do mnie pani Paulinka. Owa pani Paulinka nawiązywała kontakt w imieniu telewizji i chciała bym wypowiedziała się na antenie na temat zeszłorocznego tsunami... W KONTEKŚCIE KATASTROFY KOLEJOWEJ NA LINII KRAKÓW-WARSZAWA. WTF??! Nie zdążyłam się jeszcze nawet dobrze zdziwić, gdy pani P rozwinęła przede mną wizję tego, jak to o 20.00 czasu polskiego wejdę via Skype na polskie ekrany i będę rozprawiać o swych wspomnieniach z 11-go marca. W tym momencie spojrzałam na zegar i szybko przeliczyłam, że polska 20-ta będzie moją 4-tą nad ranem. Parcie na szkło może i mam ale me parcie na sen jest większe. Wyjaśniłam zatem (wyraźnie zszokowanej) pani P., iż między Polską a Japonią mamy obecnie osiem godzin różnicy czasu i że chyba podziękuję za życiową szansę wystąpienia w telewizji... Ponieważ jednak, w związku z rodzinnymi koneksjami, mam sentyment do pismaków wszelkiego sortu, zaoferowałam pani P. kontakt mailowy do kilku osób, co do których wiem, że były w Japonii podczas trzęsienia ale wróciły już do Polski, i o swoich przeżyciach mogłyby opowiedzieć z tej samej strefy czasowej.
Udostępnienie personalnych danych znajomych (za co ich przepraszam) dało mi mniej więcej 90 minut wytchnienia od Pani P. Około godziny 23.00 ma komórka odezwała się raz jeszcze. Pani P. ogarnęła, że mimo wszystko nie potrzebna jej osoba przebywająca na terenie Ojczyzny, lecz Polak na obczyźnie. Why? Nie mam pojęcia. Wyjawiła także część swojej koncepcji audycji (czy, jak to określił Małż: ‘wyjaśniła dokładnie, co chciałaby żebyśmy w telewizji powiedzieli’). Wątkiem przewodnim programu miała być żałoba narodowa, niesłusznie (zdaniem redakcji) wprowadzona po wypadku kolejowym i porównanie jej do reakcji Japonii na katastrofę naturalną z 2011 roku (w domyśle: ‘U Żółtych nie było żadnej żałoby nawet po takiej wielkiej tragedii, a u nas po śmierci 16 osób już trzeba odwoływać wszystkie imprezy masowe! ESCANDALO!!!’). Jasne, idea wprowadzania żałoby narodowej po wypadku pociągów też jest dla mnie egzotyczna i, mówiąc wprost, głupawa ALE NIE BĘDĘ ATAKOWAĆ JEJ ZA POMOCĄ 16.000 JAPOŃCZYKÓW, KTÓRZY STRACILI ŻYCIE PODCZAS TSUNAMI. Więc powtórzyłam  pani P., że nie będę w środku nocy występować przed ekranem w papilotach, produkując amunicję do walenia w działania (jakkolwiek pomylone) prezydenta Bronisława.
Again, moje argumenty wystarczyły na około godzinę. Tuż przed północą telefon rozdzwonił się ponownie, zaś ja, niczym prawdziwa dzielna feministka, przekazałam go natychmiast w ręcę Małża. Małż przez telefon potrafi być Smokiem Nienawiści (dlatego oficjalnie nie wolno mu rozmawiać na przykład z call-center TePsy), bez trudu pokonał więc Panią P., pytając ją, czy ona wie, że wydzwania do nas o dwunastej w nocy (again: była zszokowana, sugeruję więc, żeby redakcja kupiła jej kalkulator, lub wyjaśniła, że jeśli na jednaj półkuli Ziemii jest dzień TO NA DRUGIEJ PANUJE NOC). Kategorycznie odmówił także udzielenia komentarza, oddania słuchawki żonie i w ogóle dalszej kooperacji. Słuchałam go z wyrazem uwielbienia na twarzy. Kocham mego Miśka. Zaś pani Paulinka w dalszych przygodach dziennikarskich,  powinna się naprawdę nieco opanować.

***

PS. Oczywiście, powie ktoś – pani Paulinka wykonywała tylko swoją pracę (w której, jak lojalnie wyznała mi przez telefon, jest nowa), robiła to, co jej kazano i nie można jej pociągać do odpowiedzialności za to, iż pracuje dla nierozgarniętych redaktorów. Tak się jednak niestety  (dla pani P.) składa, że ja sama jestem dzieckiem dwóch redaktorów, których uważam za nader rozgarniętych. Do tego lubię myśleć, że zostałam poczęta gdzieś na prasie drukarskiej, a w wieku niemowlęcym zamiast dobranocki oglądałam Wiadomości. Dlatego portaloza i upadek standardów prasy drukowanej oraz mediów telewizyjnych bardzo mię bolą i choć nijak nie jestem w stanie ich powstrzymać, będę do śmierci jeździć po wszystkich paniach Paulinkach świata, ich szefach oraz ludziach, którzy tak już się zglobalizowali, że przed telefonem na drugi koniec świata nie są nawet w stanie sprawdzić, która tam może być gdzina. Amen.

