piątek, 25 listopada 2011

All your fabrics are belong to us!!!



…czyli Nippori Textile Town, welcome to.

         Stało się. Lokalny sklep z materiałami nie jest już w stanie nakarmić mego głodu tekstyliów. Może to mieć coś wspólnego z faktem, że zorientowany jest raczej na młode mamy, pragnące uszyć noworodkom ekologiczne śpiochy, a nie na osoby o tak wyrafinowanym modowym podniebieniu jak moje („Dzień dobry, potrzebuję belę materiału na którym będą cekiny. I ćwieki. I NADRUK W TRANSFORMERSY.”).  Niczym wielkonosy ptak, opuszczający wreszcie ciepłe gniazdko, podjęłam więc decyzję, iż pora odnaleźć nowe źródło tkanin. Datę poszukiwań ustaliłam na czwartek, gdyż nic tak nie motywuje do boju, jak 70 minut obijania się kolanami o rurę na kursie tańca.
        Miast przeprowadzić rozsądne rozeznanie, postanowiłam pokierować się japońskim komiksem, który, jak powszechnie wiadomo, uczy życia (i szycia).  Na kartach Paradise Kiss Ai Yazawy padła kiedyś nazwa TOMATO – legendarnego sklepu z tekstyliami (dlaczego sklep z materiałami nazywa się „Pomidor” to już jedna z wielu niewyjaśnialnych zagadek Tokio), i to ten przybytek zapragnęłam odnaleźć. Gugl Maps zaskoczyło mię, lokalizując go (a dokładnie wszystkie PIĘĆ budynków, które się na niego składają) na Nippori, w obrębie czegoś, co podpisano „Nippori Textile Town”. What do you mean ‘TEXTILE TOWN’!??!   O radości! Poproszę jeszcze dwie dokładki!
        Przezornie, pobrawszy  z bankomatu sumę z gatunku „ostrożnych” ruszyłam w drogę. Ponieważ wycieczka odbyłą się bez aparatu, dzisiejszy post ilustrowany będzie losowymi obrazkami, wyrzuconymi przez wyszukiwarkę na hasło Nippori Textile Town.



Zasadniczo, by dotrzeć do celu, wystarczy dojechać na stację JR Nippori, podążać do wyjścia wschodniego, skąd jak po sznurku poprowadzi nas naprzód dwujęzyczne oznakowanie.

       Kwartał tekstylny na Nippori ma, jak ujawnił pospieszny risercz, już prawie sto lat. Urokliwe jest to, że zachował sporo ducha dawnego Tokio. Nie ma tu wysokiego budownictwa, za to można zaobserwować pełno małych, staromodnych witryn sklepowych. O każdej porze dnia jest tłoczno, a przechodnie, w większości entuzjaści krawiectwa, składają się mniej więcej po połowie z babć emerytek, (które na starość podjęły szwalnicze hobby) oraz NAPRAWDĘ dziwacznie (nawet jak na tokijskie standardy) ubranej młodzieży. Wzdłuż trzech kilometrów zgrupowano około 100 sklepów, specjalizujących się we wszystkim – od guzików po stopki do maszyn do szycia. 
         Poza olbrzymim wyborem, drugim czynnikiem przyciągających miłośników szycia w te okolice, są hurtowe ceny. Co prawda oznacza to, że w niektórych sklepach materiały odmierza się tylko co metr, ale i tak zazwyczaj bardziej opłaca się kupić na Nippori 3 metry danej tkaniny, niż 2,10 tejże samej na Shinjuku. Nikt tu nie mówi po angielsku, a sprzedawcy akceptują tylko gotówkę. Krótko mówiąc, swojsko i fajnie.



Bez trudu można można nabyć jedwab na kimono albo pięknie drukowaną bawełnę na yukatę.



Co do klienteli, 80% kupujących stanowią kobiety a 80% obsług mężczyźni.  Zaprawdę niewiele rzeczy robi większe wrażenie niż japoński student-samuraj, wyposażony w śmiercionośne nożyce krawieckie zamiast katany...



