czwartek, 29 września 2011

Spaleni Słońcem



...czyli obiecany ciąg dalszy przygód okołoosaczańskich.
         Dzień dobry. Jak za pewne zauważyliście, blogger zaproponował mi właśnie swój nowy, lepszy blogo-szblon. Nie ukrywam, całkiem mi się on podoba, więc przez kilka kolejnych aktualizacji będę eksperymentować z suwakami, usiłując dostosować zrewolucjonizowany wygląd Długiej Nogi do własnych preferencji. Oznacza to ni mniej ni więcej, tylko rozjechane teksty, ilustracje do góry nogami oraz znikające/pojawiające się losowo elementy. Bądźcie dzielni i nie zrażajcie się tymi wybojami. Aha, postawiłam sobie również za cel zrobienie porządnego, graficznego nagłówka. Będzie piękny i będzie zawierał buciki Aoi Kotsuhiroi.
        Tymczasem, trzy słowa na temat tego, co jeszcze spotkało nas podczas pobytu w Osace. Po pierwsze, natknęliśmy się na niezapowiedzianą obsesję Mamzilli, która postawiła sobie za cel dotarcie do chramu w Ise, oddalonego od miasta o, bagatela, 200 kilometrów. Na nic zdały się nasze przekonywania, że jazda do Ise jest kosztochłonna, czasochłonna, a na miejscu osoba nie obeznana z shintoizmem zobaczy coś, co wyda się jej po prostu dwoma stodołami (do których nie można wejść, ani których nie można sfotografować). Niestety, Mamzilla, jak już kiedyś pisałam, jest mentalnym czołgiem i kiedy już się na coś zdecyduje, nie sposób jej przekonać do zmiany zdania. Stało się zatem - pół dnia spędziliśmy w pociągu po to, by zobaczyć miejsce, gdzie czci się samą Amaterasu, boginię słońca i patronkę rodu cesarskiego. Podobno, gdzieś tam, głęboko wewnątrz chramu, pod stoma warstwami ceremonialnej tkaniny (pod którą nikomu nie wolno zaglądać) znajduje się także święte lustro - jedno z trzech regaliów cesarskich.


Ja przy bramie do wewnętrznego kompleksu (内宮) Ise. Bogini słońca wyraźnie wyczuła mój nie dość pełen szacunku nastrój i postanowiła mię ukarać ostrym udarem, ze specjalnym uwzględnieniem usmażenia mojego dekoltu na purpurowy kolor.

Zdjęcie jednego z właściwych budynków chramowych, czy też jego części, widocznej zza tzw. ‘płota’. Dla białego profana najciekawszym elementem chramu Ise jest to, że wszystkie święte budynki odbudowuje się tu od fundamentów co 20 lat. Przynajmniej tak podają przewodniki, prawda jest jednak trochę inna. Miejsca czci stawia się metodą, jakby płodozmianu’ ‘Zmodernizowana’ wersja, powstaje jeszcze przed upływem ‘daty ważności’ wersji starej, na parceli tuż obok. W dzień, kiedy mija 20 rocznica otwarcia zużytego chramu, po prostu poświęca się nowy, już czekający pięć metrów dalej. Po rozłożeniu poprzednika, miejsce na którym stał staje się polem konstrukcji kolejnej emenacji chramu. Sprytne, co?

Drugą największą po Ise atrakcją turystyczną okolicy są dwie skały związane sznurkiem w mieście Futami, czyli tak zwane Meoto Iwa (夫婦岩). I kid you not, wielkie wycieczki ściągają, by obejrzeć dwa kloce, związane ważącym ponad tonę splotem słomy ryżowej. Oczywiście stoi za tym filozofia, głosząca, skały reprezentują Izanagi i Izanami, świętych rodziców wszystkich 6 milionów bóstw shintō, ale, jak na tak wielką legendę, widok prezentują sobą raczej skromny (zwłaszcza, że na wszystkich zdjęciach w albumach fotografowane są nie w skali, żeby nie ujawniać, jak niewielkie mają rozmiary). Anyhows, w shintō nie ma ważniejszego symbolu małżeństwa, więc zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie. Małż, jak widać, zachwycony.


Z samej Osaki polecić możemy turystyczne standardy, czyli widok na miasto z kompleksu Floating Gardens na Umeda Sky Building....


...oraz betonowy zamek, odbudowany w 1931, bez żadnego szacunku dla oryginalnych materiałów, czy planów.