Czytam:  P.G. Wodehouse Right Ho, Jeeves – troszkę już wpadam w reisefieber a brytyjski humor z początku XX w dobrze rozładowuje me napięcie.
Słucham:  Nothing in particular
Dokonania:  Po pi razy oko pół roku ćwiczeń dzisiaj umęczyłam  wreszcie gemini, figurę pole dance, którą osobiście uważam za najpiękniejszą. Taraz drapię się po tyłku zastanawiając się, co będzie moim kolejnym celem i motywacją.
Fun Fact: A propos rocznic i świąt. Z okazji minionego dnia kobiet, roponuje Państwu bezcenny komiks, znaleziony gdzieś w otchłaniach tumblra – oto moje małżeństwo w telegraficznym skrócie:



11 komentarzy:

  1. Ach, dobrze mieć takiego Smoka Nienawiści! :D Naprawdę, podziwiam asertywnych ludzi i staram się szkolić w tej sztuce. Wydaje mi się, że jest z tym u mnie coraz lepiej, ale do smoczości mi jeszcze daleko... :D
    Między innymi z powodu takich działań dziennikarzy omijam telewizję szerokim łukiem (chyba, że jest mecz, w którym gra Leo Messi albo inny ceniony przeze mnie piłkarz). Mdli mnie też, jak widzę niekompetencję na papierze czy (to najczęściej) na ekranie komputera. Bardzo nie lubię artykulików, których autor nie zadał sobie trudu, żeby a) nie było błędów interpunkcyjnych, b) dowiedzieć się, o czym naprawdę pisze! Wszystko jest na szybko i dlatego powierzchowne i byle jakie. Dlatego zły Wolff pozostanie fanem książek, które mimo wszystko są porządniej przygotowywane do druku.
    Amen.

    PS A dziennikarzom telewizyjnym dedykuję tę oto wypowiedź bardzo lubianego przeze mnie Profesora :D
    http://www.tvn24.pl/2503853,28378,0,0,1,wideo.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, ja nie jestem asertywny, tylko wqrwia mnie a) glupota, b) biurokracja - więc wszystkie infolinie nie mają ze mną lekko = ja nie mam z nimi lekko jak muszę coś załatwić. A z Tepsą nie wolno mi rozmawiać od kiedy zacząłem rzucać telefonem :/

    OdpowiedzUsuń
  3. przez cały weekend główne stacje informacyjne rozpływały się w dramatycznych opisach tsunami / wspominkach po katastrofie kolejowej. Zakładam, że wyczerpuje to ich limit tematów ckliwo - społecznych, więc w poniedziałek ruszą do mielenia krajowej polityki. Czasami jak się to ogląda to ręce opadają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brawa za asertywność, brawa za zdrowy rozsądek!!!
    artek

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepiej jak dzwonią z sieci komórkowej, wtedy należy wysłuchać cierpliwie i na końcu jak chce potwierdzić nasze dane powiedzieć że to nie my. Jedno z moich ulubionych zagrań.
    A co do wiadomości w prasie i TV dawno przestałem je czytać i oglądać, a przynajmniej brac na poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Eh, jaka szkoda, że dopiero teraz dziecko dało nam wytchnąć na tyle, że wróciłem do czytania tego, jakże wypaśnego, bloga.

    Cóż, kilka razy miałem ochotę skomentować czytany wpis, ale (lenistwo) wizja, że przecież i tak nikt nie zajrzy do wpisów sprzed pół roku mnie powstrzymała.

    Tak więc Fukushima Fukushimą, katastrofa kolejowa katastrofą kolejową (I like trains!), ale powiem tylko jedno - płaszcz Sherlocka śni mi się po nocach. Znalazłem nawet co to i skąd to, ale jak na razie nie mam zbędnych 7k PeeLeNów (choć gdybym sprzedał dziecko...)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Lil' Wolff: slowo drukowane tez powoli sie degeneruje - ja winie za wszystko upadek idei zewnetrznego redagowania tekstu. Nie szukajac daleko, na przyklad 'A Dance with Dragons' wiele by skorzystalo na bardziej zacietym redaktorze, ktory nagadalby Grubemu Trollowi, ze juz troszke przegina :>

    @Misiek: ja za to kocham dzwonic do call-center. Wyobrazam sobie, ze jestem tym jedynym, legendarnym klientem, ktory traktuje obsluge jak ludzi, jest mily i pogodny. Marze rowniez, ze kraza o mnie legendy w oupen-spejsach :D

    @Zucker: nic sie tak dobrze nie klika jak katastrofy - polityka to tylko zapchajdziura :)

    @Artek: brawa za brawa (precz z preczem!)

    @Chudini: ja tak mam, kiedy dzwonia z OBOPU badac ogladalnosc/czytalnosc mediow w moim domu.. na koncu zawsze pada pytanie, czy czasem nie jestem z rodziny dziennikarskiej bo to uniewaznia ma wypowiedz :D

    @neishin: witam ponownie i skladam gratulacje z okazji (niedawnego jak mniemam) rozmnozenia sie :D kwestie plaszcza, jak juz pisalam, rozumiem doskonale. dziecka nie sprzedawaj (nieetyczne) tylko wypozyczaj za oplata. kiedy juz uzbierasz te 1300 funtow, pamietaj, zeby KONIECZNIE OBSZYC NA CZERWONO GUZIK NA KOLNIERZU. Inaczej bedziesz wlascicielem bardzo drogiej podrobki a nie Prawdziwego Detektywistycznego Plaszcza (tm) ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. brawa za brawa w odpowiedzi na brawa!
    artek

    OdpowiedzUsuń
  9. A, dziękuję za gratulacje, choć mineło już 16 miesięcy. Ponowne rozmnożenie w sierpniu (hurtem taniej podobno). Dziecko wypożyczać mogę, 5zł za godzinę, ale do tych 1300 funciaków troszkę poczekam :D

    OdpowiedzUsuń
  10. @Artek: I AM NOT PLAYING THIS GAME!!!
    @Neishin: podziwiam partnerke, ze rozrod w hurcie jej nie przeraza (ja tez teoretycznie taki planuje lecz obawiam sie, ze praktyka jak zwykle wywroci ma teorie go gory nogami ;)). Radze takze cenic wlasne geny lepiej niz na 5 zlotych za godzine... pozycjonowanie na rynku i te sprawy :D

    OdpowiedzUsuń