...czyli ostatni spacer, ostatnie sushi, ostatnia noc na podłodze oraz (a jakże!) ostatnie spotknie z internetowym celebrytą!
Zgodnie z planem w poniedziałek opuściliśmy Blok C i przeprowadziliśmy się do M.. Od tego czasu zdołaliśmy m.in.: zdezorganizwoać jej system segregacji śmieci, zakleić tatami gumą do żucia, zawalić pół mieszkania walizami i w ogóle generalnie wprowadzić tzw. ‘CHAOS’ w jej dotychczas spokojnym, zorganizowanym życiu.
Chwała dziewczynie, że jest tolerancyjna i nie wyrzuciła nas jeszcze na zbity pysk, dzięki czemu nadal mieszkamy w Meguro. Okolica jest miła, nieopodal mamy drugi kampus Todaju, otoczony przyjemnymi małymi budyneczkami, w większości jednorodzinnymi, lokalnymi sklepami oraz przecięty jedną-li-tylko prywatną linią kolejową. Chodzimy na spacery, oglądamy wiśnie, które powoli zbierają się do kwitnienia (a propos, słyszałam, że w sobote na Okęciu ma powitać nas śnieg...) i generalnie przeżywamy pełną gębą to, co w tutejszej tradycji nazywa się mono no aware czyli ‘smutkiem rzeczy’ i ‘lirycznym zamyśleniem nad przemijalnością świata’. W ogóle nie wiemy, co też czeka nas w Polsce (jak to co? Druga seria Game of Thrones!) lecz staramy się z optymizmem spoglądać w przyszłość.
Podsumowania prawdopodobnie pojawią się na blogu w przyszłym tygodniu, kilkunastogodzinny lot do Helsinek i oczekiwanie na transfer do Warszawy na pewno pozwoli mi dokładnie przemyśleć ostatnie 18 miesięcy.
Czytam: Max Brooks World War Z: An Oral History of the Zombie War. No i wiedziałam, że to się tak skończy... Ściągnęłam ksiązkę na Kundla, wciągnęłam się i zanim wsiądę do samolotu, na pewno zdążę ją już przeczytać. Damn. (Przy okazji: katjo – dzięki za sugestię – póki co bardzo mi się podoba!)
Słucham: -
Dokonania: Ostatnio mam naprawdę dobrą passę wśród niszowych celebrytów. Najpierw Jenyne Butterfly poprawiała sobie przy moim stoliku majcjochy przed wyjściem na scenę (AMAZING!!!), teraz udało mi się spotkać w Tokio z mym ulubionym internetowym idolem: niejakim Maciusiem. Wcześniej znaliśmy się li-tylko korespondencyjnie, w związku z raging hatemailem konstruktywną krytyką pewnego szowinistycznego wątku, w jednym z materiałów Maćka, który wkurzył mię na tyle, że sprowokował do wysłania ściany pouczającego femi-nazi tekstu. Anyhows, ponieważ wtedy Maciej odpisał mi trochę się nawet kajając, uznałam, że skoro już zawiało go do Tokio, będzie to miła okazja, żeby spotkać się osobiście. To, że się zgodził niech świadczy o jego odwadze – mogłam wszak zamiast wspólnego piwa otworzyć mu przecież wnętrzności.
....’uojezu – taki som jak w telewizorze...!’
Fun Fact: Ponieważ Małż wylatuje jutro z Hanedy o szóstej rano, dzisiejszą noc spędzi już w hotelu na lotnisku. Dało nam to z M. szansę na tzw. ‘girls night out’ – wynajęłyśmy sobie więc na całą noc studio pole dance o wdzięcznej nazwie ‘Polish’. Będziemy tam dziś ćwiczyć do upadłego, a jak już padniemy, walniemy w kimę na studyjnych materacach.