wtorek, 2 sierpnia 2011

Sankyū!



...bo w Japonii nawet srajtaśma mówi ci ‘dziękuję’, kiedy skończysz z niej korzystać!
          Ok. Pożarliśmy pożegnalne sushi, złożyliśmy podania w administracji (w Żółtym Kraju bez podań ani rusz), zapięliśmy walizki i generalnie jesteśmy gotowi do wylotu. Jutro o świcie potoczymy się pod pobliski hotel, gdzie, jak wytropiliśmy, można złapać autokar na Naritę. 
         Bardzo dziękuję Wam wszystkim, drodzy Czytelnicy za uwagę, jakże konstruktywne komentarze oraz okazjonalne fanmaile (nie żebym się skarżyła ale skąd u diabła obcy ludzie biorą mój elektroniczny adres?!). Ogłaszam, iż do piętnastego września zarzucam aktywność pismaczą i zamierzam zajmować się epikurejską działalnością na łonie Ojczyzny.... Rynsztoki na Tomasza, przygotujcie się na spotkanie ze mną!

Fakty z dotychczasowej działalności ‘Dziennika Długiej Nogi’:
Ilość wejść: 24,953 
Ilość komentarzy: 741 (głównie dzięki wzorowej postawie Strzasnego Krzysztofa, Boskiego Chudiniego oraz Brajdo-Wolffa) 
Ilość zapisanych słów: ok. 90,000
Strona najczęściej wyszukiwana w google przez hasła:
1. ‘maju-baju’ i warjacje (hm, kiedy rejstrowałam się w usłudze blogger, nie wiedziałam, że istnieje już blog, który tak samo się nazywa...)
2. ‘dziemniak’ i warjacje (chyba niechcący podłączyłam się pod jakiś sieciowy mem)
3. laski sikają do kubka’ (...)

Do zobaczenia po drugiej stronie globu!

Czytam: Eichi - Za Nippon Rebiū (The Nippon Review). Książka potworna, lecz pouczająca. Zbiera przeróżne komentarze zagranicznych internautów, związane z Japonią (recenzje japońskich produktów na Amazonie, wpisy pod japońskimi filmikami na Youtube, wątki z forów i dyskusje pod traktującymi o Japoni artykułami z elektronicznych wydań gazet. Podczas lektury tego zestawienia wyłania się nie tylko przerażający obraz ludzi, uważających się za entuzjastów Żółtego Kraju ale także równie przerażający obraz pana redaktora, który wszytskie te wygrzebane z otchłani internetu mądrości opatruje własnymi złotymi myślami. Amerykanie nic nie rozumieją z Japonii, Japończyk nic nie rozumie z Ameryki i w ogóle wszelkie moje rojenia o skutecznej komunikacji międzykulturowej można o kant dupy rozbić.
Słucham: Diary of Dreams - King of Nowhere. W ogóle nie ma w tej piosence nic o podróźy, ale wyjątkowo dobrze zgrywa się ona z moim Reisefieber. Plus przeczytałam ostatnio, że Diary of Dreams to takie niechciane dziecko Type O Negative i Depeche Mode. How fantastisch!
Dokonania: -
Fun Fact: Jeden na rzech Japończyków sika na siedząco.

3 komentarze:

  1. Będzie mi brakowało Maju-Baju, ale na szczęście przez pewien okres jego zawieszenia będę podbijać ciepłe kraje w podróży poślubnej ;) (jedziemy na początku września).
    Do zobaczenia jutro, mój dzielny Lektorze!! (Redaktorze...? ;>)
    Brajdo-Wolff

    OdpowiedzUsuń
  2. I co zostaliście jednak w kraju? Bo nic nie piszecie.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Lil'Wolff: Lektorr-Redaktorr dziekuje za zaufanie i obiecuje na nastepne czytanie ubrac sie mniej wyzywajaco :d
    @SpeX: No juz nie podpuszczaj tak, nie podpuszczaj! Czlowiek wyspac sie nie moze, bo wszedzie tylko Ci fani i fani (a w zasadzie fan.... Pan Fan:d) !!!

    OdpowiedzUsuń