...coś w ten deseń.



A tutaj: legendarna ściana w Tomato, gdzie zgromadzone są bele materiałów po 100 jenów za metr. 



Na koniec: moje zakupy. Zwróćcie uwagę na barwną bawełnę drukowaną w chryzantemy. Mam przeczucie, że powstanie z niej coś przepotwornego!
       
Czytam: Metric Pattern Cutting for Women’s Wear Winfred Aldrich. Ta książka zawiera w sobie WSZYSTKO i sprawia, że chciałabym być w szkole krawieckiej.
Słucham: VNV Nation – Ghost. Fajny numer z gównianej płyty.
Dokonania: W siódmym tygodniu mego biegowego programu treningowego odkrywam w sobie dziwne stany. Na przykład czuję się źle, kiedy o poranku nie bolą mnie mięśnie. Znaczy to w końcu, że poprzedniego dnia MOGŁAM SIĘ BARDZIEJ HARDKOROWO ROZCIĄGAĆ.
Fun Fact: Wizyta na Nippori miała także wymiar sentymentalny, albowiem to tam spotkało mnie marcowe trzęsienie ziemii. Nie mogłam przestać podejrzliwie zerkać na pobliskie budynki, sprawdzając, czy aby na pewno nie zaczynają się kolebać.

PS. Dla przebywających a Tokio i zainteresowanych zakupami: dokładna mapa okolicy, z zaznaczoną większością sklepów.

6 komentarzy:

  1. Postuluję, by tą tkaninę w chryzantemy przerobić na strój małopolsko (ludowy) - kimonowaty. Połączmy obie kultury dzięki mocy maszyny do szycia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, toż to raj! O.O
    Bawełna na yukatkę, mmm <3
    Choć z drugiej strony i tak jakoś nie mam czasu na szycie, więc może jakoś przeżyję bez tych tkanin ;D
    Ale i tak zazdroszczę *__*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe miejsce, oraz bardzo ciekawe wzory na niektórych tkaninach.
    Wiesz że chętnie bym do Tokio przyleciał i pomógł wam przewieść wszelakie dobra (nawet nie brał bym własnego bagażu poza paroma rzeczami), tylko że brak u mnie płynności finansowej ostatnimi czasy. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. JW proszę poinformować małża iż dzięki zaprojektowanemu przez niego silnikowi, zbiornikowi paliwa oraz nogom lądownika udało mi się skutecznie wylądować na księżycu i cyknąć fotkę. Moduł powrotny skutecznie odpalił i dzielne Kerbale powróciły na swój ojczysty glob :) W załączeniu zdjęcie statku Lunarny Kaczor MK.51 https://plus.google.com/u/0/photos/104798563507170472302/albums/5680045206051743905/5680045208662590626

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy Ty jesteś w Edo? A jeśli tak, to czy na mecze siatkarzy się wybierasz? Mam wypatrywać na trybunach?
    Dawny przyszywany "wujek" Irek

    OdpowiedzUsuń
  6. @Zucker: Ten projekt napewno zapewni mi miejsce w panteonie slaw polskich projektantow! Dzieki Tobie moje polsko-japonskie kreacje beda opinac tylek Dody i innych gwiazd!

    @Wolff: ja tez narzekam ostatnio na chroniczny brak czasu, ale juz samo patrzenie sie na te bawelne wprawia mie w dobry nastroj :D

    @Chudini: trzymaj sie! mam nadzieje, ze nie zostaniesz sprzedany razem z TVNem (a jesli Cie sprzedadza, to niech Cie przynajmniej dobrze wycenia, wedlug Twych rozlicznych talentow :D)

    @Wuj: Wszyscy mie wysylaja na siatkarzy, ale ja, wstyd przyznac, nie potrafie znalezc nigdzie w internecie miejsca, gdzie mozna kupic bilety. Plus, kiedy ostatnio bylam na siatkarkach, dostaly okrutnego lupnia..

    OdpowiedzUsuń