Nauki Majzilli
Pamiętaj, nigdy nie łącz:
1. spirytusu z wodą gazowaną
2. smalcu z czekoladą
3. ZAMSZOWYCH BOTKÓW Z TAJFUNEM
Ponieważ wiem, jak bardzo to lubicie, pozwólcie, że podzielę się z Wami kolejną historyjką ze swej młodości. Otóż, przez kilkanaście lat, gdy pełzłam przez edukację podstawową i średnią, miałam pewne nieustające marzenie. Marzenie sprowadzało się do tego, żeby chociaż raz odwołano mi jakiekolwiek lekcje, z powodu złych warunków atmosferycznych. Niezliczoną liczbę razy wyobrażałam sobie masy śniegu, potężne wichury, ewentualnie okrutne gradobicia, które odetną mi drogę szkoły. Zazdrościłam dzieciaczkom z górskich wiosek, miasteczek czy przeróżnych Bullerbenów, o których donoszono w wiadomościach, że ich mieszkańcy nie mogą wydostać się z domów.... Na szczęście Japonia to kraj, gdzie spełniają się sny. Odkąd tu jestem, straciłam nie tylko miesiąc nauki na uczelni na rzecz trzęsienia, ale także, w dniu wczorajszym, pół dnia zajęć ze względu na tajfun. Tak, tak - dwudziesty drugi września 2011 przejdzie do historii jako dzień, w którym nawet Żaba musiała poddać się i odesłać nas do domu, w obawie przed nadchodzącym kataklizmem.
Zresztą chwała jej za tę decyzję, bo tylko dzięki niej dotarłam do akademika jeszcze zanim zatrzymano wszystkie pociągi i linie metra. Gdy biegiem pokonywałam ostatnie 300 metrów między stacją kolejki a wejściem do naszego budynku, lało już zdrowo.
Naturalnie, klęska żywiołowa może powstrzymać Żabę, lecz nie jest w stanie zatrzymać mej Mammy, opętanej tourist-frenzy. Mimo braku komunikacji z resztą Tokio, postanowiliśmy ruszyć do najbliższej moliwej atrakcji Odaiby - odległego o rzut beretem muzeum, noszącego dumną nazwę: ‘Pawilon Przyszłości’. Można tam zapoznać się z najnowszymi osiągnięciami ludzkości (czy też raczej japońskości) w zakresie techno- i bio-logii.
‘Pawilon przyszłości,’ na codzień zapełniony wycieczkami dzieci w wieki okołoszkolnym, tym razem, w związku z wyjątkowymi okolicznościami przyrody, okazał się błogosławienie pusty, dzięki czemu, zupełnie niezaniepokojeni coraz zacieklejszymi opadami i wiatrem na zewnątrz, zwiedziliśmy spokojnie całą ekspozycję. Nawiasem mówiąc, ekspozycja jest bardzo nowoczesna, interaktywna i niesie wiele radości dla każdego, kto choć raz bawił się jako dziecko w szalonego naukowca... Zresztą niech zdjęcia przemówią same za siebie!
Droga powrotna do akademika trwała z zegarkiem w ręku dwie minuty, lecz zdążyliśmy podczas nich stracić oba parasole, jednego buta i resztki godności osobistej.
Ja i Mamzilla pod obrazem satelitarnym w holu muzeum, wyraźnie ukazującym, że znajdujemy się w oku tajfunu.
Widok przekrojowy przez trzy piętra muzeum, tajfun za oknami oraz gigantyczną kulę (geoidę?) na której można wyświetlać na przykład trasy migracji tuńczyka.

ŚWINIE W KOOSMOOOSIE!!!
Kibō (希望), czyli ‘Nadzieja’. Moduł Międzynarodowej Stacji Kosmicznej autorstwa japońskich inżynierów. W muzeum zreplikowany we wzmagającej wyobraźnię skali 1:1
Kosmiczne jedzenie!
Mój ulubiony eksponat: podręczna instrukcja obsługi promu kosmicznego.
Poza częścią kosmiczną można też obejrzeć część mechaniczną i biologiczną. Tu Małż na dnie batyskafu, prezetuje postawę Dee Dee, siostry Dextera...
(Boże, czy małolaty, które to czytają w ogóle wiedzą jeszcze do czego ja piję w tych swoich porównaniach?!)
Część robotyczna ekspozycji, poza Asimo, robotycznymi pieskami i pełzakami zawiera także te oto roboty “uczące się”... CHYBA UCZĄCE SIĘ GRY W UMARŁEJ KLASIE!!!
dla fanów Mamzilli - Mamzilla manipuluje DNA
Małż zaś manipuluje sercem!
KOMUNIKAT: Od dziś do 28-go będziemy w Ōsace w hotelu Krzak, który z dużą dozą prawdopodobieństwa nie dysponuje internetem. Długa Noga może zatem nie być aktualizowana do końca przyszłego tygodnia. Bądźcie dzielni.
nawiedziliście muzeum uderzająco podobne do warszawskiego Kopernika, widać, że to bardzo fajne miejsce. :)Zastanawiam się tylko czy obsługa nie wpadła w panikę na widok tylu białych małp szturmujących ich przybytek ?
OdpowiedzUsuńWidzę że parasolek za Y500 wiatr strasznie sponiewierał. Dlaczego mnie takie atrakcje omijają, mam tylko upał i nisko chmury (żeby tylko nie zobaczyć Fuji) jak jestem w Japonii.
OdpowiedzUsuń@Zucker: o dziwo w Miraikanie, czyli omawianym muzeum nie ma strachu przed biala malpa a wszystkie ekspozycje sa wzorowo opisane po angielsku... jest to jedyny tego typu przybytek, jaki spotkalam w Japonii :D
OdpowiedzUsuń@Chudini: Fuji nie pokazuje Ci sie, zebys mial ciagla motywacje, by przyjezdzac tu znowu i znowu :) A co do tajfunu, Ty jestes twardym harcerzem, pewnie bys go nawet nie zauwazyl :D
Mam nadzieję że bym zauważył, wystarczy że przespałem trzęsienie ziemi. :P
OdpowiedzUsuń