czwartek, 22 września 2011

Tajfun - Fajfun



Nauki Majzilli
Pamiętaj, nigdy nie łącz:
1. spirytusu z wodą gazowaną
2. smalcu z czekoladą
3. ZAMSZOWYCH BOTKÓW Z TAJFUNEM


            Ponieważ wiem, jak bardzo to lubicie, pozwólcie, że podzielę się z Wami kolejną historyjką ze swej młodości. Otóż, przez kilkanaście lat, gdy pełzłam przez edukację podstawową i średnią, miałam pewne nieustające marzenie. Marzenie sprowadzało się do tego, żeby chociaż raz odwołano mi jakiekolwiek lekcje, z powodu złych warunków atmosferycznych. Niezliczoną liczbę razy wyobrażałam sobie masy śniegu, potężne wichury, ewentualnie okrutne gradobicia, które odetną mi drogę szkoły. Zazdrościłam dzieciaczkom z górskich wiosek, miasteczek czy przeróżnych Bullerbenów, o których donoszono w wiadomościach, że ich mieszkańcy nie mogą wydostać się z domów.... Na szczęście Japonia to kraj, gdzie spełniają się sny. Odkąd tu jestem, straciłam nie tylko miesiąc nauki na uczelni na rzecz trzęsienia, ale także, w dniu wczorajszym, pół dnia zajęć ze względu na tajfun. Tak, tak - dwudziesty drugi września 2011 przejdzie do historii jako dzień, w którym nawet Żaba musiała poddać się i odesłać nas do domu, w obawie przed nadchodzącym kataklizmem. 
           Zresztą chwała jej za tę decyzję, bo tylko dzięki niej dotarłam do akademika jeszcze zanim zatrzymano wszystkie pociągi i linie metra. Gdy biegiem pokonywałam ostatnie 300 metrów między stacją kolejki a wejściem do naszego budynku, lało już zdrowo.
          Naturalnie, klęska żywiołowa może powstrzymać Żabę, lecz nie jest w stanie zatrzymać mej Mammy, opętanej tourist-frenzy. Mimo braku komunikacji z resztą Tokio, postanowiliśmy ruszyć do najbliższej moliwej atrakcji Odaiby - odległego o rzut beretem muzeum, noszącego dumną nazwę: ‘Pawilon Przyszłości’. Można tam zapoznać się z najnowszymi osiągnięciami ludzkości (czy też raczej japońskości) w zakresie techno- i bio-logii. 
         ‘Pawilon przyszłości,’ na codzień zapełniony wycieczkami dzieci w wieki okołoszkolnym, tym razem, w związku z wyjątkowymi okolicznościami przyrody, okazał się błogosławienie pusty, dzięki czemu, zupełnie niezaniepokojeni coraz zacieklejszymi opadami i wiatrem na zewnątrz, zwiedziliśmy spokojnie całą ekspozycję. Nawiasem mówiąc, ekspozycja jest bardzo nowoczesna, interaktywna i niesie wiele radości dla każdego, kto choć raz bawił się jako dziecko w szalonego naukowca... Zresztą niech zdjęcia przemówią same za siebie!
          Droga powrotna do akademika trwała z zegarkiem w ręku dwie minuty, lecz zdążyliśmy podczas nich stracić oba parasole, jednego buta i resztki godności osobistej. 


Ja i Mamzilla pod obrazem satelitarnym w holu muzeum, wyraźnie ukazującym, że znajdujemy się w oku tajfunu.


Widok przekrojowy przez trzy piętra muzeum, tajfun za oknami oraz gigantyczną kulę (geoidę?) na której można wyświetlać na przykład trasy migracji tuńczyka.


ŚWINIE W KOOSMOOOSIE!!!
Kibō (希望), czyli ‘Nadzieja’. Moduł Międzynarodowej Stacji Kosmicznej autorstwa japońskich inżynierów. W muzeum zreplikowany we wzmagającej wyobraźnię skali 1:1


Kosmiczne jedzenie!


Mój ulubiony eksponat: podręczna instrukcja obsługi promu kosmicznego.


Poza częścią kosmiczną można też obejrzeć część mechaniczną i biologiczną. Tu Małż na dnie batyskafu, prezetuje postawę Dee Dee, siostry Dextera...
(Boże, czy małolaty, które to czytają w ogóle wiedzą jeszcze do czego ja piję w tych swoich porównaniach?!)


Część robotyczna ekspozycji, poza Asimo, robotycznymi pieskami i pełzakami zawiera także te oto roboty “uczące się”... CHYBA UCZĄCE SIĘ GRY W UMARŁEJ KLASIE!!!

dla fanów Mamzilli - Mamzilla manipuluje DNA


Małż zaś manipuluje sercem!

KOMUNIKAT: Od dziś do 28-go będziemy w Ōsace w hotelu Krzak, który z dużą dozą prawdopodobieństwa nie dysponuje internetem. Długa Noga może zatem nie być aktualizowana do końca przyszłego tygodnia. Bądźcie dzielni.

4 komentarze:

  1. nawiedziliście muzeum uderzająco podobne do warszawskiego Kopernika, widać, że to bardzo fajne miejsce. :)Zastanawiam się tylko czy obsługa nie wpadła w panikę na widok tylu białych małp szturmujących ich przybytek ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę że parasolek za Y500 wiatr strasznie sponiewierał. Dlaczego mnie takie atrakcje omijają, mam tylko upał i nisko chmury (żeby tylko nie zobaczyć Fuji) jak jestem w Japonii.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Zucker: o dziwo w Miraikanie, czyli omawianym muzeum nie ma strachu przed biala malpa a wszystkie ekspozycje sa wzorowo opisane po angielsku... jest to jedyny tego typu przybytek, jaki spotkalam w Japonii :D

    @Chudini: Fuji nie pokazuje Ci sie, zebys mial ciagla motywacje, by przyjezdzac tu znowu i znowu :) A co do tajfunu, Ty jestes twardym harcerzem, pewnie bys go nawet nie zauwazyl :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję że bym zauważył, wystarczy że przespałem trzęsienie ziemi. :P

    OdpowiedzUsuń