(tu, w ramach parytetów, ja jako feudalny pan - Toyotomi Hideyoshi, budowniczy osackiego zamku - a Małż jako pani samurajowa. Żeby nikt nie zarzucił nam stereotypizacji płciowej)

I obowiązkowy, kącik Mamzilli w pełnym szale i wyposażeniu bojowym!
         Musicie wybaczyć, że z obrazkami i informacjami tak tym razem marnie, (na notkę nie zdążyło na przykład załapać się przeurocze miasto Kobe, jedyne miejsce w Japonii, gdzie można zobaczyć dużo przyzwoitej, nowoczesnej archotektury mieszkalnej i użytkowej)... Cóż, wszystko to wina Mamzilli. Mamzilla chce nas zamordować swoim tempem zwiedzania.
        
Czytam: Janina Paradowska - A chciałam być aktorką... Wywiad rzeka z ulubienicą Małża, znaną w naszym domu po prostu jako JANINA. Czytam z braku laku, ale dowiedziałam się między innymi, że JANINIE, podobnie jak mnie, zdarzało się w latach pacholęcych wypasać krowy. 
Słucham: Tori Amos - Digital Ghost
Dokonania: Nareszcie! Po roku uczęszczania do lokalnej suszarni, zostaliśmy zaliczeni do grona jej stałych klientów! Dziś pani kelnerka, przynosząc nam darmowy rosołek z rybki rzekła do nas “ohisashiburi desu”, czyli “dawno się nie widzieliśmy”. Sprawa jest wielkiej wagi, bo ta konkretn suszarnia, to nie żadna gaijin-friendly turystyczna knajpa, tylko poważna knajpa dla japońskiego ludu pracującego.
Fun Fact: Państwo J. ,którzy byli z nami w Ise, posiadali przypadkowo przy sobie ulotkę polskiego biura turystycznego (z litości nie wymienię nazwy), które ma w ofercie tygodniowe wycieczki po Japonii z wieloma atrakcjami, w jakże przystępnej cenie 18,000 złotych. Wiem, że biuro podróży to nie Caritas, ale zerkając w program rzeczonej wycieczki, wyceniam, że klienci rąbani są złotych około 10,000.

6 komentarzy:

  1. bardzo ładne widoczki :) a ta świątynia wygląda jak żywcem wycięta z jakiegoś anime :) czyli rozumiem, że jak kiedyś uda mi się dotrzeć do Nipponu to jako światowiec i hedonista powinienem unikać shintoistycznych przybytków ?

    P.S: nowy wygląd bloga niezły jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluje uznania za stałych klientów.
    Widzę zwiedzacie w iście japońskim stylu, biegnąc i robiąc zdjęcia. :)
    Co do futonów, po prostu są wygodniejsze od łóżek. W domu też sypiam na materacyku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Maju, jestem wierną czytelniczką Twojego bloga od pewnego czasu i kilka razy miałam ochotę napisać jakiś komentarz, ale zawsze dochodziłam do wnioosku, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Ale kiedy na Twoim blogu zaczęli pojawiać się moi rodzice postanowiłam się ujawnić ;) napiszę więc, że poznałam, że pierwsze zdjęcie zostało zrobine na Umeda Sky Biru (mamy stamtąd bagatela sto zdjęć) i też mamy zdjęcie przed Osaka Castle w tych śmiesznych strojach. Czyli atrakcje turystyczne Osaki zaliczone, w Ise nie byliśmy, chyba nawet nie wiedzieliśmy, że takie coś istnieje :(

    OdpowiedzUsuń
  4. @Zucker: Dla Ciebie-hedonisty proponuje w najnowszym wpisie bardzo specyficzny zespol chramowo-swiatynny :)

    @Chudini: Tak, tak - zwiedzalismy jak Japonczycy z ciasnym harmonogramem i ostrym tempem i twardym rezimem :) Wiesz, 'jesli wchodzisz iedzy wrony...' i tak dalej :D

    @Anonim: Metoda dedukcji wywnioskowalam, ze musisz byc Asia, siostra Ady :) Dziekuje za wierne czytelnictwo i zapewniam, ze bez wyprawy do Ise (oraz wiedzy o Ise w ogole) mozna zupelnie spokojnie zyc :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałem powiedzieć, że nowy layout jest bardzo nie opera/firefox friendly... Przynajmniej na moich konfigach. Ale to tylko w ramach takiego rozkosznego marudzenia

    OdpowiedzUsuń
  6. @Janek: Twe marudzenie jest dla mnie rozkazem!

    OdpowiedzUsuń