niedziela, 18 września 2011

Keks, Szlochy i Rock’n’Roll



...keks weselny, szlochy ze wzruszenia, a rock’n’roll najlepszy, bo nowohucki!

          Mili Czytacze! Jeśli po 6 tygodniach nadal tu zaglądacie, witam Was czule. W piątek, zgodnie z planem powróciliśmy do Tokio, z radością odrywając, że w naszym mieszkaniu nic nie zgniło ani się nie zalęgło. W Polsce naładowaliśmy baterie, nawiedziliśmy kogo mogliśmy, 50% z nas wytańczyło się za zaległe pół roku i generalnie było nam cudnie. Jednak, jak wiadomo, “ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”, zaciskamy zatem zady i ruszamy w nowy, japoński rok (akademicki)!
         Misiek wraca do programowania (jest pewna szansa, że tym razem już za pieniądze), ja zaś od poniedziałku rozpoczynam kurs językowy ‘od świtu do zmierzchu’ pod patronatem Żaby (na który zapisałam się w przypływie szaleństwa, zeby szybko i brutalnie przyponieć sobie przed początkiem semestru japoński...).

Szybka Statystyka Podróżnicza:
Wesela: trzy
Chrzciny: raz
Obalone butle wina: ich liczba zawstydziłaby niejednego licealistę.
Zaobserwowane po przyjeździe zmiany:
  • akademikowy internet został tematycznie ograniczony, skończył się czas darmowej pornografii, nocnego hazardu i Fejsbunia. Wczoraj musiałam wspiąć się na wyżyny hakerstwa tylko po to, żeby obejrzeć ostatni odcinek Project Runway.
  • budynek koło akademika... otworzył dach. Może się wentyluje. Może zmienia w wielkiego robota. W tym kraju nigdy nie wiadomo.


No i zmiana najważniejsza: nie do końca jest tak, że nic nam się na Daibie nie zalęgło. Wygląda na to, że na najbliższe dwa tygodnie zalęgła nam się Mamma! 
Czytam: Panserhjerte Jo Nesbø. Bo na szesnastogodzinną podróż samolotem najlepsze jest szmaciane czytadło. A ja, literacki hipster pogardzam Larssonem i potajemnie podczytuję jego norweskiego bliźniaka. Bliźniak jest nawiasem mówiąc bardziej utalentowany i ma ciekawszych bohaterów.
Słucham: Summer Breeze -  w wersji Type O Negative. Bo jest lato a Type O Negative celowali w doskonałych coverach.
Achievement Unlocked: Bioware fangirl. 56 godzin spędzonych przy Dragon Age 2. W tydzień. Lecz głównie w nocy, więc świat nie wie.
Fun Fact: W dzień naszego przylotu, na Mistrzostwach Świata w rugby 2011 Japonia przegrała z Nową Zelandią 83:7. Meczu nie oglądaliśmy, bo nie zdążyliśmy ale Małż podejrzewa, że pęki Japończyków wisiały na Nowozelandczykach niczym winogrona, próbując bez skutku ich spowolnić.
PS. A kiedy pani kasjerka w Krakowie pytała mnie podczas zakupu biletu, czy nabijać także bilet powrotny to nieomal się rozszlochałam. Ach czemuż, czemuż do marca nie ma dla mnie biletów powrotnych??!!!

8 komentarzy:

  1. Jest,jest!!! Wróciła!!! buahaaahhaa...

    artek

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie znowu po drugiej stronie eee Internetu?
    Znowu będzie co czytać w przerwie w pracy.

    Po cichu miałem nadzieję że obgadamy jeszcze Deus Exa :P

    OdpowiedzUsuń
  3. No i to się nazywają wakacje, a nie takie moje obsrane 2 tygodnie! :D Łelkam bak! <- ale się rozpanoszyłam, na Twoim własnym blogu cię witam :P

    OdpowiedzUsuń
  4. No wiec czekam kolejnych wieści z KKW (Kraju Kwitnącej Wiśni), bo ja już się za nim stęskniłem.
    Szkoda że było mało czasu na więcej spotkań przy Krzysiowym trunku. :)
    Bawcie się dobrze w KKW i pisz co wyczyniacie.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, nareszcie :>
    A ja przeczytałam jednego Larssona i muszę przyznać, że bohaterowie byli sporym rozczarowaniem :/

    OdpowiedzUsuń
  6. @Wszyscy: Dziekuje ze wciaz tu jestescie :D!
    @Shnitzel: I live to serve! Pod kolejna notka czekam na Twe komentarze odnosnie DE :d
    @momo: jak widac na blogasku latwiej nam sie spotka niz w Polsce :>
    @Lil'Wolff: Czy ty nie powinnas teraz byc na jakiejs wyspie? (Hm, ja tez odrzucilam Larssona po pierwszym tomie.... Tymczasem kto wie, moze dalej kryly sie tam jekies cuda niewidy?)

    OdpowiedzUsuń
  7. Noł, noł, wróciliśmy w poniedziałek rano :)
    Więcej fotek będzie na Buniu ;)

    OdpowiedzUsuń